schodzi czasu na wyjasnienie Wam, wierzącym (bo jesteście wierzący - Ty i Silke, prawda?),
Grzechu, druhu , mniej czasu zejdzie Ci na przeczytanie moich wypowiedzi w tym temacie, wtedy może przekonasz się, że mnie do niczego nie trzeba przekonywać i tym bardziej będziesz znał odpowiedz na pytania dotyczącej mojej wiary ..a pytanie czy wierze nie jest dobrym pytaniem..pytanie "jak wierze" ..oto jest pytanie...równe "być albo nie być"
btw. również jestem raczej antykler, ale raczej moje zapędy dyskusyjne w tych kwestiach zarówno wiary jak również kwestii kleru, zostawiłem na polu wielu rozmów czasem przesyconych zbędnymi emocjami..parę lat wstecz...
Pozdrawiam wszystkich potrafiących odnaleźć dobro w sobie, niezależnie od kształtowanego im od dzieciństwa "bicza" religijnego... i którym nie religia daje obraz dobra, lecz dobro daje obraz religii (gdzie religia niech tu ma wyjątkowo szersze znaczenie..od wiary w kontekście Boga, po sposób życia..tak symbolicznie)
do FZ - pozostanę jednak przy swoim zdaniu, że religię i wiarę nic nie łączy. I zaznaczę, iż rozumiem, że można kieć kłopot ze zrozumieniem tego poglądu. A zakłądanie czegoś a priori to rzeczywiście domena ludzi wierzących w istotę nadprzyrodzoną. Ja jednak, ze swymi poglądami, zdecydowanie sytuuję się po stronie a posteriori. Czyli, przekładając z języka z Lacjum - najpierw doświadczenie, potem pogląd.
Do smootha - to, co napisałeś, przemawia do mnie, lepiej Cię teraz rozumiem.
..natomiast o ile Twoja deklaracja ateizmu nie była na pokaz
Oj Mariusz, Mariusz jestes już druga osoba, która od początku mojej działalności na FB podważa moją szczerość. I napisze Ci to co wtedy napisałem - wszystko co pisze to moje własne, szczere przemyślenia, a tymbardziej dotyczące religii i kleru.
Jestem również antyklerykałem...a swoją historię, która jeszcze bardziej mnie odepchnęła od kościoła ostatnimi czasy opowiem wam po maturze.
Smooth zgadzam się z Twoją opinią, że podejscie do religii zależy od interpetacji, jakby mi xiąc kazał biegac z karabinem i zabijać innych w imie wiary bym go wyśmiał, gdyż iż nie daje sobie łatwo wcisnąć cudzych poglądów. Moje kształtowały się przez lata i pewnie dlatego trzymam ich się tak kurczowo. Sam osobiście nie mam nic do kogokolwiek o jakimkolwiek wyznaniu do momentu, w którym zaczyna mi je narzucać.
Ostatnio zmieniony przez Juni 2008-04-07, 19:42, w całości zmieniany 1 raz
Ktoś pisał wyżej, że nie ma dowodów na nieistnienie Boga, ale to nie jest prawda - do dziś udało się obalić każdy dowód, wprost i nie wprost, od najszerzej dyskutowanego dowodu ontologicznego Anzelma (doprecyzowywanego przez Kanta), do uzasadnia creatio ex nihilo Tomasza z Akwinu.
Dowodem nie wprost jest właśnie to, że wszystkie dowody udało się obalić, że zazwyczaj są one bzdurne i ich pozorna logiczność wynika najczęściej z pomieszania poziomów językowych.
Ostatnio zmieniony przez Dalville 2008-04-07, 21:24, w całości zmieniany 1 raz
Ktoś pisał wyżej, że nie ma dowodów na nieistnienie Boga, ale to nie jest prawda - do dziś udało się obalić każdy dowód, wprost i nie wprost, od najszerzej dyskutowanego dowodu ontologicznego Anzelma (doprecyzowywanego przez Kanta), do uzasadnia creatio ex nihilo Tomasza z Akwinu.
Także dowody są. Nie wprost, ale są.
Jak dla mnie to jest dowód. Ale na coraz większą działalność szatana na Ziemi.. o zgrozo
jak mozna napisac, ze B-g nie ma nic wspolnego z religia?
albo, czy zastanawial sie ktos nad tym, kiedy to pisal?
a niby, skad w swiadomosci czlowieka wzial sie B-g?
co pozwala ci odrozniac dobro od zla? badz nazywac, ze cos jest dobre albo zle?
...jakie pytanie zwiazane z B-giem nie postawisz, zawsze odpowiedz jest ta sama-religia.
Zamiast, wiec pytac czy B-g istnieje, nalezy najpierw zapytac, czym, a dla niektorych nawet, kim jest B-g, i w zaleznosci od wyznawanej religii i wielu innych rzeczy;-) padna rozne odpowiedzi, wyobrazenia o B-gu. Wtedy mozna sobie powrocic do pytania, czy B-g istnieje.
Dowodem nie wprost jest właśnie to, że wszystkie dowody udało się obalić, że zazwyczaj są one bzdurne i ich pozorna logiczność wynika najczęściej z pomieszania poziomów językowych.
No akurat właśnie to pomieszczenie poziomów językowych ma tu chyba kluczowe znaczenie. Co innego w logice matematycznej czy informatycznej, w której dowody nie wprost, są najprzyjemniejsze i najłatwiejsze do przeprowadzania i nie można ich podważyć jako narzędzia dochodzenia do prawdy, ale na płaszczyźnie niemalże metafizycznej, w której dodatkowo element ludzki jest nie do pominięcia.. wszelkie dowody wprost czy nie wprost o najbardziej fikuśnej nazwie mogą być jedynie narzędziem do "masturbacji słownej"...tak więc może to i przyjemne, ale mało płodne, że ".się nie obaczy cudu"
Dalville napisał/a:
Ktoś pisał wyżej, że nie ma dowodów na nieistnienie Boga, ale to nie jest prawda - do dziś udało się obalić każdy dowód, wprost i nie wprost, od najszerzej dyskutowanego dowodu ontologicznego Anzelma (doprecyzowywanego przez Kanta), do uzasadnia creatio ex nihilo Tomasza z Akwinu.
Także dowody są. Nie wprost, ale są.
Kurcze, ale ja chyba jednak nie do końca Ciebie kumam, albo zbyt płytko interpretuje Twoją wypowiedź. Stwierdzasz, że to nieprawda, iż nie ma dowodów na nieistnienie Boga (czyli twierdzisz, ze są dowody na jego nieistnienie), żeby po myślniki napisać, że każdy dowód udało się obalić (w domyśle na nieistnienie) ..tym samym stwierdzając, że nawet jeśli są dowody na nieistnienie Boga, to i tak wszystkie obalone... więc, albo Twoje zdanie jest pokręcone logicznie, albo mi coś umknęło (nie no ok. powiedzmy, ze wiem o co chodzi, no ale jakoś mi zdanie nie podeszło)... w każdym bądź w kontekście tego tematu można napisać banalny dowód na istnienie Boga.
..to może mały dowód nie wprost, czyli sprowadzimy co nieco do sprzeczności, czyli udowodnimy przez sprowadzenie do sprzeczności, że istnieje Bóg.
1. Załóżmy, zatem że nie ma Boga, tzn. że nie ma ani jednej osoby, która by stwierdziła, że Bóg istnieje, czyli nie ma ani jednej takiej osoby, która wierzyłaby w Boga.
Dalsza część dowodu jest chyba oczywista. Dla przykładu „Ja wierzę w Boga” tym samym, zaprzeczam prawdziwości tezie, że nie ma Boga, czyniąc prawdziwą tezę o jego istnieniu.
Za błędy w dowodzie proszę obwiniać Profesora Leszka Pacholskiego
W każdym bądź razie pozwolę sobie potraktować wypowiedź fijoli jako zaakcentowanie, czegoś o czym już chyba nie raz pisałem.. lub też po prostu zgodzę się z nią, zwłaszcza z końcówką wypowiedzi..
Ostatnio zmieniony przez smooth 2008-04-08, 01:07, w całości zmieniany 1 raz
Racja, cały czas pisałem 'dowód', za każdym razem mając na myśli inny, tak z rozpędu. Wydaje mi się, że mimo wszystko jest to czytelne, ale może uściślę jednak do czego odnosi się słowo 'dowód' w każdym z tych przypadków:
Cytat:
do dziś udało się obalić każdy dowód
Każdy dowód na istnienie. Dalej piszę o dowodzie ontologicznym, który jest dowodem na istnienie właśnie.
Cytat:
Także dowody są
Na nieistnienie. Dowodem na nieistnienie jest naiwność wszystkich dowodów na istnienie. To miałem na myśli w tym wypadku.
Można też inaczej, właściwie to też trochę naiwnie, bo nie wyczerpuje to wszystkich możliwości:
Jeżeli istnienie jest własnością rzeczy, to rozprawiając się z tym trochę po kantowsku: nie ma rzeczy, których własnością nie jest istnienie. A zatem nie ma istnienia, którego desygnatem nie byłaby rzecz. Wniosek jest taki, że z formalnego punktu widzenia Boga nie ma.
Cytat:
Załóżmy, zatem że nie ma Boga, tzn. że nie ma ani jednej osoby, która by stwierdziła, że Bóg istnieje, czyli nie ma ani jednej takiej osoby, która wierzyłaby w Boga.
Dalsza część dowodu jest chyba oczywista. Dla przykładu „Ja wierzę w Boga” tym samym, zaprzeczam prawdziwości tezie, że nie ma Boga, czyniąc prawdziwą tezę o jego istnieniu.
Ze względu na autorytet profesora wolałbym tu być ostrożny, ale wydaje mi się, że w tym dowodzie też tkwi błąd:
Cytat:
czyli nie ma ani jednej takiej osoby, która wierzyłaby w Boga.
Cytat:
Dla przykładu „Ja wierzę w Boga” tym samym, zaprzeczam prawdziwości tezie, że nie ma Boga, czyniąc prawdziwą tezę o jego istnieniu
Uważam, że to tylko sofistyka. Słowa "wiara w istnienie" i "istnienie" nie należą do pojęć tego samego rzędu. Czym innym jest wiara w istnienie, a czym innym istnienie jako własność rzeczy.
Przypomina mi się w tym wypadku inny, całkiem podobny dowód. Na jego przykładzie wyraźniej widać błąd (czasem celowy, bo może nie chodziło o dowód bezwzględny, tylko przekonanie rozmówcy) rozumowania, który moim zdaniem siedzi w takiej argumentacji. Przytaczam z pamięci, więc mogło to iść trochę inaczej. Słowa przypisywane Peryklesowi:
"Mój czteroletni syn rozkazuje matce. Matka rozkazuje mnie, ja rozkazuję Ateńczykom, Ateńczycy rozkazują Grecji, Grecja rozkazuje Europie, Europa rozkazuje światu. Czyli mój syn rozkazuje światu".
Chodzi tu o słowo 'rozkaz'. To również pojęcia innego rzędu, bo co innego ono oznacza gdy rozkazuje dojrzały Perykles, a co innego gdy rozkazuje czteroletnie dziecko.
Tak to uargumentował Mirosław Korolko w "Sztuce retoryki".
Zresztą, może już bzdury gadam, późno jest. Poprawcie, jeżeli gdzieś po drodze się machnąłem.
Ostatnio zmieniony przez Dalville 2008-04-08, 02:37, w całości zmieniany 1 raz
Cytaty są tam, gdzie cytowałem. Schematy tam, gdzie je podpisałem. Ale niestety, wpływów wszystkich nie poznam - czasem ciężko odgraniczyć to, co ma się tylko od siebie od tego, co się od kogoś bierze (i przetwarza czasem). W każdym razie w tej formie nie funkcjonuje to jako cytat.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum