Sytuacja ma sie nastepujaco.
Moja znajoma zaszla w ciaze i regularnie co miesiac chodzila na prywatne wizyty do do ordynatora brzeskiego szpitala (niejaki Kelm czy jakos tak). Co miesiac stowka leciala do jego kieszeni (albo i wiecej).
Nadszedl czas porodu (oczywiscie w brzeskim szpitalu). Po tygodniu czasu lezenia malego i znajomej w szpitalu okazalo sie, ze maly ma zlamany obojczyk (co dziwne bo bylo cesarskie ciecie), infekcje bakteryjna i zaropiale oczy i nosek. Wspomniany ordynator nie kiwnal nawet palcem zeby pomoc i dziecku i znajomej. Zaznaczam, iz wykrycie zlamania obojczyka nastapilo po tygodniu. Jak ten maluch musial cierpiec jak go myli i przewijali. Ropa w oczach i nosku bylo efektem poznego zabiegu cesarskiego ciecia.
Z wywaidu dowiedzialem sie, ze niektorzy lekarze mieli dosc pracy z tym ordynatorem i odeszli na wlasne praktyki (ciekawe dlaczego? moze w szpitalu panuje jakis uklad?).
Wobec powyzszego ...