Pseudoartysta z Kostaryki wystawił jako swoje dzieło psa, którego zagłodził na śmierć - donosi bloger Filip Barche.
Guillermo Habacuc Vargas, "artysta" z Kostaryki umierającego, chorego psa o imieniu Natividad przywiązał liną do ściany galerii Managui. Miał to być "umierający eksponat". Wcześniej Vargas głodził psa i nie dawał mu wody do picia. Zwierzę zdechło.
Za ten pokaz "sztuki" Guillermo Habacuc Vargas został wybrany do reprezentowania swojego kraju w Bienale Ameryki Centralnej, które odbędzie się w 2008 roku w Hondurasie.
Oglądający wystawę ludzie nie widzieli nic złego w takim sposobie uprawiania sztuki. W internecie natomiast krążą już kolejne petycje, mające na celu odebranie "artyście" wyjazdu na Bienale.
(informacje i zdjęcia pochodzą z bloga Filipa Barche: barche.blog.onet.pl)
Od Franka: Czy takie orkucieństwo można w ogóle nazywać sztuką? Cisną mi się na usta bardzo niecenzuralne słowa...
Coś strasznego... jak dla mnie, biedna psinka umierała na oczach ludzi, tez istot...
Ludzie nie widzieli nic złego w takiego rodzaju sztuce? - w takim razie są chyba bez serca... samolubni i poprzez swoje poglądy czy zamiłowania stracili jakie kolwiek uczucia...
Franco Zarrazzo napisał/a:
Cisną mi się na usta bardzo niecenzuralne słowa...
niesmak to mało powiedziane. jakim prawem można zrobić coś takiego ze zwierzęciem? przecież za takie coś powinni karać! za pobicie człowieka się dostaje karę, to za pobicie zwierzęcia tym bardziej powinno się dostawać! co takie zwierzę komuś zrobiło...?
gorsze od tego psa jest to jak jakis debil (malo powiedziane!) topi malego kotka i kreci filmik na tym blogu barche.blog.onet.pl jest duzo takich okrutnych rzeczy! ja po obejrzeniu tego filmiku zasnac nie moglam i ciagle o tym mysle.... osoby o slabych nerwach lub bardzo wrazliwe radze nawet nie ogladac!
tragedia... nie chce mowic co bym zrobila takiemu 'czlowiekowi' jakbym go dopadla w swoje rece...
Ostatnio zmieniony przez colutea 2007-11-12, 16:19, w całości zmieniany 1 raz
Przestępca, któremu udowodniono winę, nie budzi tyle nienawiści, co posądzany na podstawie plotki artysta.
Od kilku dni opinia publiczna wstrząsana jest drastyczną historią: artysta zagłodził psa. Zapłacił dzieciom, by znalazły na ulicy bezpańskie zwierzę, przywiązał je do ściany - i pies zdechł. Miało to miejsce w galerii Codice w Managui w Nikaragui. Artysta nazywa się Guillermo Vargas, jest obywatelem Kostaryki, nosi przydomek "Habakuk".
Po internecie krąży list, pod którym podpisały się tysiące osób z całego świata. Wzywa do bojkotu artysty i niedopuszczenia go do udziału w przyszłorocznym Biennale Sztuki Ameryki Środkowej w Hondurasie. Na forach leje się krew. Wegetarianie, weganie, obrońcy praw zwierząt chcą rozszarpać Vargasa. Inny Vargas, też artysta i też z Ameryki Łacińskiej, z rozpaczą błaga na swojej stronie internetowej, by nie mylić go z tym drugim i przestać dręczyć mailami oraz telefonami. Internet tak huczy od plotki, że w końcu dostaje się ona do polskiej prasy - o sprawie pisze "Dziennik", analizując wszelkie aspekty rzekomego czynu, informacja o okrutnym "artyście" pojawia się w portalu "Gazety".
Nikt o Habakuku wcześniej nie słyszał. Nie szkodzi. Troska o to, by Kostarykanczyk nie pojechał w przyszłym roku na Biennale do Hondurasu staje się naszą narodową sprawą.
Też wcześniej nie słyszałam o Habakuku - z wyjątkiem tego biblijnego - ale sądzę, że sprawa wygląda inaczej, niż widzi to większość internautów. Habakuk rzeczywiście znalazł na ulicy głodnego psa, rzeczywiście na czas wernisażu umieścił na wystawie, czyniąc wszystko, by myślano, że los psa jest mu obojętny. Co nie znaczy, że psa zabił.
Wernisaż miał miejsce 16 sierpnia. Afera wybucha w październiku. Dlaczego? Bo we wrześniu "Habakuk" zostaje wybrany przez międzynarodowe jury jako jeden z siedmiu artystów z Kostaryki na Biennale w Hondurasie. Wybucha skandal. Dlaczego tylko siedmiu, dlaczego tak awangardowych? Na początku października gazeta "La Nación" wychodząca w San José w Kostaryce rozrabia sprawę Habakuka. W artykule artysta mówi dziennikarzowi enigmatycznie, iż dla niego nie ma znaczenia, czy pies żyje, czy nie, ważny jest problem bezdomnych psów, które włóczą się po ulicach i na które nikt nie zwraca uwagi, pozwalając im zdychać. Gazeta wnioskuje: pies nie żyje. Powołuje się na dziennik "Le Prensa" wychodzący w Nikaragui. Następnego dnia "La Prensa" ogłasza, że pies nie żyje, powołując się na... "La Nación".
Ruszają do ataku internauci: "Habakuk" zabił. Dyrektorka galerii publikuje oświadczenie: pies był karmiony przez artystę, oprócz trzech godzin wernisażu; po wystawie chciała go przygarnąć, ale uciekł. Artysty bronią w listach selekcjonerzy Biennale oraz władze Muzeum Sztuk Pięknych w Kostaryce.
Dlaczego sadzę, że mają rację? Oto przesłanki.
Po pierwsze, nie ma żadnego świadectwa, że pies umarł, za to jest świadectwo, że uciekł.
Po drugie, w "Habakuku" rozpoznaję znany gatunek artysty prowokatora. Z tym, że nie Katarzyna Kozyra z "Piramidą zwierząt" byłaby tutaj bliskim przykładem, ale Zuzanna Janin ze swoim sfingowanym pogrzebem, na który zaprosiła przyjaciół i znajomych. "Habakuk" też wpuścił ludzi w drastyczną, a nieprawdziwą historię. Udał, że głodzi psa. Osiągnął efekt, pokazał znieczulicę społeczną. Na wernisażu ludzie nawet podobno tańczyli.
Zresztą muzyka, przy której tańczono, to był puszczony wstecz hymn sandinistów. Na to, że jest politycznym i społecznym prowokatorem, wskazują i inne jego prace. Ironiczny jest również pseudonim. Biblijny prorok Habakuk był to człowiek, jak wiadomo, zasadniczy, o obrazach i rzeźbach wypowiadał się krótko: "Bałwany nieme".
Guillermo "Habakuk" Vargas pewnie nie jest największym kostarykańskim artystą. Raczej jednym z wielu, który przy pomocy inteligentnych, choć pewnie niewiekopomnych sztuczek obnaża społeczne przywary. Zgadzam się, że trzymanie wycieńczonego psa na wystawie nawet przez godzinę jest problematyczne, ale na pewno nie jest morderstwem.
Myślę, że ciekawsze niż to, co zrobił, jest to, jak na to zareagowano. Po pierwsze, obudzony został stereotyp artysty zwyrodniałego. Przestępca, któremu udowodniono winę, nie budzi tyle nienawiści, co posądzany na podstawie plotki artysta. Fora internetowe pokazują to wyraziście - odżywa stary przesąd, którym obywatel podreperowuje swoje nadszarpnięte ego: jak zdrowe byłoby nasze społeczeństwo, gdyby nie wyzuty z moralności artysta, degenerat, który psuje nam naszą normalność!
Po drugie, zadziwiająco sadystyczną wyobraźnię mają obrońcy praw zwierząt. Przy tym, co proponują zaaplikować "Habakukowi", tortury Azji Tuhajbejowicza to łaskotki: "osobiście proponuję, żeby ktoś zmasakrował Vargasowi gębę i wsadził kosę pod żebra gdzieś w ciemnej bramie"; "wbić pieprzonego Vargasa na pal, a do gęby wcisnąć mu garść wściekłych korników"; "sfilmować go podczas zbiorowego gwałtu analnego"; "sama najchętniej przywiązałabym go bez jedzenia i picia i niech zdycha na oczach ludzi. Tym zwiedzającym zrobiłabym to samo. Mój tata podziela to zdanie".
Obrona zwierząt to zadanie szlachetne, czasem trzeba jednak wystąpić w obronie homo sapiens. Nawet jeśli jest artystą.
Nad takimi ludzmi nie powinno byc litosci, takiego to bym z checia sama zaglodzila na smierc ale przed tym troche bym sie nad nim poznecala zeby cierpial .Kocham zwierzeta to takie bezbronne istoty.
Przesada! Nie wiem jak tego kolesia można nazwac artysta. To może ja wyjdę na balkon, odkryje moje szanowne cztery litery i walne kloca na samym środku i spytam ludzi z osiedla czy im sie podoba i czy coś im w ten sposób przekazałem i czy moge się wtedy nazywac artysta?? No raczej nie bardzo, prawda?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum