Co do tradycji kulinarnych Podola, skąd przyjechał znaczny odsetek obecnych mieszkańców woj. opolskiego i dolnośląskiego, a dawnych poddanych Jego Cesarskiej Mości Franca Josefa :
"(...) Przenieśmy się teraz na południe, do Galicji. Czym różniła się tamtejsza kuchnia od kuchni Wielkiego Księstwa?
Przede wszystkim było w niej mniej wpływów rosyjskich. Mniej Wschodu, a więcej Południa. I Rzeczpospolita graniczyła z Królestwem Węgier, a w XIX wieku – czyli w momencie, gdy na całym świecie rodziła się nowoczesna kuchnia – Galicja znajdowała się pod zaborem austriackim. Budapeszt i Wiedeń promieniowały więc swoimi wpływami na ten teren. W każdej, nawet największej dziurze Galicji znajdowała się kawiarnia. W tej kawiarni podawano kawę w filiżance, a nie herbatę z samowara, którą przelewa się na spodek i chłepcze, zagryzając cukrem z głowy. Kawa ta była z pianką, do tego można było dostać strudle i piszingery. Robiono gulasze i paprykarze.
To już wpływy wybitnie madziarskie.
Tak, od Austriaków braliśmy słodkości, a od Węgrów dania słone. Do dziś te ostatnie są popularne na Podhalu. Kociołek tatrzański to nic innego jak węgierski gulasz. Tam też tylko przetrwała tradycja kiszenia kapusty w główkach. Bo na Podhalu tak jak na Węgrzech robi się gołąbki zawinięte w liście kiszonej, a nie słodkiej kapusty.
W Galicji silne były jednak chyba także wpływy miejscowej kuchni rusińskiej?
Najbardziej znaną i powszechną do dziś potrawą tej kuchni jest oczywiście barszcz ukraiński. Czyli w przeciwieństwie do barszczu robionego w Koronie i w Rosji – niekiszony. Zupa jarzynowa na bazie starych, świeżych buraków bez zakwasu. Do tego oczywiście fasola. Co ciekawe – o czym mało kto wie – barszcz na początku nie był wcale czerwony, bo nie robiono go z buraków, tylko z rośliny nazywającej się barszcz. Była to zupa zielona. Dopiero gdy rozpowszechniła się uprawa buraków, zaczęto ich używać do jej przygotowania. Nazwa jednak została.
Jest jeszcze jedna sztandarowa potrawa kuchni ukraińskiej – pierogi ruskie.
Tak, choć w Polsce wiele osób jest przekonanych, że to pierogi rosyjskie.
W „Kabarecie Olgi Lipińskiej" był kiedyś nawet taki żart. Ktoś pytał: – Kto zamawiał ruskie? A Kobuszewski odpowiadał:
– Nikt, same przyszły. Wszyscy się śmiali do łez, ale dowcip był nietrafiony. Tu nie chodzi bowiem o pejoratywne określenie Rosjanina, ale o Ruś – a tak dawniej mówiono na Ukrainę. Pierogi takie rzeczywiście do dziś je się w tym kraju, ale – jak nietrudno się domyślić – nie nazywają się tam ruskimi.(...)".
"(...) Weźmy sękacz, który w PRL uchodził za sztandarową pozycję, wręcz symbol kresowej kuchni. Gdy w latach 70. przyjeżdżałem do Warszawy, do części rodziny pochodzącej z okolic Wilna, jedzenie tego ciasta było jak patriotyczne wyznanie wiary. Miało zanegować powojenny kształt granic i rządy komunistyczne. Jedząc sękacz, wszyscy porozumiewawczo do siebie mrugali. A tak naprawdę jest to ciasto... niemieckie.
Niemieckie?
Oczywiście. To Baumkuchen. Na Litwie jedzono je, bo było bardzo blisko do Inflant, które były matecznikiem niemieckiej kultury w tej części Europy. W tym wielonarodowym tyglu, jakim były Kresy, mieszała się nie tylko krew, ale także kuchnie.(...)".
za :
http://www.rp.pl/artykul/...l?print=tak&p=0
Przypomnę, że pierogi znane są i w Alzacji.
http://smakialzacji.blogs...i-grzybami.html http://smakialzacji.blogs...i-grzybami.html
A pyzy znane są i w Turyngii. Podobnie placki ziemniaczane.
Moja prababka robiła jeszcze gołąbki, w których farsz zawijała w liście niemieckich winogron rosnących w ogrodzie. To również południowe wpływy kuchni Podola.
Babcia natomiast robi czasami czorne kluski :
http://www.gornyslask.net.pl/kuchnia_slaska.htm ( jednak wolę zwykłe, śląskie z dziurką ) , ale też kopytka z serem i kartoffelsalat – sałatka przyrządzana z dodatkiem marynowanych ogórków, cebuli i majonezu. Polecam również pochodzącą z Niemiec potrawę Matjestopf ( nie używamy tej nazwy )– młode, solone śledzie z cebulką w śmietanie z kartoflami w mundurkach.
Z moich podpoznańskich korzeni polecam kartofle z serem białym, śmietaną i cebulą, a z racji, że Śląsk i Wielkopolska były w jednym państwie, stąd i znane jest to danie w naszym regionie :
http://www.kuchnia-slaska...z-bia-ym-serem/
Proste, chłopskie dania i najsmaczniejsze.
Ostatnio zmieniony przez mulder 2013-10-26, 07:00, w całości zmieniany 7 razy
Kartofle z Poznania? A nie pyry? Zaraz się okaże, że ziemniaki wynalazł jakiś Franz Otto Kartoffelnsalat w XVII wieku w tajnym laboratorium... A nie przypadkiem pyry ? Bo chyba taka nazwa regionalna tam obowiązuje i funkcjonuje (doświadczyłem osobiście).
Sękacz? Na temat sękacza większej bzdury dawno nie słyszałem. Generalnie uważa się go za potrawę o pochodzeniu wschodnim (tatarskim). Wiki podaje:
Cytat:
Historia sękacza w jego obecnej postaci sięga prawdopodobnie średniowiecza. Polacy poznali przepis na sękacz i technologię jego produkcji od Jaćwingów, plemienia bałtyckiego zamieszkującego w średniowieczu tereny na północ od Mazowsza. Ten rodzaj dużego ciasta mógł być łatwo wykonywany na otwartych paleniskach kuchni tamtych czasów, a jego efektowny, naśladujący twór przyrody kształt odpowiadał gustom epoki. W dalszej perspektywie historycznej technika pieczenia ciasta nad otwartym ogniem na rożnie było znana od czasów prehistorycznych.
Wskazanie na Jaćwingów potwierdza kulturoznawca w poniższym filmiku - wskazując na Krzyżaków, którzy "wynaleźli" sękacz podczas pacyfikacji krajów nadbałtyckich.
http://www.youtube.com/watch?v=_INanG8JcoA
Generalnie istnieje wiele podań i legend, ale użycie słowa "oczywiście" we wskazaniu na niemieckość rodowodu sękacza, jest sporym nadużyciem.
Wracając do Brzegu - moja babka robiła przepyszną zacierkę :). Przywiezioną spod Tarnopola.
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2013-10-26, 09:42, w całości zmieniany 5 razy
No to wiem... Wiemy. Ale chodzi o tradycje rodzinne. Dlatego dopytuję, czy mówisz na ziemniaki/pyry z niemiecka "kartofle" w ramach zachowań wdrożonych w procesie socjalizacji?
Mówiąc prościej - tak się mówiło "w domu"? Czy "kartofle", to efekt świadomej samoresocjalizacji i usilnego zniemczenia znienawidzonego dziedzictwa kulturowego?
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2013-10-27, 08:44, w całości zmieniany 1 raz
W latach przed I wojną św. szeroko znane były brzeskie ptysie (Brieger Spritzkuchen). Chodziło o wypiek zbliżony do znanych wszystkim ptysi, za którym nie krył się jednak żaden oryginalny brzeski przepis, w większej mierze był to sukces reklamowy. W latach 90-tych XIX w. pewien brzeski cukiernik otworzył nową cukiernię i kawiarnię przy ul. Piastowskiej (przypuszczalnie chodzi o znaną cukiernię Café Zobel nieopodal poczty, swego czasu mieścił się tam słynny bar "Ekspres") i wkrótce nawiązał współpracę z ajentem restauracji dworcowej (kolejna dygresja: w owych czasach dworzec był biletem wizytowym miasta i restauracje dworcowe należały do najlepszych). Podczas postoju pociągów na peron wybiegali chłopcy uczący się zawodu kelnera i sprzedawali podróżnym gorące parówki, piwo i wspomniane ptysie, głośno je zachwalając - "komu brzeskie ptysie?". W ten sposób brzeskie ptysie stały się znanym sloganem reklamowym, a Brzeg był też nazywany "miastem ptysi". Co złośliwsi chętnie przekręcali "Brieger Spritzkuchen" w "Brieger Spitzbuben" - brzeskich łobuzów."Brieger Spritzkuchen" to również tytuł lokalnego felietonu, ukazującego się od początku lat 20-tych w "Brieger Zeitung", a po wojnie w "Briegische Briefe". Ich autorem był Paul Heilmann, czyli "Fritze vom Sperlingsberg" (Fryc z Wróblego Wzgórza).
Opracowano na podstawie Kalendarza Brzeskiego z r. 1925.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum