Zobaczyłem ostatnio reklamę mini stringów i nie bardzo rozumiem o co chodzi. Już same
stringi kojarzyły się z majtkami ze sznurka, a mini
stringi? Łatwiej chyba i praktyczniej (chociaż nie wiem bo nie jestem kobietą) przyszyć sobie napis „chodzę bez majtek”. A co to ma wspólnego z antropologią? Bardzo dużo, bo sam powód używania takiej bielizny to już zjawisko kulturowe. W jakim celu udajemy, że mamy majtki, lub mamy je faktycznie, chociaż chcemy aby płeć przeciwna myślała, że ich nie mamy ( w skrajnych przypadkach może chodzić o tą samą płeć)? Obserwując, nawet pobieżnie, wybiegi małp w ZOO we Wrocławiu widzimy, że niektóre mają duże czerwone pośladki (na wstępie odpieram wszelkie zarzuty, że chodzę do ZOO wyłącznie po to, aby obserwować pośladki małp). Mimo używania stringów koloru pośladków raczej nie określimy, a co najwyżej możemy mieć odczucia zwane mieszanymi obserwując panią w stringach grubo po czterdziestce. No więc po co ...