Forum Brzeg on
Regulamin Kalendarz Szukaj Album Rejestracja Zaloguj

MegaExpert

Poprzedni temat :: Następny temat
Diagnoza instytucjalnego układu kultury
Autor Wiadomość
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-06-16, 06:39   

Chodziło mi raczej o wyraźne określenie się, gdzie wg Ciebie zaczyna się kultura w kontekście :
Radek W. napisał/a:
pewne nazywa się potocznie kulturą chociaż kulturą
,
a nie o aksjologiczne dywagacje nad sztuką i rozrywką.

Wg wszelkich dostępnych mi źródeł, owo potoczne pojmowanie zamyka się właśnie na postrzeganiu kultury (czy też człowieka kulturalnego) w kategoriach kogoś chodzącego do kina, filharmonii, teatru i etc. Podczas gdy już nieco mnie "potoczne" pojmowanie, postrzega kulturę jako zespół różnych zjawisk, norm, obyczajów i tak dalej.
Histeryczne napady ludzi sztuki, obwołujących się "ludźmi kultury" i odcinające się od społeczeństwa mentalnymi murami get w oparciu o dyktowane przez siebie i niejasne kryteria, są zamachem na kulturę. To, o czym piszesz, jest niczym innym, jak ewolucją treści kulturowych w tzw. "kulturalne" (czy też sztukę). Tak rozumiana kultura jest może i dobra dla jakiegoś dziennikarzyny, ale sposób, w jaki się przedstawia, tworzy nadbudowę przepaści istniejących pomiędzy instytucjami kultury, a społeczeńśtwem. Jeśli zjawisko, rozumiane przez Ciebie jako kultura, powinno się upowszechniać, to należy przede wszystkim odbudować relacje pomiędzy instytucją a społeczeństwem. Zadbać o komunikację. Dwukierunkową. Być może jednym ze sposobów walki z impasem jest rewolucja mentalna. Sprowokować ludzi odpowiedzialnych za tę czy inną instytucję do myślenia kategoriami merkantylnymi. Upowszechnianie ma wydźwięk pejoratywny - odwołuje się bezpośrednio do czasów PRLu i róznego typu upowszechnien. Rynek kultury, to... kształtowanie klienta. A nie wmawianie mu, że jest "masą". Do tego "ciemną". I do tego za jego własne pieniądze.

Co do linqua franca - nie wiedziałem, że studiuje ktoś w tym temacie. Czuję się zaszczycony (jeśli dobrze odczytałem przekaz i ijego intencje).
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2009-06-16, 07:27, w całości zmieniany 5 razy  
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-06-16, 06:52   

Kolejny głos z porannej prasy. Tym razem słowa przekute w czyny:

Ostra czerwień rzeźb, czyli sztuka na pętli
osa 2009-06-15, ostatnia aktualizacja 2009-06-15 21:10:49.0

Już nie węzeł komunikacyjny, ale Park Sztuki - tak mówią od wczoraj na pętlę tramwajów i autobusów Metro Młociny urzędnicy Zarządu Transportu Miejskiego. Otwarto tam plenerową galerię prac studentów ASP

Już nie węzeł komunikacyjny, ale Park Sztuki - tak mówią od wczoraj na pętlę tramwajów i autobusów Metro Młociny urzędnicy Zarządu Transportu Miejskiego. Otwarto tam plenerową galerię z fotografiami poświęconymi komunikacji miejskiej umieszczonymi w płytach chodnikowych, pomysłami na przemalowanie ogromnego parkingu przesiadkowego na zielono lub fioletowo i pięciometrowymi rzeźbami w kolorze krwistej czerwieni. To projekty studentów Akademii Sztuk Pięknych, którzy będą tu wystawiać swoje prace. - Idealne miejsce, żeby się sprawdzić. Dziś sztuka woli przestrzenie publiczne, wychodzimy z galerii i otwieramy poligon - mówił prof. Wiktor Jędrzejec z ASP. - Nasze rzeźby wykwitły jak tulipany z ziemi - tak Antoni Grabowski z wydziału architektury wnętrz określił sześć ogromnych kubików m.in. w kształcie wachlarza czy przewróconego krzesła (na zdjęciu).
Przenieś się do źródła - Kliknij.
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2009-06-16, 06:53, w całości zmieniany 1 raz  
0 UP 0 DOWN
 
Radek W. 



Wiek: 49
Dołączył: 21 Wrz 2005

UP 5 / UP 1


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2009-06-16, 11:25   

Franco Zarrazzo napisał/a:
Jeśli zjawisko, rozumiane przez Ciebie jako kultura, powinno się upowszechniać, to należy przede wszystkim odbudować relacje pomiędzy instytucją a społeczeństwem. Zadbać o komunikację. Dwukierunkową. Być może jednym ze sposobów walki z impasem jest rewolucja mentalna. Sprowokować ludzi odpowiedzialnych za tę czy inną instytucję do myślenia kategoriami merkantylnymi. Upowszechnianie ma wydźwięk pejoratywny - odwołuje się bezpośrednio do czasów PRLu i róznego typu upowszechnien. Rynek kultury, to... kształtowanie klienta. A nie wmawianie mu, że jest "masą". Do tego "ciemną". I do tego za jego własne pieniądze.

To uwagi dotyczące sposobów działania instytucji kultury i pewnie słuszne, tylko nie za bardzo rozumiem co to ma z rezygnacją z finansowania publicznego dla instytucji kultury. Bo moim zdaniem niewiele. Można przecież finansować ze środków publicznych kulturę i w zamian za to wymagać. Jak się nie płaci - to i wymagać trudno a zrzucenie wszystkiego na procedury konkursowe, w obecnym stanie procedur konkursowych i sposobie ich realizacji - to jest dla większych instytucji nie reforma tylko zwyczajnie likiwdacja. I chyba o tym my tutaj. Chyba że o czymś innym. Pewnie jak zwykle ja o czym innym adwersarz o czym innym i sensu ta rozmowa jak zwykle nie ma. Bywa.
A co do słowa upowszechnianie - dla mnie to zwykłe słowo. Nie wiem skąd skojarzenia pejoratywne z upowszechnianiem i dlaczego ma się odnosić, "bezpośrednio" na dokładkę do PRL-u? Upowszechnianie zakłada, że najważniejsza jest dostępność a nie zysk. Bilet do Opery Wrocławskiej kosztuje zazwyczaj około 20 złotych i jest to element upowszechniania kultury muzycznej bo gdyby Opera miała na biletach zarobić to pewnie musiałyby kosztować duuużo więcej. Podobnie bilet do przeciętnego muezum ma cenę raczej symboliczną - i to też jest element polityki upowszechniania.
Ostatnio zmieniony przez Radek W. 2009-06-16, 11:29, w całości zmieniany 1 raz  
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-06-16, 11:41   

Radek W. napisał/a:
tylko nie za bardzo rozumiem co to ma z rezygnacją z finansowania publicznego dla instytucji kultury

To może subtelnie zwrócę uwagę, że materiał o "rewolucji Hausnera" był umieszczony jako JEDEN z głosów w sprawie, intencje założyciela wątku jakoś tam wcześniej określone, a do tego nigdzie autor wątku i "prowokator" dyskusji nie podpisał się jednoznacznie "ZA" rezygnacją z finansowania instytucji.

Pejoratywna konotacja pochodzi zapewne z czasów kontaktów z Okręgowymi Przedsiębiorstwami Rozpowszechniania i Upowszechniania tego i tamego.

Radek W. napisał/a:
Upowszechnianie zakłada, że najważniejsza jest dostępność


No i tu właśnie może coś nie jest tak? Co z tego, że jest jakaś dostępność, skoro nie ma tradycji uczestniczenia? Nie ma promocji? O durne kilka słów trudno się kogolowiek doprosić, a jesli prosisz za natarczywie, to robisz się natrętny, a i o szykany nietrudno?

Rewolucja moim zdaniem jest potrzebna. Niekoniecznie jako realizacja planu Hausnera (chociaż ten tylko znam z powyższych materiałów i kilku innych komentarzy).

Zresztą - historia ludzkości obfituje w zapisy wzlotów i upadków. Historia życia, to historia ciągłych narodzin na nowo, zmartwychwstań i tak dalej. Podobno najbardziej rozpowszechnionym mitem w naszej kulturze (nie w teatrach i filharmoniach) jest mit o zabijanu króla i jego ponownych narodzinach. Może coś po prostu musi zostać pogrzebane, aby mogło narodzić się na nowo? Nie wiem. Reflektuję tylko...

Jeszcze o upowszechnianiu w kontekście dostępności (przystępności). Wiesz jakiemu zjawisku i jakim działaniom jestem przeciwny? Ano na przykład promocji międzynarodowego festiwalu w taki sposób (na ogólnopolskim forum):

promocja_festiwalu_forum_1_.jpg
Plik ściągnięto 134 raz(y) 235,52 KB

Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2009-06-17, 08:12, w całości zmieniany 4 razy  
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-06-17, 08:49   Kolejny głos w sprawie rewolucji Hausnera

Kulturalna doktryna szoku

Joanna Warsza 2009-06-17, ostatnia aktualizacja 2009-06-16 17:54:38.0
Żródło - Kliknij!

Instytucje kultury powinny stać się ahierarchiczne, mobilne, otwarte na widzów. Ale działanie według zasad rynkowych i gustów masowej publiczności to dla nich jakościowa śmierć - o proponowanej przez prof. Hausnera reformie finansowania i zarządzania kultury pisze Joanna Warsza

"Kryzys jest dobrym momentem do zmian" - mówi profesor Jerzy Hausner, rysując wizję reformy sektora kultury. Świeżo po lekturze "Doktryny szoku" Naomi Klein zastanawiam się, czy w ten sposób sztuka i kultura nie przejdą wolnorynkowej terapii wstrząsowej? Czy kryzys nie jest przykrywką dla radykalnych decyzji motywowanych wizją "tańszego państwa"? Czy dziś, ze świadomością popełnionych po 1989 roku błędów, możliwa jest reforma, w której zwycięży kultura, a nie ci, którzy szukają zysku?

Trudno się nie zgodzić z tym, że w wielu instytucjach kultury rządzi oportunizm i etatyzm. Wydaje mi się, że redukcję zatrudnienia należałoby zacząć od kilkunastu placówek, które Hausner zamierza pozostawić pod opieką Ministerstwa Kultury - m.in. Teatru Wielkiego - Opery Narodowej czy Muzeum Narodowego w Krakowie. Niedawno, realizując projekt na zaproszenie najstarszego muzeum w Polsce, spędziłam dużo czasu, obserwując, jak funkcjonuje instytucja zatrudniająca kilkuset pracowników, złożona z dziesięciu oddziałów, dwudziestu jeden działów, jedenastu galerii i dwóch bibliotek. To właściwie państwo w państwie, w którym nawet najsprawniejszy menedżer nie będzie w stanie zbudować zespołu z pracowników, których większość nie zna się nawet z widzenia. Jest więc dużo prawdy w tym, że system "nastawiony jest na trwanie, a nie na rozwój".

Popieram ideę równego dostępu do publicznych dotacji dla instytucji państwowych, prywatnych i trzeciego sektora. Jednak ich wysokość musi wzrosnąć o kilkadziesiąt procent i być prawnie zagwarantowana. Cenne wydaje się wzmocnienie systemu projektów, na które trzeba pozyskiwać środki publiczne; jestem za tym, by prysła magia etatu, a wzmocniła się rola freelancerów - kuratorów odpowiedzialnych za swoje projekty i w nie wierzących. Aktorzy powinni grać w sztukach, bo tego chcą, a nie dlatego, że dowiadują się o kolejnej roli z tablicy ogłoszeń w macierzystym zakładzie pracy.

Słuszna wydaje mi się też propozycja otworzenia samorządów na współpracę z organizacjami pozarządowymi i możliwość powierzenia im domów kultury. Dobrze wiemy, że wiele takich placówek to fikcja, a ich funkcje przejmują podmioty niezależne: warszawskie centrum informacji Info Qultura świeci pustkami, a alternatywne centrum promocji Warszawy mieści się w pokoiku przy Mokotowskiej. Dlaczego miasto nie miałoby prawa powierzyć takiego zadania ludziom, którzy udowodnili, że robią to bardzo dobrze?

Niebezpieczeństwo w reformie Hausnera drzemie w niewinnych stwierdzeniach typu "część instytucji jest nowocześnie zarządzana (...) działa według zasad rynkowych". Instytucje publiczne rzeczywiście powinny za przykładem trzeciego sektora i inicjatyw prywatnych stać się ahierarchiczne, mobilne, otwarte na widzów. Ale działanie według zasad rynkowych i gustów masowej publiczności to dla nich jakościowa śmierć, koniec tak zwanej kultury wysokiej. Niepokoi mnie też w słowach Hausnera instrumentalizacja kultury. Skuteczny ekonomista nie przekonuje mnie jako jej wizjoner, jako osoba, która rozumie subtelności, jakimi rządzi się ta sfera, znaczenie eksperymentu, elitarności, ryzyka i pomyłki.

Niebezpieczne jest stwierdzenie reformatora, że jeśli państwo zainwestuje w "innowacyjne, multimedialne projekty artystyczne", to po upływie czasu "zdobędą one niezależność i utrzymają się same". Samo określenie "innowacyjne, multimedialne" budzi wątpliwość. Dlaczego akurat multimedialne? Czy Hausner odnosi się tu do sztuki w przestrzeni publicznej, na przykład do projekcji Krzysztofa Wodiczki lub projektu Daniela Knorra ze światłami Pałacu Kultury i Nauki? Jeśli Profesorowi chodzi o projekty publiczne, które mają potencjał krytyczny i subwersywną jakość - rzadko zdobędą one zaufanie sponsorów, którzy kulturę traktują przede wszystkim jako formę PR i strategię podnoszenia prestiżu. Przecież sponsorzy wybiorą kulturę bezpieczną, osadzoną w rynku, pozbawioną ryzyka. Upłynie wiele lat, zanim będzie inaczej, a może nie wydarzy się to nigdy. Kultura wysoka i wymagająca jest z założenia deficytowa.

Potrzebujemy reformy, ale nie chcemy przecież stać się Ameryką, z instytucjami, których propozycje programowe będą ograniczone do tego, co można zobaczyć w Fabryce Trzciny lub Teatrze Polonia. Chcemy negocjacji społecznych i środowiskowych, decyzji, które odchudzą instytucje, poprawiają warunki pracy w sektorze kultury oraz jakość projektów. Inaczej będzie to udana operacja, po której pacjent zmarł.

niezależna kuratorka projektów w przestrzeni publicznej, m.in. cyklu "Finisaż Stadionu X-lecia" oraz akcji "Wiosna w Warszawie" grupy Public Movement dla Nowego Teatru. Prowadzi Fundację Laury Palmer

Plan Hausnera dla kultury

Radykalną reformę finansowania i zarządzania kulturą przygotowuje na zlecenie rządu zespół pod kierunkiem Jerzego Hausnera (założenia mają być przedstawione oficjalnie przed wrześniowym Kongresem Kultury w Krakowie).

Co proponuje?

Zrównanie instytucji publicznych, społecznych i prywatnych w dostępie do publicznych dotacji.

Możliwość likwidacji lub przekształcenia instytucji kultury i powołania na jej miejsce nowej, zarządzanej przez inny podmiot, np. spółkę pracowniczą lub fundację.

Ministerstwo ma zarządzać tylko najważniejszymi instytucjami kultury: Operą Narodową, Filharmonią Narodową, Teatrem Narodowym i wyspecjalizowanymi agendami, jak Instytut Teatralny czy Instytut Książki, powoływanymi na mocy odrębnej ustawy (jak PISF).

Wybór dyrektorów na pięcioletnie kadencje i nadzór przez rady powiernicze złożone z niezależnych ekspertów.

1-procentowy odpis od podatku od osób prawnych (CIT), który przedsiębiorca mógłby przeznaczyć na wybraną instytucję, tak jak robią to podatnicy płacący PIT.

Odpis od podatku od nieruchomości zachęcający prywatnych właścicieli do przejmowania zabytków.

Finansowanie ochrony zabytków wspierane z kar za samowolę budowlaną i podatku od usług turystycznych.

Uwolnienie płac w sektorze kultury.

Joanna Warsza
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-06-17, 08:52   

Rozstanie z zabytkami


Zródło

Tomasz Urzykowski 2009-06-17, ostatnia aktualizacja 2009-06-16 17:49:14.0

Wydawanemu od 32 lat miesięcznikowi "Spotkania z Zabytkami" grozi zamknięcie, bo Instytut Książki odmówił mu dotacji. Nie ma pieniędzy już na wrześniowy numer.

To jedyne ogólnopolskie czasopismo popularnonaukowe o ochronie pamiątek przeszłości. Pracownicy redakcji (dwie osoby na etacie i jedna na pół etatu) już dostali wypowiedzenia. Wydawcy - Towarzystwa Opieki nad Zabytkami - nie stać na utrzymanie tytułu. - Reklamodawcy nas nie wspomogą, bo mamy za mały nakład. Spółki państwowe też nie, bo im nie wolno. Możemy liczyć tylko na pieniądze Ministerstwa Kultury, a tych nam właśnie odmówiono - mówi Ewa Siurawska, dyrektor Oficyny Wydawniczej TOnZ.

"Spotkania" po raz pierwszy ukazały się w styczniu 1977 r. Z początku były biuletynem Ośrodka Dokumentacji Zabytków. "To najważniejsze polskie pismo popularyzujące ideę ochrony zabytków" - czytamy w opinii prof. Marii Poprzęckiej, prezesa Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Gdy w 1996 r. wydawanie "Spotkań" przejęło Towarzystwo Opieki nad Zabytkami, ówczesny wiceminister kultury Tadeusz Polak zagwarantował finansowanie tytułu "zgodnie z ustalonym na dany rok budżetem pisma". Mimo to w 2002 r. "Spotkania" znalazły się na skraju upadku. Protesty miłośników pisma odblokowały obiecaną dotację. Teraz sytuacja jest trudniejsza.

W imieniu resortu kultury pieniądze przyznaje Instytut Książki w Krakowie. - W listopadzie wystąpiliśmy o 300 tys. zł. Dostaliśmy tylko 100 tys. zł - mówi Ewa Siurawska. To starczyło na przygotowanie po minimalnych kosztach pięciu numerów. Marcowy wniosek o dodatkowe 80 tys. zł IK odrzucił z powodów formalnych. Anna Tusiewicz z IK tłumaczy, że tytuł już w tym roku otrzymał dotację, a dwa razy takiego samego wniosku się nie rozpatruje.

Wiceminister kultury Tomasz Merta uspokaja: - Będę robił wszystko, żeby "Spotkania" nie upadły. Z sześciotysięcznego nakładu sprzedaje się ponad połowa. Potrzebna jest instytucja, która weźmie wydawanie miesięcznika na siebie - mówi i wymienia kandydatów: - Muzea w Łazienkach i Wilanowie, Krajowy Ośrodek Badań i Dokumentacji Zabytków.

- Czy Polski nie stać na jedno czasopismo poświęcone ochronie zabytków? - pyta prof. Bogusław Szmygin z ICOMOS (Międzynarodowej Rady Ochrony Zabytków i Miejsc Historycznych). Przeciw likwidacji miesięcznika protestuje najaktywniejsza w stolicy organizacja broniąca zabytków - Zespół Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy "ZOK".

Tomasz Urzykowski
0 UP 0 DOWN
 
Radek W. 



Wiek: 49
Dołączył: 21 Wrz 2005

UP 5 / UP 1


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2009-06-17, 13:02   

Żadne pismo tyle nie dostało, no może poza miesięcznikiem "Lampa" Dunin - Wąsowicza - 120 tys. Większość dostaje jeszcze mniej. Myśmy wystąpili o 100 tys a dostaliśmy 10. Taka to łaska pańska konkursowa, na którą chciałby nas zdać minister Hausner.
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-06-18, 08:21   

Miejsce dla eksperymentu

Rozmawiał Roman Pawłowski 2009-06-18, ostatnia aktualizacja 2009-06-17 17:55:20.0
Żródło jest TUTAJ!

Boję się, że działając radykalnie zabijemy najbardziej kreatywny i niedający się łatwo skomercjalizować wymiar kultury. A to on decyduje, jaka jest kultura jako całość - mówi Aneta Szyłak, kuratorka, dyrektorka Instytutu Sztuki Wyspa w Gdańsku

Roman Pawłowski: Jak pani ocenia propozycje reformy finansowania i organizacji kultury, które w ubiegłym tygodniu w „Gazecie” przedstawił prof. Jerzy Hausner?

Aneta Szyłak: Zgadzam się z wieloma jego diagnozami. Publiczne instytucje kultury są rzeczywiście często za duże i źle zarządzane. Wiele z nich kręci się wokół własnego ogona, bo większość pieniędzy idzie na utrzymanie struktury. W wielu panuje inercja. Problem w tym, że rozwiązania, które proponuje prof. Hausner, oparte są na założeniu, że kultura może się w dużej części samofinansować. A to jest niemożliwe w europejskim kraju, takim jak Polska.

Propozycje Hausnera przypominają mi amerykański system finansowania kultury, który w dużej mierze opiera się na źródłach prywatnych i korporacyjnych. Tylko ułamek pochodzi z National Endowment for the Arts (organizacja zarządzająca narodowym budżetem kulturalnym). Jednak system ten działa w USA od ponad 200 lat. Amerykańskie społeczeństwo ma inne wyobrażenia o swych obowiązkach publicznych, większą świadomość korzyści, jakie można uzyskać dotując kulturę. Trzeba by najpierw zmienić mentalność.

Niektóre mechanizmy finansowania kultury z pieniędzy obywateli już jednak w Polsce funkcjonują, jak 1-procentowy odpis od podatku dochodowego. Nie chciałaby pani skorzystać z jednoprocentowego odpisu od podatku osób prawnych CIT, który proponuje Hausner?

- Jasne, że bym chciała. Bezpośrednie wpłaty od obywateli wiążą organizacje ze społecznością. Obawiam się jednak, że trudno będzie przekonać korporacje, aby wspierały takie projekty jak Instytut Sztuki Wyspa. Większość z nich jest bardzo konserwatywna. To, na co przeznaczą pieniądze, będzie zależało nie tylko od jakości artystycznej projektów, ale przede wszystkim od ich skali. Szef korporacji będzie myślał o tym, gdzie może pojawić się w aureoli prestiżu. Raczej przeznaczy pieniądze na Operę Narodową niż na eksperymentalną wystawę w małej galerii. Albo będzie wspierać jakąś inną dziedzinę. Wielkie firmy wolą pokazać swoje logo na stadionie żużlowym niż w galerii. I znowu pieniądze będą kleiły się do dużych instytucji i fundacji, które mają pieniądze na promocję.

Hausner proponuje, aby wszystkie instytucje, prywatne, pozarządowe i publiczne miały równy dostęp do publicznych środków. Czy to nie jest szansa dla instytucji niezależnych, takich jak Instytut Sztuki Wyspa?

- Jeśli byłyby to pieniądze pozwalające na pokrywanie kosztów stałych oraz zatrudnienie pracowników etatowych, to rzeczywiście byłaby duża zmiana. W tej chwili tylko największe organizacje pozarządowe mogą pozwolić sobie na zatrudnianie pracowników na etatach. My żyjemy od grantu do grantu, co powoduje, że tracimy wartościowych ludzi. Nie możemy tkwić w nieustającym wolontariacie.

Hausner proponuje również, aby organizacje pozarządowe prowadziły na zlecenie samorządów instytucje kultury, zawierając z władzami wieloletnie umowy.

- Taka możliwość już istnieje, tylko nikt z niej nie korzysta. Myśmy także przed laty proponowali władzom województwa pomorskiego, aby Centrum Sztuki Współczesnej "Łaźnia" w Gdańsku poprowadziła nasza fundacja Wyspa Progress. Planowaliśmy triumwirat między fundacją, miastem i województwem. Ale z powodu oporu polityków nic z tego nie wyszło, w rezultacie powstała instytucja publiczna, której zostałam dyrektorem. Cieszyłabym się, gdyby to uległo zmianie.

Władze odwołały panią po trzech latach, bo lokalnym politykom nie spodobały się wystawy sztuki krytycznej w Łaźni. Czy to nie argument za reformą?

- Instytucje publiczne są rzeczywiście wrażliwe na zmiany polityczne, działają często pod dyktando samorządu. Ale czy oddanie ich organizacjom pozarządowym coś zmieni? Przecież w komisji konkursowej, która będzie oceniać propozycje, zasiądą również urzędnicy, uzależnieni od koniunktury politycznej.

To co pani proponuje?

- Organizacje pozarządowe powinny cieszyć się większym zaufaniem administracji i pełnią praw. Jednak nie można wylewać dziecka z kąpielą. PiS wszystko instytucjonalizował, pamiętam szokującą wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, że organizacje pozarządowe to przechowalnie dla nieudaczników. PO podąża w przeciwnym kierunku, chce przerzucić ciężar zarządzania i finansowania kultury na NGO-sy i społeczeństwo.

Nie chciałabym jednak, żeby to się skończyło tak, że PO łata dziurę w budżecie, zwalniając się z obowiązku finansowania kultury. Nie chciałabym, aby instytucje kultury były oceniane według takich kryteriów, jak rentowność, samowystarczalność finansowa, dochodowość. Istnieją dziedziny bardziej dochodowe, posiadające stabilną publiczność, jak muzyka rozrywkowa. Obok nich powinna jednak istnieć także działalność niedochodowa, eksperymentalna.

Boję się, że działając radykalnie zabijemy ten najbardziej kreatywny i niedający się łatwo skomercjalizować wymiar kultury. A to on decyduje, jaka jest kultura jako całość, a nie to, ile osób było na spektaklu czy na koncercie. Bez ryzyka i eksperymentu kultura nie będzie się rozwijać. Trzeba znaleźć dla nich miejsce.


Rozmawiał Roman Pawłowski
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-06-25, 11:50   

Opolscy szefowie muzeów o projekcie reformy kultury
not. amd 2009-06-22, ostatnia aktualizacja 2009-06-22 20:44:31.0

Żródło jest tutaj!
Rewolucja Hausnera to wylewanie dziecka z kąpielą - twierdzą dyrektorzy opolskich muzeów.

Jerzy Hausner, przygotowując na zlecenie rządu plan reformy instytucji kulturalnych, zdiagnozował je jako archaiczne, skostniałe, rządzące się w dalszym ciągu zasadami socjalistycznego zakładu pracy. Uważa, że królują w nich oportunizm, etatyzm i przerost zatrudnienia. Jego zdaniem Ministerstwo Kultury nie powinno zarządzać instytucjami kulturalnymi (z wyjątkiem najważniejszych), te zaś powinny w większym stopniu szukać środków u prywatnych sponsorów. Instytucje prywatne i państwowe mogłyby zaś konkurować w równym stopniu o środki publiczne. Jak można się było spodziewać, w środowisku kultury zawrzało. Pomysł nie podoba się także opolskim muzealnikom, których ewentualna reforma na pewno by dotknęła.

Jarosław Gałęza, dyrektor Muzeum Wsi Opolskiej

Wdrażanie biznesowych reguł w świat kultury bardzo mnie niepokoi. Nie uważam, żeby nasze społeczeństwo było na tyle bogate, by wspierać instytucje kultury w takim stopniu, by mogły się z tego utrzymać. Ani że jeśli dostaniemy możliwość przekazania 1% podatku na muzeum czy bibliotekę, to wszyscy powiedzą: "Hura, zróbmy to!". To prawda, że w tej chwili biurokracja w muzeach zajmuje sporo czasu. Ale obawiam się, że po takiej reformie będą go zajmowały kawki z biznesmenami i staranie się o sponsora, co przecież nigdy nie jest bezinteresowne. Prawdziwy mecenat nad instytucjami kultury to rzadkość. Nie wydaje mi się, żeby rewolucja zmierzająca w tym kierunku, jaki proponuje Jerzy Hausner, była szczęśliwa. Być może są regiony, gdzie liczba muzeów jest zbyt duża, ale nasz akurat do nich nie należy. Jeśli natomiast pozostawi się muzea samym sobie ze zmartwieniem, gdzie szukać środków na działalność, to obawiam się, że szybko mogłyby upaść. A naprawdę nie możemy sobie na to pozwolić, bo kultura jest rzeczą, która nas ubogaca. Na razie pytanie o to, czy świat się zawali, jeśli muzeów nie będzie, jest pytaniem akademickim, ale nie chciałbym dotrwać do chwili, kiedy takie pytanie zostanie postawione na serio.

Urszula Zajączkowska, dyrektorka Muzeum Śląska Opolskiego

Z perspektywy Warszawy czy Krakowa taki plan może ma rację bytu, szukanie sponsorów w miastach, gdzie są na przykład centrale banków, jest łatwe, ale Opole takim miastem nie jest. Poza tym zostawianie instytucji kultury na garnuszku przedsiębiorców szybko przełoży się na działalność merytoryczną, bo mniej pieniędzy to mniej wystaw czasowych i mniej działalności oświatowej. A opolskie muzeum nie jest placówką zadeptywaną przez zwiedzających, tak jak na przykład Wawel, więc dodatkowych środków nie uzyskamy też z podniesienia cen biletów. Uwolnienie siatki płac? Być może, ale to brzmi dobrze tylko w teorii, w praktyce i tak trzeba się zmieścić w niezbyt dużym budżecie, więc ta dowolność wcale nie okazuje się tak duża. Pomysł, żeby instytucje prywatne i samorządowe czy państwowe ubiegały się na takich samych zasadach o środki publiczne, to rzecz, nad którą można by się zastanowić, ale tylko w takiej sytuacji, kiedy przyjmiemy że nie będą to twory zawiązane na poczekaniu, dla jednego projektu ani takie, które zwyczajnie nie prowadzą swojej działalności. Byłabym raczej za tym, by dostępne środki dzielić między te podmioty, które prowadzą swoją działalność dobrze i rzetelnie, a dotacja pozwoli im się w dalszym ciągu rozwijać. W tej diagnozie faktem jest jednak to, że biurokracja w muzeach jest rzeczywiście bardzo duża. Ja już nawet nie liczę czasu, jaki zajmuje mi odpowiadanie na ankiety czy robienie statystyk. Przepisy, które wchodzą w grę w działalności muzealnej, często wykluczają się nawzajem. Tutaj zmiany sa konieczne. Ale projekt Hausnera to moim zdaniem wylewanie dziecka z kąpielą.

not. amd
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-09-23, 09:05   

Prof. Sztompka: Potrzeba Balcerowicza dla kultury
Rozmawiała Małgorzata I. Niemczyńska 2009-09-22, ostatnia aktualizacja 2009-09-22 12:28:09.0
Źródło jest tu:---->>> KLIK!

Kultura była naszym oknem wystawowym na świat. Po przełomie 1989 r. znikła jej nieco egzotyczna atrakcyjność - twierdzi prof. Piotr Sztompka, przewodniczący rady programowej Kongresu Kultury Polskiej.

Rozmowa z prof. Piotrem Sztompką* socjologiem

Małgorzata I. Niemczyńska: Po co nam kongres?

Prof. Piotr Sztompka: Odpowiem niezabawnie, ale górnolotnie. Żyjemy w kraju demokratycznym, a istotą demokracji jest rozmowa. Zapomnieliśmy już o tym, obserwując życie polityczne, ale jest szansa, aby przypomnieć o tym środowiskom twórczym. O ważnych sprawach należy rozmawiać niezależnie od różnic nie tylko estetyczno-artystycznych, ale też politycznych. Kultura jest dziedziną dobra wspólnego. Rozmowa prawie 30 lat po słynnym kongresie przerwanym przez stan wojenny jest potrzebna w podzielonym przecież środowisku, bo potrzebne jest wypracowanie wspólnego myślenia o przyszłości kultury, która w obecnym momencie rozwoju po roku 1989 jest już tematem równie ważnym jak gospodarka czy polityka, choć to one długo były traktowane priorytetowo. Podstawowe sprawy w ich zakresie mamy już załatwione, choć daleko jeszcze do pełnego sukcesu. Nadszedł czas na kulturę.

Kilka miesięcy temu przetoczyła się w „Gazecie” dyskusja o tzw. planie Hausnera. W tym kontekście kongres może się wydawać musztardą po obiedzie.

- To była rakieta próbna. Chodziło o to, by z wyprzedzeniem zmobilizować środowisko kulturalne i opinię publiczną przed kongresem. [wytł. Franek] Jerzy Hausner jako znakomity znawca tematyki zarządzania został poproszony przez ministra Bogdana Zdrojewskiego o zastanowienie się nad możliwymi drogami reformy tej zaniedbanej dziedziny, jaką jest kultura. Jak powiedział Andrzej Wajda, wszyscy czekamy na nowego Balcerowicza.

Hausner opracował bardzo ciekawy projekt, ale jest on radykalny i jednostronny. Zakłada rozwiązania skrajnie liberalne, wolnorynkowe. Kultura miałaby według nich zostać powierzona sferze prywatnej i samorządom. Dyskusja, którą ów plan wywołał, pokazała, że istnieje też inny punkt widzenia. Na skrajne pomysły jest u nas za wcześnie. Pełna liberalizacja rynkowa i postawienie na prywatny sponsoring są możliwe w Ameryce po przeszło stu latach rozwoju kapitalizmu. To naturalny cykl zmian w świadomości kapitalistycznej: najpierw ma się rezydencje, luksusowe auta, potem zaczyna się kupować obrazy, a dopiero w następnej kolejności - jeśli system prawny jest dobrze skonstruowany - nie opłaca się ich zostawiać w spadku rodzinie, więc daje się je galeriom publicznym. Z drugiej strony samorządy w czasach transformacji i jeszcze w czasach kryzysu mają tyle spraw na głowie i rozmaitych wydatków, że nie wydaje się prawdopodobne, aby zdołały jeszcze wygospodarować środki na wyrafinowaną kulturę. Dzięki planowi Hausnera zostało jednak z wyprzedzeniem zarysowane pewne pole i w jego ramach temat może być kontynuowany podczas kongresu. Druga sesja plenarna już pierwszego dnia obrad będzie właśnie sesją Hausnera.

Jaki obraz ostatnich 20 lat kultury wyłania się z przygotowanych na kongres raportów?

- Kultura ma wiele poziomów. Poziom twórczy w pewnych dziedzinach kontynuował osiągnięcia z czasów realnego socjalizmu. Trzeba pamiętać, że mimo wszelkich wad tego systemu ów poziom był całkiem wysoki. Kultura była naszym oknem wystawowym na świat, by jako przykład wymienić tylko muzykę, poezję czy film. Po przełomie znikła ich dodatkowa, bo nieco egzotyczna atrakcyjność. Staliśmy się normalnym krajem średniej wielkości z normalną kulturą. Stąd nasza widoczność na świecie nieco zmalała. Polscy artyści mimo wszystko w dużej mierze sprostali zadaniu tworzenia wspaniałych rzeczy. W poezji czy muzyce na przykład mieliśmy kolosalne sukcesy już w okresie po przełomie ustrojowym. Nieco gorzej jest z prozą. Ale wielka literatura epicka, która dotyczy spraw dla ludzi najbardziej ważnych, wymaga perspektywy czasu. Moim zdaniem dlatego nie mamy jeszcze wielkiej literatury o wielkiej sprawie, jaką był przełom.

Natomiast daleko więcej potrzeba zmian w dziedzinie organizacji kultury. Warto też zwrócić uwagę na inne zjawisko. Po przełomie ludzie zaczęli znacznie większą wagę przywiązywać do pieniędzy. Nazywam to fiskalizacją świadomości. O ile za socjalizmu wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że zarabiamy marnie, więc działania twórcze podejmowaliśmy społecznie, dla siebie, dla samej frajdy, o tyle dziś mentalność się zmieniła. Myślimy: ile na tym można zarobić? Każdy by chciał równać do standardów rozwijającego się społeczeństwa konsumpcyjnego. Aby młodych ludzi przyciągać do kultury, trzeba im stworzyć warunki startu.

Na pewno warto, ale czy się opłaca?

- Zarówno wysoka twórczość artystyczna, jak i kultura codziennego życia mają bezpośredni związek - co mało kto rozumie - z gospodarką. To jest także kapitał, a jak każdy kapitał jest na coś przekładalny. W tym przypadku przekłada się on na to, jak nas widzą ludzie w świecie, za czym idą chociażby inwestycje czy turystyka. U Włochów nawet w najmniejszej trattorii kultura jedzenia jest na najwyższym poziomie; w Niemczech - estetyka, czystość i organizacja codziennego życia; Francja produkuje najwspanialszą w świecie modę - to wszystko są kapitały tych krajów. I to samo dotyczy najwyższej kultury.



*Prof. Piotr Sztompka - ur. 1944, socjolog i prawnik, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i Wyższej Szkoły Europejskiej im. Józefa Tischnera, przewodniczący rady programowej Kongresu Kultury Polskiej

Rozmawiała Małgorzata I. Niemczyńska
0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-09-23, 09:09   

Scenariusze dla kultury

Roman Pawłowski 2009-09-22, ostatnia aktualizacja 2009-09-21 16:46:45.0

Żródło jest tu:--->>> KLIK!

Co zwycięży na Kongresie Kultury - deregulacja czy regulacja, rynek kultury czy mecenat publiczny? Pewne jest jedno - kultura chce się wybić na niepodległość. Potrzebna jest więc jej nowa konstytucja

Niedawna, burzliwa dyskusja zainicjowana w "Gazecie" na temat tzw. planu Jerzego Hausnera dla kultury pokazała, że tym, co budzi największe emocje w środowisku kulturalnym, są propozycje nowych rozwiązań prawnych. One też staną się jednym z gorących tematów rozpoczynającego się jutro w Krakowie Kongresu Kultury Polskiej.

Teraz obowiązująca ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej pochodzi z 1991 r. i mimo wielokrotnych nowelizacji nie spełnia oczekiwań. Powstała w początkach transformacji, kiedy większość instytucji kultury podlegała ministerstwu, a sektor pozarządowy i prywatny dopiero się rodził. Cały system opiera się w niej na publicznych instytucjach kultury, państwowych i samorządowych, finansowanych z budżetu. Tylko one mają z mocy prawa status instytucji kultury, a co za tym idzie - stałe finansowanie z budżetu publicznego.

Tymczasem oblicze polskiej kultury mocno się zmieniło. Obok państwowych i samorządowych instytucji wyrosły setki niezależnych teatrów, galerii, muzeów i centrów kultury prowadzonych przez stowarzyszenia, fundacje i osoby prywatne. Ich wkład w tworzenie dóbr kulturalnych jest równie ważny co instytucji publicznych. Takie ośrodki jak Galeria Raster, Fundacja Bęc Zmiana i Laboratorium Dramatu mają własną publiczność i krąg związanych z nimi twórców.

Problem polega na tym, że w świetle prawa nie posiadają statusu "instytucji kultury", w związku z czym nie mają stałego finansowania. Jeśli chcą otrzymać publiczne pieniądze, muszą startować w konkursach na granty.

Z drugiej strony obok kultury niekomercyjnej powstały tak zwane przemysły kultury, takie jak kinematografia, rynek wydawniczy, audiowizualny i dzieł sztuki. Dzisiaj generują według różnych obliczeń 4-5 proc. PKB. Zasady, którymi rządzi się ten nowy rynek, nie są jednak przejrzyste i równe dla wszystkich. Część publicznych instytucji uczestniczy w rynkowej rywalizacji, choć otrzymuje publiczne dotacje. Takim przykładem jest publiczna telewizja, która konkuruje z komercyjnymi stacjami. Podobnie dzieje się w przypadku części dotowanych teatrów, które grają farsy i musicale, blokując rozwój prywatnych scen rozrywkowych.

Polski Arts Council?

Prawnicy, menedżerowie i twórcy od lat starają się udoskonalić przepisy i dostosować do nowych warunków. Projekt Hausnera nie jest pierwszą taką próbą. 10 lat temu tezy do nowej ustawy o działalności kulturalnej napisał na zlecenie środowisk teatralnych Wojciech Misiąg, specjalista od finansów publicznych, wiceminister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i współpracownik Leszka Balcerowicza. Miała to być rewolucja w finansowaniu kultury, projekt przewidywał utworzenie powoływanej przez Sejm Krajowej Rady Kultury, która na wzór brytyjskiej Arts Council miała dzielić publiczne środki na kulturę i kontrolować sposób ich wydawania. Instytucje miały mieć zagwarantowane dotacje, zwiększane co roku o wskaźnik inflacji, ich dyrektorzy mieli zawierać kontrakty menedżerskie, a nadzór nad narodowymi instytucjami miały sprawować w imieniu ministerstwa rady nadzorcze.

Alternatywną propozycję przygotował w 2000 roku na zlecenie ministra Kazimierza M. Ujazdowskiego (AWS) Michał Kulesza, współautor reformy samorządowej. Jego projekt był przeciwieństwem propozycji Misiąga, zakładał większą decentralizację finansowania, pieniądze na kulturę miały dzielić niezależne rady przy samorządach i ministrze. Nie gwarantował stałych dotacji publicznych dla instytucji, w zamian umożliwiał im prowadzenie działalności komercyjnej. Dopuszczał także możliwość przekazywania majątku publicznych instytucji w zarząd spółkom i fundacjom.

W dyskusji zwyciężył projekt Misiąga, ale z powodu klęski AWS w wyborach 2001 r. nigdy nie został zrealizowany.

Spór o reformę życia kulturalnego jednak nie wygasł i dziś powrócił ze zdwojoną siłą przy okazji przygotowań do Kongresu Kultury.

Jak przed laty znów ścierają się dwie koncepcje: liberałowie chcą wprowadzić do kultury mechanizmy rynkowe, ograniczając pomoc publiczną na rzecz finansowania spoza budżetu, zwolennicy państwa opiekuńczego domagają się większej opieki administracji nad kulturą i oparcia na pieniądzach publicznych.

Wolny rynek kultury?

Pierwszą koncepcję reprezentuje projekt nowej ustawy o działalności kulturalnej, który specjalnie na Kongres opracował na zlecenie ministerstwa zespół ekonomisty prof. Jerzego Hausnera i prawnika prof. Huberta Izdebskiego. Jego istotą jest wolny rynek kultury, na którym o pieniądze publiczne konkurować mają ze sobą trzy sektory: publiczny, pozarządowy i prywatny. Autorzy projektu chcą, aby instytucje kultury zakładane i prowadzone były nie tylko przez samorządy i państwo, ale także przez fundacje, stowarzyszenia, osoby prywatne i przedsiębiorców. Wszyscy mają działać według tych samych reguł i mieć równy dostęp do pieniędzy publicznych.

Dominujący dzisiaj system dotacji podmiotowych, czyli przeznaczonych na utrzymanie instytucji, miałby zastąpić system dotacji celowych, czyli na konkretne projekty. Samorządy mogłyby zlecać prywatnym i pozarządowym instytucjom zadania publiczne z dziedziny kultury, np. organizację festiwali, produkcję koncertów i spektakli teatralnych, a nawet prowadzenie bibliotek. Istniałaby możliwość likwidacji instytucji, które zbankrutowały lub zostały uznane za niepotrzebne. Samorząd mógłby je przekazać założonej przez pracowników spółce, jednak bez gwarancji stałego finansowania. Tylko instytucje narodowe nie mogłyby zbankrutować.

Oprócz budżetu Hausner przewiduje nowe źródła finansowania kultury: jednoprocentowy odpis z podatku CIT, który przedsiębiorcy mogliby przekazać wybranym instytucjom kultury i organizacjom charytatywnym (podobnie jak to się dzieje z 1 procentem od PIT) oraz Narodowy Fundusz Ochrony Dziedzictwa Kulturowego zasilany m.in. z kar za samowole budowlane i specjalnych opłat turystycznych. Poza tym 1 procent z każdej inwestycji przeznaczony byłby na projekty poprawiające estetykę w przestrzeni publicznej.

Plan Hausnera wzbudził już w czerwcu sprzeciw części twórców i organizatorów życia kulturalnego, którzy obawiali się, że proponowane rozwiązania mogą zagrozić kulturze wysokiej. Mieli rację o tyle, że projekt nie przewiduje specjalnej ochrony dla niedochodowych dziedzin sztuki, takich jak muzyka współczesna i taniec. Jednak podstawowa słabość planu Hausnera tkwi gdzie indziej: przestawienie systemu finansowania kultury na dotacje celowe i prywatny sponsoring oznacza w istocie ograniczenie autonomii instytucji kultury. Obecnie dyrektor publicznej galerii sam decyduje, jaką wystawę chce pokazać, po reformie Hausnera musiałby dostosować program do wymagań sponsorów: publicznych i prywatnych. Już teraz artyści narzekają na "kulturę projektów", czyli wydarzeń artystycznych wymyślonych i zrealizowanych tylko po to, aby spełnić oczekiwania urzędników i dostać grant. Oparcie całego sektora na dotacjach celowych i sponsoringu oznaczałoby uzależnienie kultury od polityki władz i korporacji.

Więcej państwa w kulturze?

Alternatywą dla planu Hausnera są najnowsze propozycje zespołu teatrologów, prawników i ekonomistów działającego pod egidą Instytutu Teatralnego i jego dyrektora Macieja Nowaka przedstawione w minionym tygodniu w Ministerstwie Kultury. Zespół Nowaka postuluje wzmocnienie opieki państwa nad twórczością artystyczną i publicznymi instytucjami kultury. Proponuje w tym celu utworzenie Funduszu Promocji Kultury zasilanego spoza budżetu: z opłat od alkoholu, papierosów, imprez masowych, reklamy, turystyki. Finansowana byłaby z niego działalność programowa instytucji publicznych, na którą brakuje dzisiaj pieniędzy (80 procent dotacji pochłaniają koszty stałe), a także specjalistyczne programy, np. publiczne zamówienia utworów artystycznych, wspieranie debiutów i ochrona niedochodowych dziedzin twórczości (teatr dla dzieci, muzyka najnowsza, taniec).

Podobnie jak Hausner zespół Nowaka zakłada, że pieniądze w ramach programów powinny dzielić wyspecjalizowane agendy: branżowe instytuty (Książki, Teatralny, Chopina) i regionalne instytucje, takie jak na przykład Małopolski Instytut Kultury. Aby odpolitycznić proces przyznawania dotacji, autorzy proponują wprowadzenie precyzyjnych kryteriów, osobnych dla każdej dziedziny sztuki, które uwzględniałyby nie tylko frekwencję i wyniki finansowe, ale także takie czynniki, jak udział instytucji w projektach regionalnych i międzynarodowych, obecność na prestiżowych festiwalach i współpracę z partnerami społecznymi. Te same kryteria służyłyby ocenie pracy dyrektorów.

Zaletą tej koncepcji jest wyprowadzenie decyzji finansowych z Ministerstwa Kultury i oddanie ich eksperckim instytucjom stosującym przejrzyste kryteria. Pozwoliłoby to odejść od uznaniowości w rozdzielaniu publicznych środków i uczyniłoby cały proces bardziej przejrzystym. Projekt jest też łatwiejszy do wprowadzenia, autorzy nie proponują bowiem uchwalenia nowej ustawy, ale nowelizację starej, na co łatwiej znaleźć polityczne poparcie.

Słabością jest brak konkretnych rozwiązań dla sektora NGO-sów. Projekt przewiduje co prawda możliwość powoływania instytucji kultury przez organizacje pozarządowe, jednak obwarowuje to wieloma wymaganiami. Niepubliczna instytucja kultury musiałaby uzyskać wpis do rejestru prowadzonego przez ministra lub wojewodę. Urząd mógłby odmówić wpisu albo wykreślić ją z rejestru, gdyby nie spełniała określonych w ustawie warunków. Oznaczałoby to w istocie koncesjonowanie przez państwo działalności kulturalnej i ograniczałoby rozwój niezależnej kultury.

Składka na kulturę?

Na stole leży jeszcze trzeci projekt, firmowany przez Krajową Izbę Producentów Audiowizualnych i jej prezesa Macieja Strzembosza, przygotowany w 2007 r. Jest to propozycja alternatywnego systemu finansowania kultury, niezależnego od środków z budżetu, wzorowana na ustawie o kinematografii z 2005 r. Projekt przewiduje powołanie pięciu branżowych instytutów, wzorowanych na Polskim Instytucie Sztuki Filmowej: Literatury i Teatru, Muzyki, Sztuk Wizualnych, Dziedzictwa Narodowego i Edukacji Kulturalnej. Każdy z nich przyznawałby dotacje na projekty w danej dziedzinie, maksymalnie w wysokości 50 proc. budżetu spektaklu, wystawy czy wydawnictwa. W przypadku debiutów, przedsięwzięć niekomercyjnych i niskobudżetowych dotacja mogłaby sięgnąć nawet 90 proc.

Tak jak w przypadku PISF pieniądze pochodziłyby z opłat od komercyjnej działalności w sferze kultury (półtora procentu od przychodów). Na Instytut Literatury i Teatru składaliby się wydawcy książek i prasy, na Instytut Muzyki - firmy nagraniowe, agencje koncertowe i nadawcy radiowi, Instytut Sztuk Wizualnych zasilałyby opłaty od reklam prasowych i wielkopowierzchniowych, a Instytut Dziedzictwa Narodowego - opłaty od firm turystycznych. Na budżet Instytutu Edukacji składałyby się cztery pozostałe instytuty.

Zaletą systemu jest jego niezależność: w radach Instytutów większość mieliby przedstawiciele środowisk twórczych i poszczególnych branż, a dyrektor byłby praktycznie nieusuwalny w czasie 5-letniej kadencji (poza przypadkami naruszeń prawa, choroby lub niezatwierdzenia sprawozdania finansowego). System w poważny sposób poprawiłby sytuację twórców. Strzembosz ocenia wpływy wszystkich instytutów (razem z filmowym) na blisko 750 mln zł. To dwukrotnie więcej, niż ministerstwo przeznacza obecnie na programy operacyjne.

Pytanie tylko, czy branże dadzą się opodatkować. Przekonanie nadawców, dystrybutorów i operatorów kin do ustawy o kinematografii było niezwykle trudne. Trudno także liczyć na to, że minister finansów łatwo odda część dochodów państwa (opłaty byłyby odliczane od podatku). Strzembosz przekonuje jednak, że działalność Instytutów przyniesie wzrost produkcji we wszystkich dziedzinach kultury, a co za tym idzie - także wzrost wpływów do budżetu. Tak dzieje się z kinematografią, która po latach kryzysu przeżywa renesans. Liczba produkowanych filmów wzrosła dwukrotnie, część pieniędzy z dotacji wraca do PISF i jest przeznaczana na niekomercyjne produkcje. Tylko czy da się ten sukces powtórzyć w przypadku wystaw w galeriach czy koncertów?

Politykom dziękujem?y

Mimo wielu różnic projekty reformy kultury spotykają się w kilku ważnych miejscach. Pierwszy wspólny mianownik to szukanie pieniędzy na kulturę poza budżetem, w odpisach podatkowych, publicznych daninach i opłatach. Chodzi tu nie tylko o reperowanie dziurawego budżetu kultury, ale przede wszystkim uniezależnienie się od polityków, którzy lubią manipulować pieniędzmi na kulturę.

Drugi - to konieczność wzmocnienia niezależności dyrektorów instytucji. Wieloletnie kontrakty menedżerskie, precyzyjne kryteria oceny, niezależne Rady Powiernicze nadzorujące działalność - to wszystko sposoby na uniezależnienie teatrów, galerii i muzeów od lokalnych kacyków, którzy chętnie wyrzucają dyrektorów instytucji pod byle pretekstem.

Wspólny dla wszystkich projektów jest także postulat nowej roli ministra kultury, który z oświeconego władcy łaskawie dzielącego pieniądze ma się zmienić w regulatora tworzącego prawne i organizacyjne ramy dla działalności kulturalnej.

Roman Pawłowski [/center]
0 UP 0 DOWN
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Zobacz posty nieprzeczytane

Skocz do:  

Tagi tematu: diagnoza, instytucjalnego, kultury, ukladu


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template BMan1Blue v 0.6 modified by Nasedo
Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 27
Nasze Serwisy:









Informator Miejski:

  • Katalog Firm w Brzegu