Hmm no ja wstępnie potraktowałem temat dosłownie..czyli odwołałem się do pierwszej miłości.. tzn. takiej świadomiej.. dojrzałej..
Natomiast rozszerzając nieco temat można na płaszczyźnie uczuć wyróżnić te relacje, które mają status "pierwszych" ... i tu przypomniały mi się dwie historie.. jedna właśnie przedszkolna kiedy mieliśmy dwie rywalizujące bandy ..no i we "wrogiej" bandzie był taki duuuuży chłopak, który zastawił mi biegnącemu niemalże taranem, drogę i jeszcze dostałem w nos co skończyło się upadkiem ... i tak sobie leże i nade mną pojawia się "anioł" i osładza mi tę męczeńską chwilę cukierkiem.. i to spowodowało chyba moje pierwsze magiczne uczucie, która jak widać wspominam do dziś.... inne uczucie mające status "pierwszego" narodziło się jakoś tak pod koniec podstawówki, kiedy jako harcerz jeździłem na rajdy w Głuchołazach.. wtedy poznałem co to znaczy wyczekiwać (po całym dniu marszu na każdy kolejny wieczór aby móc sie z nią spotkać i wspólnie ukrywać się przed szukającymi, albo niewiedzącymi co się dzieje z ich podopiecznymi - drużynowymi..... to była jedna z tych osób o bardzo silnej emocjonalności i opartych na niej wartościach życiowych .. może kiedyś opowiem ciąg dalszy historii sprzed 12 lat ....
hmmm byly zauroczenia ale pierwsza miłość pojawiła się w liceum... Wtedy myślałem ze złapalem Pana Boga za nogi... miłość minela ale czasem pojawia się wspomnienie widząc wspolne miejsce spedzania czasu... czy spoglądając w jej stronę...
A ja miałam scenariusz do przewidzenia...
Wielka "miłość" 16latki do 22latka (GŁUPOTA RACZEJ), później mocny kop w wiadomą część ciała (w znaczeniu przenośnym- a spróbowałby mnie kopnąć!! *lol*)
Człowiek uczy się na błędach. Wiele z tego wyciągnęłam. Nauczyłam się wielu rzeczy. Szkoda, że nie mogłam uniknąć rozczarowania ( a raczej uniknąć poznania tego kogoś)
Ale co tam.. co nas nie zabije to nas wzmocni
Hmmm... ja z tego co pamiętam byłam bardzo kochliwa już od najmłodszych lat w zakamarkach mojej pamięci jest tarzanie się po trawie z jakimś przystojnym (chyba) młodzieńcem nim jeszcze zaczęłam chodzić do przedszkola, dawanie prezentów w postaci podwórkowego kota przygodnym partnerom (oj chyba umiał bajerować i zdaje się miał modną wtedy fryzurę na pazia). Chyba najmocniejsze zauroczenie było w podstawówce, trwało kilka lat i była to oczywiście miłość nieodwzajemniona, on chodził do klasy wyżej o profilu sportowym i miał cudowne blond włosy, aha miał też simsona! (facet z motorem )
W ogóle w moim życiu przewinęła się spora plejada "miłości", niektóre trwały krótko inne dłużej, a kiedy się kończyły, zazwyczaj tak je spłycałam, że nawet przestałam o nich myśleć jak o miłości - ot zwykłe zauroczenia.
Miałam też podstawówkowego adoratora, choć potrafił być czasem niemiły - do tej pory mam jego list z wyznaniem miłości i raczej mile to wspominam
- do tej pory mam jego list z wyznaniem miłości i raczej mile to wspominam
No właśnie te listy... Kiedyś nie było komórek, a zatem sms'ków podobnie rzecz się miała z internetem. Dzięki temu mam stos listów i kartek, do których czasem sięgam z uśmiechem na twarzy
Wracając do samego tematu miłości to tak naprawdę pierwszy mój adorator miał 5 lat i słodkie imię Rafał Jego babcia była opiekunką mojej grupy w przedszkolu, a ja miałam 6 lat. Moi rodzice często spóźniali się po mnie i ostatnia wychodziłam z przedszkola Pewnego razu bardzo długo ich nie było i Pani przedszkolanka stwierdziła, że zabierze mnie do siebie do domku, bo nie miała jak skontaktować się z moimi rodzicami. Oczywiście ta sytuacja bardzo ucieszyła Rafała, który to stwierdził, że będę spała z Nim Od małego miał chłopak fantazję Na szczęście moi rodzice nadeszli w porę Skończyłam przedszkole, a Rafałowi nadal nie przeszło i za każdym razem gdy przychodziłam ja lub moi rodzice do przedszkola po młodszą siostrę ponawiał swoje zaproszenie. I tak ciągło się to jeszcze rok, dopóki siostra nie skończyła przedszkola
Zaproszone osoby: 3
Wiek: 35 Dołączyła: 26 Mar 2007
0 / 0
Skąd: CDŚ
Wysłany: 2007-09-11, 20:04
a moja pierwsza miłość... poznałam go przypadkiem. był wtedy od 2 czy 3 lat w związku. bardzo sie polubiliśmy i często spędzaliśmy razem czas. mogliśmy gadać godzinami. jego dziewczyna oczywiście o tym wiedziała(żeby nie było ze rozbijam czyjeś związki)... w ich zwiazku panowała niesamowita 'sielanka'... nigdy nie spodziewałabym sie, że mogłabym go pokochać. był zupełnie nie w moim typie.
zresztą nie wazne... nie rozdrabniajmy sie na kotlety... w każdym razie dziewczyna go rzuciła i 'wspierałam' go jak mogłam. jeszcze jak z nią był zaczełam coś do niego czuć, a teraz 'wrota' byly otwarte... nie mówiłam mu co czuje, ale chyba dobrze o tym wiedział... i w końcu sie udało było miło, różowo, słodko i cukierkowo... ja oczywiście żyłam tylko tą miłością, nic mnie nie obchodziło... na wakacjach byliśmy osobno... kiedy on wrócił ja akurat wyjechałam... wieczorem pisaliśmy jak zwykle do siebie... i na mojego smsa jak to bardzo tęsknie za nim itp. itd...ble, ble... odpisał(nigdy nie zapomnę): "najlepiej będzie jeżeli to zakończymy,(...) nie chce Cie ranić..." świat mi sie zawalił... i jest zawalony do teraz...
właściwie można powiedzieć że jestem mu wdzięczna... w końcu był szczery. i nigdy po tym nie dawał mi nadziei na powrót..
może los w koncu sie do mnie uśmiechnie i spotkam nowego Mężczyznę Mojego Życia... cały czas czekam
No właśnie te listy... Kiedyś nie było komórek, a zatem sms'ków podobnie rzecz się miała z internetem.
no właśnie teraz listy to rzadkość, a szkoda, to takie romantyczne i ja czasem mam nieodpartą ochotę napisania czegoś ręcznie ale to już trochę
Co do pierwszych miłości, to trochę z zazdrością czytam o tych przedszkolnych romansach . Ja jakoś długo uważałam, że na miłość jestem za młoda ...a później się za stara zrobiłam
W sumie to każda miłość jest pierwsza, bo jest inna i zawsze mamy nadzieję, że ostatnia.
Moja pierwsza miłość którą doświadczyłem...
Troche głupio mi o tym pisać Ale jak wszyscy to wszyscy ^^
Poznaliśmy się na fotce... myśle że całkiem przez przypadek.
Byliśmy ze sobą 2 tyg, były to moje najszczęśliwsze dni mojego życia I coś się stało do tej pory nie wiem co
Owszem bardzo miło to wspominam... tylko strasznie żałuje tego co się stało. Ja naprawde ją kochałem i nadal chciałbym z nią być
To chyba najlepiej wyrazi moje odczucia...
"Miłość to wielkie słowo, i ten je tylko rozumie, kto raz kochał i więcej kochać nie umie."
Może i ktoś by sobie pomyślał że "jedna nie pasuje, to następna..."
Niestety teraz chyba będę mówić na wstępie czego chce... Później nie chcem doświadczyć tego samego
Tak czytam o tych miłościach pierwszych, czasem nieszcześliwych miłościach i przypomniała mi się piosenka zespołu Nasza Basia Kochana i Jurka Filara Słowa napisał J. Cygan...
Wydaje mi się ze bedzie odpowiadnia
Ile razy przechylałeś szklanki czasu,
Ile razy pożar w głowie trwał?
I plany, że o rany! I w każdym słowie żar!
Kto tego nie zna, przespał czas.
Serca w górę, rośnie puls.
Grają. Czujesz? Topi się mózg.
I znowu żywioły łaszą się,
No, co ty, stary, boisz się?
Pamiętasz nas? Tyle lat...
Jak on mógł? Niech to szlag!
A o niej nic nie mów mi, lepiej pij...
Ref.
I przyjdzie wytrzeźwieć z wielkich miłości,
I przyjdzie wytrzeźwieć z kumpli i snów,
I przyjdzie wytrzeźwieć... Byle nie już.
Ile razy przechylałeś szklanki czasu,
Ile razy pożar w głowie trwał?
Co tak spokojnie patrzysz,
Jakbym ci pamięć skradł?
To nie przechodzi z biegiem lat.
Dawno dawno temu zmieniałem podstawówkę, kiedy po raz pierwszy wszedłem do sali moim oczom ukazała się piękność nad piękności, jak to wtedy odbierałem. Szybko straciłem głowę dla Asi i tak jest do dziś , niestety nigdy nie dane mi było zostać jej partnerem. Wiem że dzisiaj ma córeczkę Erykę , (odziedziczyła urodę po mamie ) a tak poza tym nie wiele.
Może ktoś z was wie co u Asi , Asi Kozłowskiej (jak domniemam) z Zamkowej.
Witam. Widzę, że temat się znudził i dawno nikt go nie odświeżał. Nie mam ochoty pisać o swojej pierwszej miłości, zastanawiając się przy okazji czy w przedszkolu lub podstawówce można przeżyć coś głębszego i na tyle istotnego, by nazwać to miłością.
Chciałbym jedynie pozdrowić Asie. Nigdy nie wpadłem na pomysł, by się w niej zakochać. Gdy ją poznałem, przyszło mi do głowy coś absolutnie przeciwnego: nigdy się w niej nie zakochać. Muszę przyznać jej uroda onieśmielała i mogła odebrać rozum. Ja się ze swoim rozumkiem czułem w miarę dobrze, więc nie chciałem go stracić.
Przy okazji: poznaliście kiedyś kogoś, w kim nie zakochaliście się (choćby heroicznym wysiłkiem woli), bo przeczuwaliście, że skończy się to dla was całkowitą amputacją mózgu?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum