Forum Brzeg on
Regulamin Kalendarz Szukaj Album Rejestracja Zaloguj

MegaExpert

Poprzedni temat :: Następny temat
Antysemityzm w Europie, na świecie i w Polsce - geneza
Autor Wiadomość
sigalit 



Wiek: 38
Dołączyła: 13 Lis 2006

UP 0 / UP 3


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2008-03-28, 14:40   

Bardzo interesujacy wpis, zaprawde, jesli twoim celem byla proba urazenia mnie to ci sie nawet udalo.
Nie moge pojac w dalszym ciagu, dlaczego zalozyles ten watek, dlaczego celujesz w Zydow. Dla mnie to jest totalnie pokrecone, gdy czytam jak ubolewasz nad zydowskim sutenerstwem, a pod Zajazdem stoja kobiety i dzieci zmuszane do prostytucji i serce ci z tego powodu nie peka. Chciales cos napisac o Palestynczykach, a wystarczy poczytac twoje wpisy o Romach, trudno mi w nich wychwycic twoja wrazliwosc na ludzka krzywde. Do rozpaczy doprawadzaja cie postawy z drugiego konca swiata, a one sa przeciez identyczne do tych z ktorymi masz na codzien do czynienia, dziewczyna w watku o Romach pisze, ze cyganskie dziecko chwycila za glowe i uderzala nia w szybe samochodu a ty nie reagujesz, jakby to palestynskie dziecko uderzala Zydowka to poswiecilbys temu caly watek. Jak to jest, ze ubolewasz nad kondycja swiata a nie widzisz tego co masz pod nosem. Wolisz biadolic o tym, co sie dzieje na drugiej polkuli, na co nie masz zadnego wplywu, zamiast probowac zrobic cos, na co masz wplyw. Co to za dziwaczna wrazliwosc, gdzie tu logika?
Bardzo mi miło, ze znalazles slawnego Zyda, ale dla mnie to nie ma znaczenia czy on byl Zydem czy nie, chwala mu za to czego dokonal, mam nadzieje, ze prywatnie byl takze porzadnym czlowiekiem, podobnie nie interesuje mnie to, czy sutenerstwo jest zydowskie, polskie, hiszpanskie, arabskie, rosyjskie, czy meksykanskie. Nie wiem, czy zrozumiales co mam na mysli, ale jesli chociaz jedna osoba to czytajaca zrozumiala, to znaczy, ze moj czas nie poszedl na marne.
p.s Nie znam cie prywatnie, nie pijam z toba piwa, moge tylko oceniac twoje wpisy, wiec nie traktuj ich zbyt personalnie

dopisuje, zeby juz nie wracac do tego, podalam Machcewicza, nie tylko dlatego, ze jest dobrym historykiem, ale dlatego, ze byl jednym z pierwszych, ktory zaatakowal Grossa, przed ukazaniem sie jego publikacji w Polsce, dopiero kiedy sie z nia zapoznal wyrazil inne zdanie. Byc moze dla przecietnego zupelnie czytelnika, bledem Grossa bylo skrocenie pracy, pozbawienie jej w polskiej wersji historycznego tla, ale jak napisal w polskiej wersji uznal, ze Polacy dostatecznie znaja czasy w jakich wydarzenia mialy miejsce i nie musi im ich naswietlac, widac jak bardzo sie pomylil, bo glownie zarzuty poszly w tym kierunku.
Co do Chodakiewicza, wcale nie jest taki znany i uznany jak to przedstawiasz, nic szczegolnego nie opublikowal, poza tymi dwoma pozycjami, jesli cos jeszcze opublikowal to nic znaczacego i niewiele, no chyba, ze uznamy, ze pisanie dla polonijnych gazet jest powazna publicystyka, moim zdaniem nie jest, szczegolnie gdy historyk skupia sie w nich na gloryfikowaniu Polski i Polakow i jesli wspomina o Zydach, a wspomina a jakze, to tylko po to, by wykazac ich niewdziecznosc.
I rzeczywiscie zostal mianowany do tej rady przy Muzeum Holokaustu, ale glownie dlatego, ze ma bardzo duze poparcie pewnych srodowisk polonijnych i chcieli tam dac jakiegos Polaka.
Ostatnio zmieniony przez sigalit 2008-03-28, 15:04, w całości zmieniany 2 razy  
0 UP 0 DOWN
 
Roztropek 


Wiek: 73
Dołączył: 11 Sie 2006

UP 345 / UP 162


Skąd: tutejszy

Wysłany: 2008-03-29, 09:15   

Ten spór między Fijolą a Frankiem do niczego nie prowadzi i nie doprowadzi. Franco opiera się na autorytetach zbliżonych do skrajnej prawicy, Fjola wyciąga sobie znane fakty i tak można w nieskończoność.
Ze dwa lata temu na Niezależnym Forum o Wojsku trwała dyskusja o stosunkach Izraela do Palestyńczyków i na odwrót. Trwała do czasu jak nie zarzucono forum dziesiątkami stron opisów zbrodni z jednej i z drugiej strony, zawierających szczegółowe wykazy dat, wiosek, osób, sposobów itd. Nie było możliwości jakichkolwiek weryfikacji tych sprawozdań z rzezi, bo tak to należy nazwać. Gdyby przyjąć te opisy-wykazy za prawdę historyczną to należałoby zostawić je bez jakiegokolwiek komentarza tak, aby każdy na podstawie tych danych wyciągnął wniosek jaki uważa za słuszny. Nikt i nigdy nie dojdzie do tego kto zaczął, o co poszło i kto komu wyrządził więcej krzywd. Zresztą obecnie nie ma to znaczenia.
Od tego czasu „stoję z boku”, i przestały mnie interesować wywody naszej skrajnej prawicy, jak i artykuły w czasopismach o zabarwieniu podobnym do GW, tudzież głośnie i mniej znane książki z obu stron . Przyznam, że trudno było mi zmienić zdanie na temat wyłącznej winy Izraela z powodu skutecznego wychowywania na książkach podobnych do opisów p. Kapuścińskiego. Jak widać z Waszych wypowiedzi największe zasługi w jątrzeniu mają interpretatorzy historii. Często ludzie, którzy uczyli się na podręcznikach podobnych im interpretatorów.
Całe szczęście, że w stosunkach między Polakami a Żydami sytuacja nie doszła tak daleko.
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2008-04-01, 09:51   

Tymczasem kolejne głos w dyskursie o "irracjonalnościach" zachowań:

http://przekroj.pl/index....=3486&Itemid=92

Polacy musieli zwariować
Tadeusz Nyczek


Sławny „Dziennik 1920” Izaaka Babla wreszcie w całości

Dotychczasowe polskie wydania „Dziennika” (1990, 1998, 1999) były niekompletne. Nie mogły być inne. Bablowy rękopis po kawałeczku wydobywał się na światło dzienne – posiadanie go w Rosji niegdyś sowieckiej było równie bezpieczne jak trzymanie w domu tykającej bomby. Nieliczne fragmenty po raz pierwszy ukazały się w ojczyźnie autora dopiero w 1965 roku, większe w 1989, to natomiast, co ocalało, wyszło, bagatela, w 1991 roku, 70 z górą lat po napisaniu. I to właśnie mamy wreszcie w ręku. Jerzy Pomianowski, polski odkrywca Babla, dotłumaczył nieznane dotąd części i całość opatrzył obszernym, znakomitym komentarzem.

Inaczej niż kilkanaście lat temu czyta się dziś te przejmujące strony. Zwłaszcza w kontekście „Strachu” Grossa i atmosfery mu towarzyszącej. „Dziennik” dotyczy roku 1920, wojny polsko-bolszewickiej, ale jego zbiorowym bohaterem cywilnym jest przeważnie ludność żydowska dawnych Kresów Wschodnich. Babel, sam Żyd, z rosnącym przerażeniem obserwował ten roziskrzony przez wojnę splot sowiecko-polsko-żydowski. „Nienawiść do Polaków jest powszechna. Grabili, torturowali, dźgali aptekarza rozpalonym żelazem, igły pod paznokcie, wyrywali włosy, wszystko dlatego, że ktoś strzelał do polskiego oficera – co za idiotyzm. Polacy musieli zwariować, sami siebie tym gubią” – notował 7 sierpnia w Beresteczku. Ale kilkanaście dni później, już w Sokalu, zapisał coś takiego: „Ten szewc czekał na sowiecką władzę – a widzi żydożerców i rabusiów, żadnych widoków na zarobek, jest wstrząśnięty, nie może w to uwierzyć. (...) Kramy są wszystkie pootwierane, kreda i smoła, żołnierze grasują, wyzywają Żydów, wiercą się bez celu, wdzierają do mieszkań, wpełzają pod lady, chciwe oczy, rozedrgane łapy, wojsko nie z tej ziemi”. Był zdumiewająco sprawiedliwy. Współczuł wszystkim ofiarom: Żydom, Polakom, także dzielnym frontowym kurwom kradnącym jedzenie i pomagającym młodym żołnierzom nie oszaleć.

Dla 26-letniego kandydata na pisarza, który zgłosił się jako korespondent wojenny do Konnej Armii Budionnego wyznaczonej do pacyfikacji Kozaków, Polaków i Ukraińców, doświadczenia tej strasznej wojny były bezcennym materiałem. Te całkiem prywatne notatki posłużyły potem do napisania arcydzieła Babla, zbioru opowiadań „Konna armia”. Ale i one są już literaturą. Skondensowaną do esencji, słowa jak pociski pędzą i wbijają się w papier. „Folwark. Cienista polana. Wszystko porujnowane. Nic nie zostało. Rozdrapujemy owies do ostatniego kłoska. Sad owocowy, pasieka, rozwalanie uli, coś strasznego, rozpaczliwy brzęk pszczół, rozsadzają ule prochem, otuleni płaszczami idą do ataku na ule, bachanalia, wyłuskują ramy szablami, miód kapie na ziemię, pszczoły bronią się żądłami, Kozacy wykurzają je smolistymi, palącymi się szmatami. Czerkaszyn. W pasiece – chaos i kompletne zniszczenie, dymiące ruiny”.
Później sowieccy historycy będą pisać panegiryki o żołnierskiej chwale; Babel pisał, co widział. To go stworzyło jako pisarza, ale zgubiło jako obywatela sowieckiego raju. 26 stycznia 1940 roku, po 266 dniach okrutnego śledztwa i 20-minutowym procesie, został zastrzelony za oczernianie ideałów rewolucji.
Tadeusz Nyczek

"Przekrój" nr 08/2008

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Kto przeżył rok 1940, rok sowieckiej okupacji, ten już witał Hitlera jak oswobodziciela - odpowiada Łotysz..."

Za: http://www.gazetawyborcza.pl/1,88974,5024430.html

Stój i patrz!
Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski

Był żydowskim sześciolatkiem, gdy żołnierze zamordowali jego mamę, brata i siostrę. Miał osiem lat, gdy został esesmanem III Rzeszy. Mając lat 13, uciekł do Australii. Pamiętał tylko dwa słowa: Kojdanow i Panok

Aleks Kurzem ma prawdopodobnie 72 lata. Szczupły siwy mężczyzna porusza się bardzo energicznie jak na swój wiek.Wita nas, podając rękę, i od razu przechodzi na "ty". Wygląda bezpretensjonalnie: flanelowa koszula wpuszczona w wytarte dżinsy, mokasyny zbyt lekkie na tę porę roku.

Październik 2007, Warszawa

Przywitaliśmy się na Okęciu.

Leciał przez Singapur i Londyn prawie 30 godzin, ale zanim się zdrzemnie, ma jedno, pilniejsze życzenie: po 60 latach chce znowu spróbować gołąbków.

Jedziemy na Starówkę zjeść obiad.

Dziesięć lat wcześniej, Melbourne

Dzwoni telefon.

- Pan Aleks Kurzem?

- Tak, to ja.

- Czy nazywał się pan kiedyś Uldis Kurzemnieks?

- O co chodzi?

- Pan Kurzemnieks?

- Hmm... Tak. Skąd pan mnie zna?

- Wielu Łotyszy pana zna. Pan ostatnio niszczy dobre imię naszej społeczności.

- Nie wiem, jak na to odpowiedzieć... Czego pan chce?

- Niczego. To ja mam coś dla pana. Zdjęcie. W mundurze. Pana zdjęcie z Rosji. Będę czekał o dziesiątej wieczorem przed lunaparkiem.

Dwaj ludzie nocą

- Rzeczywiście czekał - Aleks opowiada, jak zdobył tę fotografię, gdy kelnerka stawia przed nim ogromnego gołąbka posypanego koprem. - Spotkaliśmy się jak szpiedzy w filmie. Przeciwdeszczowe płaszcze, podniesione kołnierze. On miał ze sobą cały album. To zdjęcie najpierw mi dał, a potem wyjął z ręki i już nie pozwalał dotknąć. Bawił się tak ze mną...


- Spytałeś go, skąd ma fotografię?

- Oczywiście. Powiedział mi, że był na wycieczce w Rydze i dostał ją od Niemki, żony żołnierza, który na niej jest. Mało wiarygodna historyjka... Rozmawialiśmy po angielsku, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że to mógł być Łotysz. Może wtrącił jakieś słowo... Chyba akcent go zdradzał.

- Jak cię znalazł?

- Wtedy już intensywnie zbierałem informacje o przeszłości. Chodziłem do Centrum Holocaustu w Melbourne, nagrali moją relację, napisała o mnie australijska gazeta... Mógł coś o mnie usłyszeć. Myślę, że był po prostu synem jednego z ludzi na zdjęciu. Tak czy owak w końcu wyrwałem mu fotografię z rąk i pobiegłem do samochodu. Zamknąłem się od środka. Najpierw stukał w szybę, potem walił, zastanawiałem się, czy weźmie cegłę i w końcu przyłoży solidnie. Nawet wówczas bym nie oddał. Chyba dostrzegł desperację, bo dał spokój. Poszedł. Tylko że niedługo po tym ktoś włamał się do mojego domu w Altona North i przewrócił wszystko do góry nogami. Nic nie zginęło.

- I fotografia też ocalała.

- Ocalała.

Jutro wszyscy umrzemy

Dwa dni po przylocie Aleksa

Siedzimy w restauracji na gdańskiej Starówce. Pada śnieg. Dzisiejszy wieczór to akurat 66. rocznica masakry Żydów z Kojdanowa - starego polskiego miasta, którego nie ma na mapie, odkąd w 1932 roku Sowieci zmienili jego nazwę na Dzierżyńsk. Aleks urodził się tam - około 1935 roku - jako Ilia Solomonowicz Galperin, syn garbarza. Zdobycie tej wiedzy zajęło mu całe życie. Wcześniej - będąc dorosłym mężczyzną - wiedział tyle, że:

* trafił na antypody z łotewską rodziną Dzenisów, która opiekowała się nim od wojny i w której traktowany był jak syn;

* wcześniej brał udział w walkach na froncie wschodnim jako członek łotewskiego legionu Waffen SS, sierżant - a potem nawet kapral - Uldis Kurzemnieks;

* jeszcze wcześniej błąkał się sam po lesie, zmarznięty i głodny, nie wiadomo jak długo;

* a przed tym wszystkim stało się coś strasznego.

Przez większość życia próbował o tym czymś nie myśleć. Ale w 1975 roku zachorował na raka. Australijscy lekarze nie dawali mu zbyt wiele czasu.

- Leżąc bezradnie w łóżku i czekając na śmierć, postanowiłem odnaleźć grób matki. I całej rodziny. I siebie odnaleźć zarazem. Żeby umrzeć, wiedząc, skąd się wziąłem - niczego więcej nie chciałem... Miałem tylko dwie wskazówki, dwa zapamiętane z najgłębszej przeszłości słowa. Kojdanów i Panok. I trochę okropnych, ale mglistych wspomnień bez nazw. Tyle że... im więcej o nich myślałem, tym więcej sobie przypominałem szczegółów. Jabłoń za domem. Sanki, które zrobił tata. Tylko twarz mamy się nie pojawiała. Jedynie zarys. Ciemny zarys jej sylwetki, gdy siedzi na taborecie. Do tego siostrzyczka śpiąca jej na rękach i brat na podłodze czymś się bawiący. Ja się chowam pod spódnicą, gdy wpadają ludzie w mundurach. Niszczą nasze mieszkanie. Nie ruszam się spod spódnicy, brat tuli się do mnie. Potem na krótko zapada cisza i w tej ciszy słyszę kroki jednego ze złych ludzi, który podchodzi do mamy. Słyszę głuche uderzenia pałki, może nawet bardziej je czuję, niż słyszę, bo po każdym takim ciosie ciało mamy się trzęsie. Boję się, żeby siostra nie zaczęła płakać, bo wtedy - takie mi zostało w pamięci mgnienie własnej myśli - nas też będą bili. Ale siostra nie płacze. Cicho płacze mama. Żołnierze musieli już pójść, bo niczego poza tym szlochem nie słyszę. Jest ciemno, puszczam nogę mamy i wychylam się spod sukni. Kładę głowę na jej drżących kolanach i czuję na czole i na policzku, jak coś ciepłego po mnie spływa. Dotykam tego palcem, rozmazuję: krew. Mama mówi: "Jutro wszyscy umrzemy. Musisz być bardzo dzielny. Musisz trzymać za rękę braciszka, kiedy będziemy wychodzili z domu".

- Wiedziałeś, co znaczy "umrzeć"?

- Widziałem, jak się zabija kurczaki na podwórzu. Nie chciałem być kurczakiem. Leżałem w łóżku i długo nie mogłem zmrużyć oka. A kiedy zasnąłem, chyba przyszedł jakiś majak, bo obudziłem się znowu. Może to z głodu... Podszedłem do mamy i pocałowałem ją. Nie obudziła się. Albo tylko udawała, że śpi. Wyszedłem cicho z domu. Pobiegłem w stronę lasu.

To była noc z 20 na 21 października 1941. Nazajutrz ostatecznie zakończyła się ponad 300-letnia historia żydostwa w Kojdanowie.

Wilcze wycia

- Widziałem to, stojąc ukryty między drzewami. Wielki rów, sto metrów od skraju lasu, i ludzie z miasteczka. Nadzy. W błocie. Ruszali się. Chodzili po sobie... Pełzali... Zapadali się. Żołnierze przyprowadzali kobiety z dziećmi i zmuszali, żeby podchodziły do rowu. Ciągle strzelali. A oni, one... wszyscy spadali w ten dół. Często było tak, że matka trzymająca na rękach dziecko leciała postrzelona w plecy, a dzieci... uuuuch... dzieci wpadały tam żywe. Poznałem jednego starca. Miał bardzo długą brodę. Przychodził do nas do domu, zawsze brzydko pachniał. Potem zobaczyłem sąsiadkę, która kiedyś dawała mi śliwki. I ciotkę. Chyba miała na imię Sonia. A zaraz potem mamę, brata i siostrę. Szli w większej grupie, tak jakby w środku, między innymi ludźmi. W moją stronę. Wpadali na siebie, potykali się, potrącali. Widziałem, że mama, trzymając na rękach siostrzyczkę, prowadzi brata. I wtedy przypomniałem sobie, że to ja miałem trzymać go za rękę, że miałem pomagać mamie... Włożyłem sobie rękę do ust i zacząłem ją gryźć.


- Nie uciekłeś?

- Byłem sparaliżowany. Cały się trząsłem. Gryzłem dłoń i próbowałem nie krzyczeć, kiedy żołnierz zastrzelił mamę. A potem przebił bagnetem brata i siostrę. I zepchnął ich do rowu. Jak worki. Jak gdybyśmy nie byli ludźmi... Dopiero kiedy to wszystko się skończyło, poszedłem głębiej w las. Szedłem i płakałem, trzęsąc się z głodu i zimna. Później szukałem grzybów, ostatnich jagód... Najlepsze wyrastały przy ciałach zabitych. Najbardziej dorodne.

- Jak oni wyglądali, ci zabici? Mieli mundury?

- Raczej jakieś podgniłe szmaty. Jakby długo leżeli.

- Front przeszedł tamtędy w czerwcu...

- Tylko jeden nieboszczyk był, znaczy jego ubranie, zdatny do użytku. Miał wojskowy płaszcz, pas, spodnie, skórzane buty. W pierwszej chwili bardzo się go przestraszyłem. Nie wyglądał jak tamci - inni. Był... całkiem świeży. Cały dzień ciężko przy nim pracowałem. Samo zdejmowanie mu rękawów płaszcza trwało ze dwie godziny. Potem trzeba było ten płaszcz spod niego wyciągnąć. Pomagałem sobie kijem, by przesunąć tułów. Ale trudno zdjąć zgrabiałymi palcami zamarznięte buty. Zawiązane jeszcze sznurowadłami... Wielkie, grube, ciężkie, sztywna skóra. Te buty były dla mnie wyzwaniem, bo wiele były warte. Kryły prawdziwy skarb: skarpety. Płaszcz uratował mi życie. Płaszcz i pas, którym przywiązywałem się do drzewa, gdy zasypiałem.

- Spałeś na drzewach?

- Na ziemi było już zbyt zimno. Poza tym nocami pojawiały się wilki. Strasznie się bałem. Może właśnie wtedy zapomniałem, jak się nazywam... Wiele lat później, w Australii, myślałem sobie, że może Kojdanow albo Panok... Że się na przykład nazywałem: Panok Kojdanow. Rozumiecie? Tak jak... no...

- Jak Dymitr Karamazow czy Jurij Andropow?

- No właśnie!

- Tymczasem Panok okazał się...

- ...właściwie do dziś nie wiem. Chyba to było przezwisko jakiegoś kolegi z ulicy.

- A Kojdanów?

- Przecież wiecie.

- Ale jak ty wpadłeś na to, że chodzi o Dzierżyńsk?

- Aaaa... to... W Centrum Holocaustu w Melbourne poznałem Żydówkę z Ukrainy. Ona mi pomogła rozszyfrować zagadkę. Miałem już wtedy jeden trop: Słonim. Miejsce mojego urodzenia musiało być niedaleko, skoro oddział Łotyszy, który mnie, powiedzmy, przygarnął, operował także w Słonimiu. Wiedząc to już, trzeba było tylko wpaść na starą mapę z dawną nazwą Dzierżyńska. Dalej już krok po kroku...

Nie trzeba mnie zabijać

- Skąd miałeś ten trop? Ten Słonim?

- Gdzieś tak w 1963 roku, gdy już byłem Australijczykiem pełną gębą, wujek Dzenis zaprosił mnie do swego domu, ugościł wódką i węgorzem, a potem poprosił, żebym jako były żołnierz Legionu Łotewskiego pomógł naszemu byłemu dowódcy, pułkownikowi Lobe. Bo jego teraz oskarżają w Europie o udział w masakrze Słonimia. Pułkownik jest w Szwecji i walczy, by tamtejszy rząd nie wydał go bolszewikom. Tak mówił wuj Dzenis.

- A ty co na to?


- Byłem mocno zaskoczony. Wcześniej sprawy związane z Holocaustem nic a nic mnie nie interesowały. Jestem Australijczykiem, luteraninem, nie chodzę zresztą do kościoła, tym bardziej do synagogi. Żydzi i żydostwo - co to w ogóle jest?

- Wujek Dzenis...

- ...mówił coś w tym rodzaju, że Sowieci polują na pułkownika. Już skazali za zbrodnie wojenne tych członków naszego batalionu, którzy zostali w ZSRR. Proces był oczywiście sfingowany. Wiadomo, jak to w Związku Radzieckim: nienawidzą Łotyszy. A teraz chcą się jeszcze dobrać do pułkownika, więc powinniśmy mu pomóc uwiarygodnić się przy Szwedach. Moje świadectwo będzie do tego bardzo przydatne.

- Świadectwo czego?

- No właśnie! Tu wyszła na jaw cała gra wujka. Przecież przed chwilą powspominaliśmy sobie przy butelce: jak to byliśmy solidarni na wojnie, jak batalion się mną opiekował i tak dalej. No to teraz trzeba wszystko przelać na papier i podpisać. O co chodzi? Przecież mam napisać tylko prawdę. Że jestem wdzięczny. Że to byli moi opiekunowie...

- A byli?

- Gdyby nie batalion, zginąłbym w lesie albo...

- ...albo został rozstrzelany przez batalion.

- Ten czy jakiś inny. Pewnie tak... Mało zresztą brakowało. Chowając się w lesie, wpadłem w końcu w ręce chłopa, może drwala... Pamiętam, jak trzymał mnie za kark wielką, twardą dłonią i unosił niby szczeniaka. "Mały Żyd" - powiedział.

- Pamiętasz te słowa?

- Pamiętam. Jewriej. Wepchnął mnie do kosza, takiego z wikliny, zarzucił sobie na plecy, jak w strasznej bajce dla dzieci, i poniósł przez las. Wędrował ścieżką, później droga zrobiła się szersza, zobaczyłem jakieś domy, wreszcie większy budynek, coś jak szkoła. Brama, za bramą boisko. A na nim, pod ścianą, stało kilkunastu, może ze 30, mężczyzn. I chyba kilka kobiet. Dzieci nie było. Oprócz mnie.

- Żydzi?

- Wyglądali jak nasi sąsiedzi z Kojdanowa. Dla mnie po prostu - jak ludzie. Rozróżniania Żydów i nie-Żydów nauczyłem się później. Wielkolud rzucił mnie na ziemię razem z koszem i wtedy zobaczyłem żołnierzy. Stali, spokojnie ze sobą rozmawiali, palili papierosy, pili coś ze wspólnej butelki. Mieli chleb. Widziałem, jak jeden gryzł kromkę. Musiałem być głodny, bo ze wszystkiego, co tam wtedy zobaczyłem, ta kromka stała się najważniejsza. Do dziś pamiętam niejasno cały ten widok, który mi się ukazał po uwolnieniu z kosza, i jedną wyraźną rzecz: kęs chleba... Ten, który mnie przyniósł, powiedział do nich coś w rodzaju: "macie tu jeszcze jednego...", a oni odpowiedzieli w swoim języku. Może mu dziękowali, może nie, on w każdym razie coś zaburczał i poszedł.

- A żołnierze?

- Kończyli papierosy, brali do rąk karabiny. Pomyślałem sobie: jeżeli mają mnie zaraz zabić, niech chociaż dadzą kawałek chleba. Podniosłem głowę, spojrzałem w oczy jednego z żołnierzy i nasze spojrzenia na chwilę zawisły na sobie.

- To był ten moment.

- Chyba tak. On był dowódcą grupy. Może jakoś instynktownie to w nim wyczułem. Podbiegłem do niego i krzyknąłem: "Daj mi chleba!". Zanim dobiegłem na tyle, by go choć dotknąć, złapał mnie inny wojskowy. Nie bił, nie kopał, po prostu chwycił mnie mocno za ramię i ustawił między stojącymi pod ścianą mężczyznami... A żołnierze już się ustawili w rzędzie naprzeciw ściany. Nasza śmierć tak wisiała w powietrzu, że już można było jej dotknąć. Wystarczyło, żeby nic się nie stało, i po mnie.

- Ale coś się stało?

- Sierżant Kulis, jeszcze oczywiście nie wiedziałem, że on tak się nazywa, krzyknął coś w swoim języku i chwilę wszystko trwało w bezruchu. Wiedziałem, że coś się zmienia na lepsze i muszę szybko coś wymyślić. Zacząłem robić śmieszne miny, trzymałem się za brzuch, pokazując, jaki jestem głodny. Udawałem, że jem, że pożeram nieistniejący bochenek chleba. Chciałem, by to było śmieszne. Chciałem wydać się wesołym, dobrym chłopcem. Takim, którego nie trzeba zabijać.

- Sierżant Kulis cię uratował.


- Zabrał mnie na zaplecze szkoły, rozebrał, obejrzał, pokręcił głową. Powtarzał po rosyjsku: "Niechoroszo, niechoroszo". Długo palił papierosa, wydmuchiwał dym nad moją głową i nic nie mówił, a twarz miał coraz mroczniejszą. Za oknem grzmiały strzały. W końcu pochylony spojrzał mi w oczy, jakby chciał przygwoździć, i powiedział powoli: "Nie chcę cię zabić, ale nie mogę cię ocalić. Jedyne wyjście: zabiorę cię ze sobą. Masz mówić, że jesteś rosyjskim sierotą, któremu partyzanci zabili rodziców. I nigdy nie pozwól, by ktokolwiek zobaczył cię bez majtek".

Błękitny mundur i czarny płaszcz

Po Gdańsku pokazujemy Kurzemowi Toruń. My opowiadamy o zabytkach, on - o długich marszach łotewskich żołnierzy na służbie Hitlera. O płonących wsiach, zabijaniu dzieci. I o żołnierskiej przyjaźni.

- Zostałeś, Aleks, synem pułku.

- Raczej batalionu. Batalionu Kurzeme. To po polsku Kurlandia.

- A twoje nowe imię i nazwisko...

- Uldis to taki łotewski John. A Kurzemnieks - jeden z Kurzeme. Odtąd byłem szeregowcem. Sierżant Kulis przedstawił mnie pułkownikowi Lobe i on się na to zgodził.

- A potem, gdy batalion został wcielony do dywizji SS, nawet awansował cię na kaprala. Zostałeś najmłodszym rottenführerem w hitlerowskiej armii. Dali ci błękitny mundur...

- ...i prawdziwy pistolet. I czarny płaszcz. Zostałem z nimi - na dobre i na złe.

- Tylko że tego złego było więcej.

- Robiliśmy straszne rzeczy.

- Na przykład Słonim.

- Tak.

- Kiedy tam byliście?

- Dokładnie nie wiem, ale wydaje mi się, że leżał śnieg.

- Czyli najpóźniej w kwietniu czterdziestego drugiego.

- To było po południu. Akcja zaczęła się po południu. Przynajmniej dla nas, dla batalionu. Większą część dnia spędziliśmy, czekając na stacji. Wielu ludzi wtedy do mnie podchodziło, robili sobie ze mną zdjęcia. Byłem atrakcją.

- I tak powstało między innymi to zdjęcie.

- Dokładnie tak. Fotograf ustawił nas w rzędzie między wagonami i poprosił o uśmiech.

- A potem?


- Potem poszliśmy do miasta.

Znikające twarze

Gdy szli, sierżant Kulis trzymał małego żołnierza za rękę. Słońce stało już nisko. Aleks pamięta coś jeszcze: - Twarze w oknach... Znikały natychmiast, kiedy się odwróciło ku nim głowę. Był w tym strach i zapowiedź czegoś bardzo, bardzo złego. Czułem to. W końcu robiliśmy już różne akcje wcześniej. Teraz doszliśmy do jakiegoś większego placu. Duży budynek tam stał. Szeroki, dwu- albo trzypiętrowy. Przed nim ludzie. Wystarczyło, że na nich spojrzałem, żebym wszystko pojął w jednej chwili. Znowu ci sami. Ci sami co w Kojdanowie, ci sami co na szkolnym podwórzu. Brodaci mężczyźni poubierani na czarno, przerażone kobiety z małymi dziećmi. Sierżant powtórzył: "Partyzanci". Żołnierze zaczęli zaganiać ludzi do środka budowli. Potem zabili deskami drzwi, bo okna już zabili wcześniej - i podpalili.

Płomienie w jednej chwili strzeliły w górę i przez minutę słychać było tylko huk ognia.

- A potem usłyszeliśmy krzyki. Najpierw pojedyncze, można było w nich rozpoznać płacz i jakieś słowa, potem to już był jeden, wysoki, głośniejszy od trzasku płonących drewien, wrzask. Łotysze, którzy byli już podpici i wcześniej głośno na siebie pokrzykiwali, teraz zamilkli. Staliśmy i patrzyliśmy w ten wielki ogień. Słońce zachodziło, chciałem się odwrócić, by nie patrzeć, wtedy jeden z oddziału zapytał: "Dlaczego stoisz tyłem?". Skłamałem, że rażą mnie promienie. Złapał za ramiona i postawił przed sobą jak kukiełkę: "Stój i patrz!" - krzyczał. Patrzę na to do dzisiaj.

Wrzucili jeszcze granaty

Przed 1939 rokiem 30-tysięczny Słonim był polskim miastem w województwie nowogródzkim. Żydowska społeczność liczyła - według różnych źródeł - od dziesięciu do kilkunastu tysięcy dusz. W większości byli to potomkowie XVII-wiecznych osadników z Europy Zachodniej, m.in. z Hiszpanii i Portugalii.

Po inwazji sowieckiej na Polskę przybyli uciekinierzy z niemieckiej strefy okupacyjnej. Białoruski historyk Siergiej Czyhryn szacuje, że Żydów było wtedy w Słonimiu 27 tysięcy.

Około tysiąca z nich - głównie bogatszych kupców, rabinów i inteligentów - Sowieci wywieźli na Syberię jeszcze przed wkroczeniem Wehrmachtu. Dla pozostałych dramat rozpoczął się latem 1941 roku.

Warszawski Żydowski Instytut Historyczny przechowuje spisaną odręcznie relację Mordechaja Kronenberga: „Wehrmacht zajął Słonim 25 czerwca. 10 dni potem przyjechała grupa gestapo w celu zabrania 1200 młodych mężczyzn żydowskich () twierdząc, że jadą do pracy do Niemiec. Po 2-3 tygodniach żony i matki znalazły w lesie 50 km od Słonimia świeże groby, skrwawione ubrania oraz paszporty zabitych. Po upływie sześciu miesięcy gestapo przywiozło do gminy żydowskiej listy od tych » wywiezionych na roboty «. Okazało się, że były napisane [przed śmiercią] pod przymusem, z późniejszą datą”.

Dalszy ciąg relacji Kronenberga to coraz bardziej krwawe fazy dokręcania śruby słonimskim Żydom: kolejne kontrybucje, zabójstwa, zapędzenie do przymusowej pracy przy budowie dróg i naprawie broni (12-godzinny dzień roboczy bez wynagrodzenia), pacyfikacje, wreszcie - pierwsza wielka masakra.

"14 listopada żandarmeria ukraińska oraz białoruska czarna policja obstawiły ulice i wyciągały Żydów z mieszkań. Brali tylko tych, którzy byli w pokoju, dalej nie szukali, ale prawie nikt się nie chował. Wszystkich zabrano do Pietraszowic. [Tam] rozstrzelali ich Ukraińcy, Litwini oraz policja białoruska. Wszyscy byli strasznie pijani. Po rozstrzelaniu wrzucali jeszcze do grobów granaty".

W grudniu 1941 została utworzona dzielnica dla Żydów.

Trzy żywe pochodnie

Pojechaliśmy do Słonimia. To dziś Białoruś. Tereny byłego getta dzielą między siebie: miejskie targowisko pełne chińskiego towaru, niedawno założony park i kilkanaście starych domów poprzeplatanych porośniętymi chwastem pustkami.

Mordechaj Kronenberg tak opisywał likwidację dzielnicy: "Getto zostało obstawione przez Niemców, Litwinów oraz białoruską policję. W pierwszym dniu zostało zabranych tylko 300 osób, reszta była schowana. Widząc, że w ten sposób nie zdołają przeprowadzić akcji, oprawcy zaczęli podpalać dzielnicę. Żydzi zostali spaleni żywcem, ci, którym udało się wydostać z melin, zostali rozstrzelani lub wpędzeni z powrotem w płomienie. Barbarzyńcy wrzucali dzieci do ognia".

- Z tego ognia wybiegła kobieta, a z nią dwoje dzieci - mówi Aleks.

- Jak to: wybiegła z ognia?

- Po prostu ze ściany płomieni. Biegła w naszą stronę i płonęła. A dzieci za nią. Trzy żywe pochodnie: jedna duża i dwie małe. Nie krzyczeli, a może ja tego nie słyszałem... Biegli. Wtedy padły strzały. Nie widziałem, kto strzelał, ale gdy tylko usłyszałem karabinowe trzaski, oderwałem wzrok od płonących i spojrzałem w stronę, skąd dochodził huk. Sierżant i dwaj inni z naszego oddziału opuszczali lufy. Kulis spojrzał na mnie w tym momencie. Byliśmy w odległości kilku, może kilkunastu metrów od siebie.

- Kulis zabił tych ludzi? Twój wybawca, twój sierżant?


- Nie wiem, nie mam pewności, czy to był on. Uciekłem stamtąd. Biegłem zapłakany, nie wiedząc, dokąd. Minąłem kilka ulic i wpadłem do jakiejś drewnianej szopki, to było podmiejskie gospodarstwo: dom, płot, podwórze i komórka. Schowałem się w ciemnym kącie, zwinąłem w kłębek. Chciałem zniknąć, zapaść się pod ziemię, nic nie czuć, nie być. Nie dało się. Zauważył mnie chłop - potężny mężczyzna. Kopnął jak psa, jak szmacianą piłkę. Chciałem mu wtedy powiedzieć: "Dobrze robisz! Wymierz mi karę, a potem weź ze sobą. Nie chcę być żołnierzem, nie chcę munduru, jestem partyzantem!". Nie było szans. Zabiłby mnie, gdybym nie uciekł. Pobiegłem z powrotem. Do sierżanta.

"Będziemy bili tych wszawych... "

Dlaczego "dobry sierżant" Jekabs Kulis, wybawca i opiekun Aleksa, zabijał niewinnych cywilów? Z jakiej przyczyny niektórzy Łotysze (także Litwini) dosłownie rzucili się na swoich żydowskich współobywateli, gdy tylko Sowieci wycofali się przed nacierającym Wehrmachtem?

- Dlaczego wasz niewielki naród wystawił więcej żołnierzy Waffen SS niż jakikolwiek inny poza samymi Niemcami? - zapytaliśmy łotewskiego historyka dr. Erika Jekabsena.

- Kto przeżył rok 1940, rok sowieckiej okupacji, ten już witał Hitlera jak oswobodziciela - odpowiada Łotysz. - Ludzie liczyli na to, że będzie tak jak po I wojnie światowej. Przetoczą się armie ze wschodu i z zachodu, a na koniec wyłoni się nowa, niepodległa Łotwa. Była taka popularna pieśń: "Będziemy bili tych wszawych: zawsze, zawsze, zawsze / Potem tych niebieskoszarych: zawsze, zawsze, zawsze / Nigdy na Syberię nie pojedziemy: nigdy, nigdy, nigdy / I Ruskom kopać rudy nie będziemy: nigdy, nigdy, nigdy / Będziemy zdobywali Żelazne Krzyże: zawsze, zawsze, zawsze / Pod krzyżami drewnianymi będziemy leżeli".

- Kto to są wszawi?

Doktor Jekabsen uśmiecha się dobrotliwie.

- Ruscy oczywiście, u was się tak nie mówiło?

- U nas się mówiło: kacapy. A niebieskoszarzy to Niemcy?

- Niemcy. Dlatego że mieli takie błękitnostalowe mundury.

- Hitlerowcy was wtedy wykorzystali do brudnej roboty.

- To prawda. Kto mógł jednak przypuszczać, że wojna skończy się właśnie tak? W 1941 roku ludzie byli pełni nadziei.

- I w tej euforii Łotysze wymordowali Żydów?

- Antysemityzm był silny we wszystkich krajach regionu. W ekstremalnych sytuacjach często się uaktywniają ludzie źli.

Nic nie tłumaczy zła

Złych znalazło się bardzo wielu.

Latem 1941 roku, zanim jeszcze w wyzwolonej od bolszewików Rydze zainstalowała się na dobre niemiecka administracja, żydowscy mieszkańcy stolicy byli przez kilka dni wyciągani z warsztatów i fabryk, rozstrzeliwani na skrajach świeżo wykopanych rowów, bici na śmierć. Na dziedzińcu ryskiego Prezydium Policji - gdzie niedawno zabijała ludzi sowiecka bezpieka - kilkuset Żydów zostało zatłuczonych pałami, stratowanych, zamęczonych torturami. Łotewscy sąsiedzi kazali mężczyznom i starcom biegać po schodach w górę i w dół - do ostatniego tchu. Kobiety gwałcono. Za-płonęła ryska synagoga - z ludźmi w środku.

Naoczny świadek masakry Bernhard Press napisał we wspomnieniach, że tylko 4 lipca zginęły w stolicy 2 tysiące Izraelitów. Dopiero potem Niemcy utworzyli getto.

- Nie potrafię już więcej czuć się Łotyszem - mówi Aleks, gdy wracamy razem z Torunia do Warszawy. Za dwa dni Kurzem odleci do Londynu, gdzie mieszka najstarszy z jego trzech synów, Mark.

Jemu pierwszemu 12 lat temu ojciec zdradził swoją prawdziwą historię. Potem razem odwiedzali specjalistów od Holocaustu, zbierając kawałki układanki. Właściwie zbierają je do dziś, Aleks z miesiąca na miesiąc przypomina sobie coraz więcej szczegółów.


- To kim właściwie jesteś? - pytamy. - Australijczykiem, Żydem, Białorusinem?

- Żydem się nie czuję. Nic właściwie o nich nie wiem... i chyba niespecjalnie chcę wiedzieć. Nie pociąga mnie to. I nie jestem religijny.

- Nie wierzysz w Boga?

- Nie wierzę. Gdyby istniał, nie pozwoliłby na to wszystko, co się wydarzyło.

- Może Bóg jest ponad dobrem i złem.

- Nic nie jest ponad dobrem. I nic nie tłumaczy zła. Takiego zła.

- Nigdy w życiu się nie modliłeś?

- A po co miałbym to robić?

* 18 marca ukaże się książka "Nie trzeba mnie zabijać" Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego w której opisują historię Aleksa Kurzema


Źródło: Duży Format


Więcej: http://www.gazetawyborcza.pl/0,88973,5023169.html
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2008-04-01, 10:14, w całości zmieniany 2 razy  
0 UP 0 DOWN
 
Marcim B. 



Wiek: 52
Dołączył: 05 Sty 2007

UP 855 / UP 1842



Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: 2009-01-15, 13:50   

Pasikowskiemu odmówiono u nas środków na nakręcenie filmu o relacjach polsko-żydowskich. Temat podobno zbyt "trudny". Nakręcili go amerykanie. Wybrali szczególnie trudny i praktycznie nieznany wątek. Szykuje się kolejna awantura, temat dla Nowaka itd.
http://wyborcza.pl/1,7548...niemieckim.html
Portal Społeczności Żydowskiej w Polsce <a href="http://jewish.org.pl">Jewish.org.pl</a> donosi: „...czeka nas kolejna trudna debata o relacjach polsko-żydowskich. Chodzi o historię Tewje Bielskiego. Tomasz Dostatni, dominikanin zajmujący się od lat relacjami polsko-żydowskimi, [mówi, że] gdy film wejdzie na ekrany polskich kin, zacznie się ogólnonarodowa debata porównywalna do tej, która miała miejsce po ukazaniu się książek » Sąsiedzi «i » Strach «Jana Tomasza Grossa”.
...
Jesienią 1943 roku, w środku II wojny światowej, na terenie byłych województw nowogródzkiego i wileńskiego wybuchła wojna polsko-sowiecka. Niewygodna dla rządu londyńskiego i dla polskich komunistów, w PRL okryta ścisłym zapisem cenzury. Na emigracji także pozostała sekretem.

Objęła kilka powiatów. Partyzanci Bielskich walczyli w niej po stronie sowieckiej. Po stronie polskiej stali m.in. dowódca Zgrupowania Nadniemeńskiego AK rotmistrz Józef Świda "Lech" oraz cichociemny, porucznik Adolf Pilch ps. "Góra", który dowodził odciętym w Puszczy Nalibockiej oddziałem "Kościuszko". Polacy mieli pod swą komendą niecałe 2 tysiące ludzi. Wokół siebie - 20 tysięcy wrogich partyzantów sowieckich, do tego Niemców, Ukraińców i Łotyszy w mundurach SS. Walczyli z nimi wszystkimi przeszło pół roku. Przegrali.
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2010-09-25, 13:29   

I jak z tą debatą? Bo chyba coś cicho?

Do dyskusji warto wnieść tekst Ziemkiewicza:

http://www.rp.pl/artykul/...trzewienia.html
0 UP 0 DOWN
 
Marcim B. 



Wiek: 52
Dołączył: 05 Sty 2007

UP 855 / UP 1842



Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: 2011-07-31, 08:26   Kanalizacja

Różnymi metodami Żydzi katolików gnębili...

249320_10150249530819366_114368419365_7568583_6434364_n.jpg
Plik ściągnięto 60 raz(y) 34,47 KB

0 UP 0 DOWN
 
Jacek Jastrzębski 


Wiek: 51
Dołączył: 05 Cze 2008

UP 580 / UP 883



Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: 2011-07-31, 10:48   

Nikt nie pobije lewicowców w antysemityźmie
http://debata.olsztyn.pl/...tyka&Itemid=123
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2011-07-31, 11:06   

Zauważ Jacku, że linkowany przez Ciebie materiał dotyczy wydarzeń współczesnych. Towarzysz Barcicki w swym postępowym racjonalizmie, wygrzebuje wątpliwego pochodzenia materiały sprzed ponad 110 lat !

Zerknąłem też w sieci na fragmenty tekstu "Kanalizacyi...". Sposób myślenia i język jakby żywcem wyjęty z lewicowej retoryki towarzysza Barcickiego i jemu podobnych.

Z linkowanego wcześniej przeze mnie tekstu:

Cytat:
Tropiciele i demaskatorzy antysemityzmu nie dbają o konteksty, o przyczyny ani skutki – historię traktują jak wycinankę, w której bierze się tylko to, co pasuje, a resztę wyrzuca.

Cytat:

Co szczególnie groteskowe, ich dzieła niezwykle przypominają w tym antysemicki dyskurs rozmaitych teoretyków i doktrynerów „naukowej” nienawiści do Żydów sprzed stu lat.


Cytat:
Przechowuję w pamięci tytuł niezwykle swego czasu popularnej niemieckiej książki z tego gatunku: „Historia bolszewizmu od Mojżesza po Lenina”. W tym tytule jest wszystko, co charakteryzuje ten sposób myślenia: jest oczywiste, że Mojżesz musiał być bolszewikiem, skoro był Żydem, a Lenin Żydem, skoro był bolszewikiem. Na podobnej zasadzie konstruowana jest teza, że Polacy jako katolicy muszą być antysemitami, bo tak ich kształtuje Biblia – równie wszak logiczna i nieodparta jak teza, że Żydzi muszą być oszustami i pasożytami, bo tak ich kształtuje ich Talmud.
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2011-07-31, 11:12, w całości zmieniany 2 razy  
0 UP 0 DOWN
 
Jacek Jastrzębski 


Wiek: 51
Dołączył: 05 Cze 2008

UP 580 / UP 883



Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: 2011-07-31, 11:10   

Ale od tego czasu nic sie nie zmieniło. W linkowanym artykule są cytaty z pism ideowego ojca lewicy- Karola Marksa, który był fanatycznym antysemitą. Lewicowcy tak mają. Poza tym lewicowcy boją sie też nowoczesności i zdobyczy techniki, takich jak kanalizacja, opony zimowe, leczenie zepsutych zębów czy wizyty w empiku.
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2011-07-31, 13:28   

Antysemityzm, jako dziedzictwo Oświecenia? Coraz lepiej:

Cytat:
...Dziedzictwo Oświecenia

Narodziny nowoczesnego antysemityzmu, który doprowadził do Holocaustu, wiążą się z początkiem Oświecenia. Właściwie wszyscy wybitniejsi filozofowie tej epoki nie cierpieli Żydów. Wolter pisał: „jest to naród zupełnych ignorantów, który przez lata łączył niegodziwe skąpstwo i najbardziej oburzający przesąd z gwałtowną nienawiścią tych wszystkich narodów, które ich tolerowały". Wtórował mu Diderot, twierdząc, że Żydzi „posiadają wszystkie wady właściwe ignoranckiemu i zabobonnemu narodowi", zaś baron d'Holbach wyraził się o nich wprost: „wrogowie rodzaju ludzkiego (...) zawsze okazywali pogardę dla najczystszych nakazów moralnych i prawa narodów."

Od filozofów Oświecenia antysemityzm przejęli XIX-wieczni socjaliści utopijni, zwłaszcza francuscy. Fourier uważał, że źródłem wszelkiego zła na świecie jest handel, ponieważ zaś Żydzi są ucieleśnieniem handlu, są więc wcieleniem zła. Fourier pisał: „Żydzi są rasą aspołeczną, upartą, piekielną (...) powinniśmy odesłać tę rasę z powrotem do Azji lub zniszczyć ją". Inny ówczesny socjalista francuski Toussenel był z kolei autorem XIX-wiecznej „biblii antysemityzmu", czyli książki pt. „Żydzi: królowie epoki. Historia feudalnej finansjery"...


Więcej --->>> Lewicowy antysemityzm (Kliknij)
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2011-07-31, 13:29, w całości zmieniany 1 raz  
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2011-07-31, 13:34   

Oho, Fhanciszek Okołokościelny bierze się za encyklopedystów - z pewnością prekursorów bolszewizmu. :D
0 UP 0 DOWN
 
Jacek Jastrzębski 


Wiek: 51
Dołączył: 05 Cze 2008

UP 580 / UP 883



Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: 2011-07-31, 21:01   

Gdy Mierny Bierny siedział w swoim bolszewickim grajdołku i pisał kolejny donos, Polacy-endecy i antysemici świetnie się bawili na koncercie The Israeli Ethnic Ensemble we wrocławskiej Synagodze pod Białym Bocianem
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Towarzysza Barcickiego nie widział tam nigdy nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą :evil:
http://fbk.org.pl/blog/my...ialym-bocianem/
Ostatnio zmieniony przez Jacek Jastrzębski 2011-07-31, 21:33, w całości zmieniany 1 raz  
0 UP 0 DOWN
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Zobacz posty nieprzeczytane

Skocz do:  

Tagi tematu: antysemityzm, europie, geneza, na, polsce, swiecie


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template BMan1Blue v 0.6 modified by Nasedo
Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 32
Nasze Serwisy:









Informator Miejski:

  • Katalog Firm w Brzegu