Wysłany: 2006-12-30, 00:05 czy wasz świat jest równie przyjemny?
pożeram negatywne emocje, trawię i wypluwam jak pestkę w postaci uśmiechu :)
cierpliwość - spokój - harmonia - te trzy, zacznij zaś od cierpliwosci :)
nauka nie poszła w las i o ileż sympatyczniejszy jest świat, kiedy umiem zjadać ludzką złość. i wcale nie odbija mi się czkawką :)
podobnie jak pożar - wodą, tak negatywne emocje gaszę pozytywnymi :) i uśmiechem :) o ileż przyjemniejszy jest świat, kiedy ludzie uśmiechają się do siebie :)
Mój świat hmmm ogólnie nie narzekam wszystko sie toczy jak powinno a jedyny często pojawiajacy sie problem to MAMONA , powiecie to przyziemne , ale mądry był ten co powiedział pieniądze szczęscia nie dają / szczęscie moze nie ale spokój
Zastanawiam się jak można podejść do problemu.. i wydaje mi się, że temat, który mógłby wymagać tu szczerości w wystarczających dawkach jej nie otrzyma..
Na pewnych płaszczyznach wyrażając swój stosunek do świata i nasze w nim miejsce przyjmujemy maskę lub reagujemy tak jakby reakcja była odruchem Pawłowa..
Ciężko powiedzieć czy mój świat jest równie przyjemny jak Twój.. niemniej jednak doceniam to, że jestem, to co mnie otacza i nie tyle, jacy ludzie mnie otaczają (choć to również) ale że w ogóle mnie otaczają, że póki co mam siły i chęci z ogromną dawką optymizmu "modelować" to co mnie otacza ..
Uśmiech to najważniejsza "broń" na wiele "chorób", używając jego można polepszyć swoje wnętrze a przy okazji grunt po którym stąpamy.. no cóż, małym minusem może być etykieta "śmieszka" w najgorszym wypadku "błazna" ..no i tutaj nie miejsca na odpowiedź, że otacza mnie szary, smętny świat... bo przez uśmiech "skazanym" jest się na szczęście...
To już chyba drugie miejsce, gdzie polecę bardzo mądry film, który pokazuje jak wielką siłę można posiadać, uszczęśliwiać siebie i innych .. "Patch Adams"
Tak mój świat jest przyjemny.. choć nie zawsze w głowie jest tak optymistyczne, konstruktywne myślenie.. ale szukając równowagi między prozą a poezją życia.. dążę do rozwoju płaszczyzny uczuć, ducha, pasji... plus prozaiczna konieczność posiadania jak to kolega Baran określił - mamony
Poza tym moje życie ostatnio uszczęśliwiają Boysi..
Ostatnio zmieniony przez smooth 2006-12-30, 10:22, w całości zmieniany 1 raz
pieniądze są środkiem, medium, pośrednikiem. natomiast nigdy nie powinny stać się celem...
Wiec co robi na ziemi zjawisko wyścgu szczurów? dlaczego wszyscy prą do przodu ? dlaczego wszyscy pną sie do góry po drabinie stanowisk ?
Ci którzy żyją w 100 % uczuciami to zazwyczaj albo milionerzy albo kloszardzi.
Nie mówie o celu bo licza sie uczucia wyższe ALE mamona jest ogromnie potrzebna ;]
Sam zbieram na silnik do auta i miłośc do zadnego bliżniego tej kasy mi sie da !
Bo w życiu chodzi o to, żeby żyć jakby każdy dzień był dniem ostatnim
LUDZISKA! Korzystać z życia!
Moje życie jest świetne, udane, cieszę się, że JA to JA, zwłaszcza gdy otaczają mnie ludzie, których szczerze lubię i spotykają mnie same miłe wydarzenia (które będę mogła opowiadać wnukom )
Życzenia się spełniają, tylko trzeba mówić o nich głośno! Serio! To naprawdę sprawdzona metoda! Często rozmawiam z kimś i mówię na głos to, co chciałabym zmienić w moim życiu, albo co mogłoby się zmienić, i rzeczywiście to sie spełnia- czynami innych ludzi bądź czynami szczęśliwego losu
A jeszcze co jest potrzebne do szczęścia? Szczerość, co także się wiąże ze spełnianiem marzeń! Więc mówcie o waszych życzeniach na głos, może ktoś kto usłyszy, pomoże Ci je spełnić, Gość
Baran napisał/a:
problem to MAMONA
Pieniądze szczęścia nie dają, gdybym miała żyć jak Midas, a nikogo nie mieć "swojego" przy sobie, to wolałabym się zadławić moim bogactwem.
No i oczywiście odpowiem na pytanie tematu, "Tak!, mój świat jest przyjemny, a to dzięki ludziom, którzy się w tym 'moim' świecie znajdują" I dziękuję wam za to z całego serca
[ Dodano: 2006-12-30, 11:49 ]
No i jeszcze na doczepkę jedno zdanie
domini napisał/a:
ale może dać ci więcej szczęścia, albowiem szczęście to stan umysłu a nie portfela...
Wszystko co dobre i złe nie pochodzi z tego świata, który nas otacza, ale z nas samych. Wszystko co się dzieje, po prostu jest obiektywnie i bez zabarwienia czarnego czy białego, a to jak my widzimy ten świat zależy tylko od nas samych. Należy w każdej sytuacji widzieć dobe strony i wykorzystywać porażki i przykrości by zyskać z tego coś pozytywnego. Czasem walka o pozytywny obraz świata jest nad wyraz heroiczna, ale zawsze się opłaca. Trzeba codzienne sobie powtarzać: nic mnie nie złamie, bo siła jest we mnie i optymizm jest we mnie. Czasem cięzko jest ujrzeć dobro w tym co nas spotyka, ale zamiast pytać "dlaczego?", powinniśmy pytać : "po co to się stało? czego ma mnie to nauczyć?"
Ja zawsze staram się mieć optymizm w sobie a zwłaszcza ostatnio . Już nie potrzebowałam w tym roku tortu ze świeczkami, bo wszystko czego potrzebuję i czego chciałam mam Ostatnie parę miesięcy to dla mnie czas niesamowicie pozytywnych zmian i radosnego zabiegania i jak tu nie być szczęśliwym
ale może dać ci więcej szczęścia, albowiem szczęście to stan umysłu a nie portfela...
to zależy od tego, jakie wartości w życiu człowieka są priorytetowe. Barana trzymają przy szczęściu bardziej sprawy przyziemne, niż duchowe, które "uwiodły" Ciebie. Wszyscy tak ładnie piszą o swoim "pozytywnym" życiu, że naprawdę byłbym skłonny uwierzyć w istnienie Arkadii. Jednak nie jestem... człowiek nie jest odporny na zło dnia powszedniego, gwarantuję, że jedna wewnętrzna katastrofa spowoduje "umieranie" każdego z Was. Nikt mi nie w mówi, że jest wiecznym optymistą, bo to bzdura. Nie rozpatruję tutaj kwestii błahych, takich jak kłótnia z koleżanką, czy otrzymanie negatywnej oceny w szkole - bo to absurdy, o których przechodzę obojętny. Należy z dystansem kierować swoim życiem, przede wszystkim ufać i godzić się z samym sobą, bo bez szacunku do swojej postaci nie można wędrować w samotności, czy w zespole i żadna róża wiatrów nas nie zaprowadzi do upragnionego "złotego środka".
człowiek nie jest odporny na zło dnia powszedniego, gwarantuję, że jedna wewnętrzna katastrofa spowoduje "umieranie" każdego z Was
Takiego czegoś, gwarantować nie możesz nikomu, poza sobą samym. Życie zawiera nie jedną i nie dwie katastrofy wewnętrzne. Ale można odnaleźć nowy sens życia, gdy starego zabraknie. Życie jest na tyle pozytywne, na ile jesteś w stanie te pozytywy w nim odnaleźć. Niektórzy potrafią cieszyć się drobiazgami, inni wolą pogrążać się w melanholii. Z tego chyba biorą się tzw. "niepoprawini optymiści" i "wieczni pesymiści". Co ciekawe, każda z tych postaw może być równie dobrze odporna na "zło dnia powszedniego"
Zgadzam się z Twoim zdaniem. Moim zamiarem było pokazanie, że życie wcale nie jest kolorowe i nie można istnieć będąc wiecznie szczęśliwym. Każda poważniejsza sytuacja powoduje, że czujemy się w jakiś sposób pogrążeni. Fakt, faktem osoby mocne psychicznie potrafią wyjść z opresji, pogodzić się z zaistniałym stanem, a potem żyć dalej - szczęśliwi, ale nie zmienia to racji rzeczy, że z elementem katastrofy miały do czynienia i na pewno musiały go unicestwić(tym samym ten problem żył w nich), żeby odrodzić się i istnieć od nowa. Jeśli chodzi o "wiecznych pesymistów"...jak Ty to rozpatrujesz w kwestii odporności? Chodzi o to, że sama świadomość istnienia tego zła stwarza nam podłoże do obrony?
hodzi o to, że sama świadomość istnienia tego zła stwarza nam podłoże do obrony?
nie tyle chodziło mi o świadomość istnienia zła, co o fakt, że pesymista, któy zawsze zakłada to co najgorsze, nie otrzyma ciosu - zawodu, załamania wyobrażeń, ideałów w zderzeniu z szarą rzeczywistością, bądź też większym złem. Częściej zdarzy się, że spotka go coś lepszego, niż to, co zakłada z racji swojej postawy życiowej.
idąc tym tokiem lepiej być "wiecznym pesymistą" niż "wiecznym optymistą". Przyjmując, że będąc "wiecznym pesymistą" nagle doświadczamy przełomu i uzyskujemy coś czego nie widzieliśmy oczyma duszy, powoduje to u nas spotęgowanie szczęścia, przypominające euforię. Zakładając natomiast, że wszystko, co nasz otacza jest z góry nam przychylne, dobre, warte "ugryzienia", wierzymy, że inaczej być nie może i przy starciu z rzeczywistością, kiedy to nagle uświadamiamy sobie, że zostaliśmy oszukani przez los, nie potrafimy się odbić od dna...
Ostatnio zmieniony przez Włóczykij 2007-01-04, 15:30, w całości zmieniany 2 razy
No to chyba ja mam jakąś inną definicję pesymizmu i optymizmu. Dla mnie optymista to nie ktoś, kto traktuje świat jako dobry, tylko ktoś, kto wierzy, że ze wszystkiego można wyjść i ze wszystkim można sobie poradzić. Nie chodzi o to by zakładać najlepsze czy najgorsze, ale żeby w każdej sytuacji widzieć jakieś pozytywy i negatywy. Podobno obiektywne spojrzenie na świat mają tylko ludzie w depresji. Tak więc optymizm jest chyba zdrowszy bo pozwala na poznawanie świata. Chowając się przed zagrożeniami (widząc świat pesymistycznie) chowamy się przed życiem w bezpiecznej stagnacji.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum