John McGuire (43 lata, dwójka dzieci, trzecie w drodze) jest śmieciarzem w Galway już cztery lata i nie zamieniłby tej pracy na żadną inną. Bo z połową miasta jest dzięki niej po imieniu.
Opróżnienie koszy na głównym placu Galway i wymienienie w nich worków zajmuje mu przynajmniej dwie godziny. Bo każdy pyta, co u niego słychać (wszystko w porządku), jak tam żona (jest trudna, bo jest w ciąży, ale John się w sumie cieszy), co u Frediego (złamał łapę i teraz John się budzi, kiedy w n*ocy stuka gipsem o podłogę ten cholerny kundel).
Tego dnia, kiedy go spotkałam, wszyscy pytali, czy słyszał, że Mary Dempsey wyrzuciła męża na bruk (tak, słyszał, kiedy sprzątał kosze na Prospect Hill).
John wprawdzie w Galway się urodził, ale jest to też jego miasto z wyboru. Bo John ma pięć sióstr i jest z rodzeństwa najstarszy. Więc kiedy miał jakieś 16 lat, matka powiedziała do syna w słowach prostych i uczciwych: - Jest trudno i serce mnie boli, ale musisz jechać do pracy. Więc John przeniósł się do Anglii, gdzie pracował na budowach, ale głównie spotykał Irlandczyków i wspólnie marzyli o powrocie. I potem wybrał sobie Galway na miasto powrotu, ale jak wrócił, to go nie poznał.
Były ulice, których wcześniej nie było, ludzie, których nie było, i pieniądze, których nie było. Ale mieszkańcy w gruncie rzeczy pozostali tacy sami i dlatego Galway jest jedynym miejscem, w których chciałby być. A jak ma wakacje, to jeździ do Connemary - rzut beretem od Galway.
Śmieci na wagę
To, co nie zmieści się do przydomowych koszy na śmieci, jest w Galway pakowane w worki i płaci się osobno za każdy kilogram - od 6 do 16 eurocentów, w zależności od tego, jaki typ odpadów się w nich znajduje.
Nie trzeba więc zamawiać dodatkowych koszy. Opłatę za wywóz śmieci, uiszczoną na czas i w całości, można sobie odpisać od podatku, a za sam wywóz zapłacić online. Termin wywozu też zresztą można sprawdzić w internecie.
Radni kontra urzędnicy w Galway
Anita Dmitruczuk 2007-11-14, ostatnia aktualizacja 2007-11-14 19:18
- Hej, Joe, słyszałeś? Oni w tym Opolu mają 25 radnych - krzyknął do kolegi urzędnik z ratusza w Galway. Joe patrzył na mnie z trwogą: - To jak wy sobie z tym radzicie?
W urzędzie miasta w Galway nikt nie ukrywa, że radni są dla urzędników jak wrzód na... no, wiadomo gdzie. Z ich perspektywy wygląda to tak, że oni w urzędzie ciężko pracują, planują, a radni wymyślają niestworzone rzeczy i wywracają już zrobione do góry nogami. Z perspektywy radnych wygląda to jednak inaczej - to oni są głosem ludu, a urzędnicy to formaliści.
Więc kiedy siedzę z urzędnikami w stołówce, jeden z nich krzyczy: - Hej, Joe, słyszałeś? Oni w tym Opolu w Polsce mają 25 radnych!
Joe odrywa się od żeberek, patrzy z trwogą i pyta: - Jak wy sobie z tym radzicie?
W Galway jest tylko 15 radnych. Ich numery telefonów komórkowych, domowych i w pracy są ogólnie dostępne. Oni zresztą też. Przekonałam się o tym na własnej skórze, kiedy nie mogłam się dobić do jednego z urzędników. Pomógł mi właściciel pensjonatu, w którym mieszkałam. Jak? Ano tak, że poszedł do radnego i w słowach prostych, acz szczerych stwierdził: "Ja cię wybrałem, to teraz mi pomóż". Radny znalazł urzędnika, którego szukałam, przyjechał po mnie i mnie do niego podrzucił. Niezwykłe prawda?
Ale konflikty z nimi są dla urzędników tematami długo wspominanych historii. Kilka tygodni temu np. jeden z radnych nakrzyczał na urzędników, bo chciał wyjaśnień, dlaczego nie wymieniono w Galway filtrów uzdatniających wodę. I co? I urzędników wziął w obronę związek zawodowy, który... polecił im nie odbierać telefonów od tego radnego, dopóki władze miasta nie rozwiążą problemu "kreowania przez radnego niezdrowego środowiska pracy".
I na nic nie pomogły wyjaśnienia, że chciał tylko wiedzieć, czemu nie wymieniono filtrów, wskutek czego mieszkańcy nie mieli w kranach wody zdatnej do picia.
Odwiecznym problemem Galway jest komunikacja miejska. Ani radni, ani urzędnicy jakoś nie mogą sobie z tym poradzić, a niemal każdy autobus jedzie przez centrum miasta, stoi w korku i się spóźnia. - Oni po prostu powinni przestać gadać o problemie, tylko wziąć się do roboty i go rozwiązać. Autobusy nie jeżdżą, więc ludzie wsiadają we własne samochody, jest ich coraz więcej, więc tworzą się korki, w których utykają autobusy - powiedziała mi Ruth Hynes, mieszkanka Galway, która codziennie jest zdana na komunikację miejską.
Wszystko więc wygląda z pozoru jak w Opolu. Radni narzekają na urzędników, ci na radnych, a na nich wszystkich mieszkańcy.
A mimo to w urzędzie miasta nie ma żadnych kolejek.
Źródło: Gazeta Wyborcza Opole
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2007-11-15, 11:13, w całości zmieniany 1 raz
Wysłany: 2007-11-16, 18:56 Re: Jak to robią inni, czyli śmieci w Galway (coś dla Roztro
Dziękuję za dedykację
Franco Zarrazzo napisał/a:
Śmieci na wagę
To, co nie zmieści się do przydomowych koszy na śmieci, jest w Galway pakowane w worki i płaci się osobno za każdy kilogram - od 6 do 16 eurocentów, w zależności od tego, jaki typ odpadów się w nich znajduje.
Nie trzeba więc zamawiać dodatkowych koszy. Opłatę za wywóz śmieci, uiszczoną na czas i w całości, można sobie odpisać od podatku, a za sam wywóz zapłacić online. Termin wywozu też zresztą można sprawdzić w internecie.
W naszym (krajowym) przypadku to odległa przyszłość wymagająca uporania się z dziesiątkami problemów (podrzucanie śmieci, segregacja, znormalizowane worki, sposób ich dostarczenia,ważenie, sprawdzenie co w worku itd. itp.). Póki co mamy tak na oko ze 400 (czterysta) stron ustaw o ochronie środowiska, nad którymi już chyba nikt nie panuje. Kilka lat temu dodano np. ilość odzyskanej stłuczki szklanej ze sprawozdań we wszystkich Urzędach Marszałkowskich, i okazało się, że wytwarzamy więcej stłuczki, niż wyności produkcja i import szkła opakowaniowego. Polak potrafi.
Ostatnio zmieniony przez Roztropek 2007-11-16, 18:58, w całości zmieniany 2 razy
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum