Forum Brzeg on
Regulamin Kalendarz Szukaj Album Rejestracja Zaloguj

MegaExpert

Poprzedni temat :: Następny temat
Zamknięty przez: yasiu
2009-05-08, 21:17
Co masz w schowku?
Autor Wiadomość
owip2001 
śniegu niema,a bałwanów pełno



Wiek: 45
Dołączył: 21 Cze 2006

UP 51 / UP 18


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2008-10-08, 13:46   

dorcia156
0 UP 0 DOWN
 
Tymcio 


Zaproszone osoby: 1
Wiek: 31
Dołączył: 07 Wrz 2006

UP 24 / UP 19


Skąd: Michałowice

Wysłany: 2008-10-08, 18:44   

po prostu, źle zrobiłaś
0 UP 0 DOWN
 
Piotro 
1312



Wiek: 33
Dołączył: 05 Sty 2006

UP 0 / UP 0



Wysłany: 2008-10-08, 20:41   

http://pl.youtube.com/watch?v=RXW3J0CmbjM
0 UP 0 DOWN
 
Cover 



Wiek: 50
Dołączył: 01 Mar 2008

UP 0 / UP 0



Ostrzeżeń:
 4/4/6
Wysłany: 2008-10-09, 15:24   

jak wyglądał jak alien potem taki szarak jak siedział takie mordy strzealał <lol2>
Ostatnio zmieniony przez Cover 2008-10-09, 15:25, w całości zmieniany 1 raz  
0 UP 0 DOWN
 
Tymcio 


Zaproszone osoby: 1
Wiek: 31
Dołączył: 07 Wrz 2006

UP 24 / UP 19


Skąd: Michałowice

Wysłany: 2008-10-13, 21:20   

Luka w Nasza-klasa.pl - są powody do obaw?
0 UP 0 DOWN
 
owip2001 
śniegu niema,a bałwanów pełno



Wiek: 45
Dołączył: 21 Cze 2006

UP 51 / UP 18


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2009-01-24, 16:17   

http://www.smiesznefilmy....a_w_garnku.html
0 UP 0 DOWN
 
MTM 



Zaproszone osoby: 5
Wiek: 38
Dołączył: 02 Sie 2006

UP 3 / UP 2


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2009-03-11, 22:35   

Numer Twojego subkonta dla wpłat:
1911401124363005000*******

Dane dotyczące wpłaty:
Nr rachunku: 1911401124363005000*******
Bank: BRE BANK SA O/REG. w Poznaniu

Dane odbiorcy:
PayU S.A.
ul. Marcelińska 90
60-324 Poznań
0 UP 0 DOWN
 
blaster 



Zaproszone osoby: 10
Wiek: 39
Dołączył: 26 Kwi 2006

UP 138 / UP 192


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2009-03-11, 22:50   

Puzzle nr 2
0 UP 0 DOWN
 
alfix 
redaktor



Zaproszone osoby: 98
Wiek: 34
Dołączył: 08 Cze 2007

UP 3 / UP 0


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2009-03-11, 22:52   

Mogliśmy.. nice nuta. Żyje :) jak nigdy dziś się nie nudziłem :P / mecz sm
0 UP 0 DOWN
 
Pan_Pasztet 



Wiek: 36
Dołączył: 10 Maj 2005

UP 1 / UP 0


Skąd: Brzeg :)

Wysłany: 2009-03-11, 22:53   

<kalas> wiesz jak się nazywa samica psa?
<wacu> no suka...
<kalas> a samica konia?
<wacu> klacz?
<kalas> a samica rysia?
<wacu> a skąd mam wiedzieć? rysiowa, rysinka?
<kalas> grażynka :)
0 UP 0 DOWN
 
owip2001 
śniegu niema,a bałwanów pełno



Wiek: 45
Dołączył: 21 Cze 2006

UP 51 / UP 18


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2009-03-11, 22:59   

PAMIĘTNIK ZNALEZIONY W MOSKWIE.
retrofood © Wszelkie prawa zastrzeżone.

Motto:
Przedwczoraj piłem z Ruskimi. Omal nie umarłem.
Wczoraj leczyliśmy kaca. Lepiej żebym umarł przedwczoraj.

Zamiast wstępu.

Ten pamiętnik został znaleziony przeze mnie w Moskwie. Nie jest to więc część mojej autobiografii. Przeciwnie - wszelkie podobieństwa do mnie i osób mi znanych mogą być wyłącznie przypadkowe. To zastrzeżenie jest konieczne, gdyż treść pamiętnika jest pisana w pierwszej osobie, dlatego z góry odpowiadam na wszelkie sugestie co do mojej osoby. Jestem autorem opracowania, a nie głównym bohaterem!
Znaczna część jego zawartości mogłaby być czytana wyłącznie po godz. 23.00, dlatego do publikacji wybrałem tylko mniej drastyczne fragmenty. Myślę, że będzie mi to wybaczone, bo jak to w pamiętnikach bywa i tak ma on mnóstwo nieciągłości, na przemian istnieją w nim znaczne luki czasowe i na odwrót: pewne zdarzenia są opisane z zadziwiającą precyzją.
Nie wiem, czy opisywane wydarzenia są prawdziwe, czy są wytworem czyjejś wyobraźni. Najpewniej jednak jest to mieszanka, a ile procent rzeczywistości zawiera – pozostawiam to ocenie czytających.
Zresztą, na wszelki wypadek, gdyby opisywane przypadki rzeczywiście miały miejsce, wszystkie występujące w nim imiona zostały zmienione.
A więc... do dzieła!

Rozdział 1. POCZĄTEK

Białe chmury jak ogromne góry lodowe kłębiły się w dole, za ciut zamarzniętym oknem samolotu. Siedziałem w fotelu od strony przejścia, ale patrzyłem uparcie w okno, napawając się przepysznymi widokami. Były wspaniałe. Słonko świeciło z góry, a w dole odbywał się fantastyczny spektakl rodem z dalekiej północy. Nic, tylko ogromne pola lodowe, pełne wielkich wyniosłości, chmury jak potężne zwały śniegu ścierające się ze sobą, nagłe szczeliny i wyrwy w tym białym ogromie bezkresnej zimowej pustyni..., nic, tylko Arktyka w pełnej krasie, w pełnej urodzie swojej, spojona kąsającym oddechem mrozu... Cóż, wyobraźnia pracowała. Nagle w mojej pamięci pojawiły się obrazy z przeczytanych książek... „Biały kieł”, „Włóczęgi Północy”, „Szara wilczyca”... Tak właśnie kiedyś wyobrażałem sobie legendarne barren – śniegową pustynię...
Jednak wystarczyła chwila, kiedy mój wzrok ześliznął się z „zaokiennych” obrazów na twarz siedzącego w fotelu przy oknie Arka i czar prysnął. Artur wyraźnie czuł się coraz gorzej. A godzinę temu był jeszcze taki wesoły!
Godzinę temu, to w toalecie na lotnisku wypijaliśmy właśnie z Arturem ostatnią półlitrówkę polskiej wódki. Żubrówkę z sokiem jabłkowym. Poszła jak woda.
Spotkaliśmy się na Okęciu. Grupa straceńców, którzy postanowili zarabiać pieniądze w Rosji. Szaleńcy!!! Było nas dziewięciu. Dziewięciu facetów z różnych miast Polski, obieżyświatów i zupełnych nowicjuszy, młodych i starszawych – pełen przekrój męskiej części narodu. Cała ta podróż to zupełna improwizacja i kompletne szaleństwo.
Wszystko odbywało się na telefon. Po telefonie nieznajomego człowieka przesłałem swój paszport na podany adres..., potem poczekałem troszkę i... dostałem informację, że tego i tego dnia mam się stawić na Okęciu gotowy do wyjazdu do pracy. Jako gastarbeiter. Do pracy w Rosji.
Nie minął jeszcze rok, kiedy runął „niezwyciężony” Związek Sowiecki. Imperium zła – jak je określał prezydent Reagan. U nas już parę lat zachłystywaliśmy się wolnością, a tam... cóż nas czeka?
Jest przecież niemal połowa września 1992 roku. W Polsce miałem pracę spokojną, może nie najlepiej płatną, ale pewną. Mój stołek w firmie był niezagrożony. Bezpośredni szef – niemal kumpel. Nasz wspólny przełożony – przekonany o naszej wyjątkowości, o tym, że z naszej „działki” zdejmujemy mu wszelkie troski z głowy, a nasza obecność w pracy gwarantuje prawidłowe funkcjonowanie zakładu i umiejętność rozwiązywania wszelkich niespodzianek, które mogą się przecież zawsze zdarzyć. No nic, tylko siedzieć spokojnie i zbierać owoce tego przekonania. W końcu parę lat się na taką opinię pracowało.
Ale było nudno. No tak nudno, że kiedy skontaktował się ze mną były kolega z pracy, który parę lat temu wyjechał na zachód, i zaproponował mi wyjazd do Rosji, to oniemiałem tylko przez chwilę. I kiedy powiedział ile można zarabiać to usiadłem. A potem... z każdym dniem byłem coraz bardziej zdecydowany. Tylko co z dotychczasową pracą? Przeprowadziłem męską rozmowę z szefem. Powiedziałem otwarcie o wszystkim. No i wyraził zgodę. Na 4 miesiące. Dobre i to. Potem się zobaczy.
Z żoną takich problemów nie było. Od dawna nasze układy były bardzo dyplomatyczne. Mój wyjazd chyba był jej bardzo na rękę, a jeszcze świadomość tego, że będę przesyłał kasę... pewnie od razu przeważyła. Była zdecydowanie „za”.

Artur wyraźnie tracił humor. Była już druga godzina lotu. Poprosiłem stewardessę o dwie „krwawe Mary”. Wypiliśmy i na chwilę pomogło. Ja się czułem fantastycznie, jednak po parunastu minutach pogoda zaczęła się psuć. A wylatywaliśmy z Warszawy przy pięknym słońcu i temperaturze ponad 20 stopni! Teraz pod nami chmury wyraźnie ciemniały. I po chwili nie było już tego „pod nami”. Czy to samolot zniżył lot, czy chmury się podniosły? Ogarniał nas coraz większy mrok. Dotychczasowy spokojny lot samolotu zaczął się łamać. Wpadaliśmy co raz w jakieś dziury, czy kominy, które objawiały się „rzucaniem” maszyny w górę, w dół i na boki. Końce skrzydeł, które starałem się obserwować, wpadały w jakieś wibracje. Wszystko trzęsło się, a silniki grały coraz to na innych obrotach. Stewardessy uspokajały pasażerów, że to normalna burza i nic niezwykłego się nie dzieje.
Poprosiłem o kolejnego drinka. Serwowały z ochotą. Przyniosły dwa, ale Artur już nie chciał. Wypiłem więc obydwa. Samopoczucie mi się wyraźnie poprawiło, a Artur pobiegł do toalety. Był zielony. A mnie było coraz weselej.
Burze mają to do siebie, że się kiedyś kończą. I ta zakończyła się dla nas, kiedy samolot zaczął zniżać swój lot nad Moskwą. Widocznie cala jej groza wyładowywała się gdzieś na wysokościach.. W dole było całkiem spokojnie, było już ciemno, a wszystko oplatała lekka mgła. A samolot jakby odzyskał swoją dostojność, leciał równiutko i spokojnie. I kiedy nieoczekiwanie dla nas wszystkich wylądował na pasie lotniska Szeremietiewo, byliśmy zaskoczeni, że to już się skończyło.
Byliśmy w Rosji.

2

Z samolotu wychodziliśmy rękawem, więc o świecie zewnętrznym nie mieliśmy pojęcia. Artur wlókł się obok mnie z miną męczennika. Nic go nie interesowało, cicho tylko mruczał „ja chcę do domu”. Kurcze, młody chłopak, zorientowałem się, że ma dopiero 23 lata, a taki nieodporny. Ciekawe jak sobie poradzi w pracy. Obok nas szła reszta naszej grupy. Zdążyliśmy w Warszawie chwilę na siebie popatrzeć, więc jakoś trzymaliśmy się razem.
Po paru minutach wędrówki tunelem nieoczekiwanie znaleźliśmy się na sali odpraw. Nic interesującego tu nie było, oprócz ogromnego tłumu podróżnych. Tłok do odprawy był niesamowity. A jeszcze należało odnaleźć swoje bagaże... Ale jakoś się udało. Pozbieraliśmy manele i stanęliśmy w kolejce. Nasze bagaże zbytnio celników nie zainteresowały, dostaliśmy za to do wypełnienia deklarację celną. Marian – nasz szef i przywódca, to znaczy człowiek, do którego wysłałem paszport i który nas zebrał na Okęciu – od razu nas uprzedził, że ta kartka, to dokument ważniejszy nawet od paszportu. Bo w wypadku utraty paszportu można jakoś załatwić w naszej Ambasadzie paszport blankietowy, a w wypadku utraty tej deklaracji to można poczekać na wypuszczenie z Rosji nawet paręnaście dni. I można mieć wielkie problemy. Kurcze, dobrze to nie wróżyło. Ale wypełniliśmy co trzeba, Marian tu w Moskwie już był, znał procedury, więc pod jego dyktando zapełniliśmy rubryki, celnik podstemplował i było OK. Za to kontrola paszportów to był cały rytuał. Trzeba było pokazywać twarz z różnych stron, ustawiać się pod różnymi kątami... a oczy pogranicznika biegały jak szalone na twarz... na foto w paszporcie... na twarz... na foto... Od czasu do czasu szybko kartkował jakieś zeszyty... wreszcie wbijał w paszporcie stempel i można było przechodzić.
Uuuffff.... można było odetchnąć. Tylko jak tu oddychać, kiedy znaleźliśmy się w pustawej hali, a tu normalna jesienna pogoda; chłodno, czuć wilgoć, a za wreszcie ujrzanymi oknami okazuje się, że pada deszcz. Brrrr... przecież wylatywaliśmy kilka godzin temu ze słonecznej i ciepłej Warszawy! A do tego zbawcze działanie płynów przyjętych na pokładzie samolotu - wyraźnie się kończyło, co tylko potęgowało efekt zmęczenia i chłodu. A szukać teraz coś w bagażach nie było sensu. Nie byłem doświadczonym podróżnikiem, nie umiałem jeszcze pakować rzeczy, więc gdybym teraz otworzył walizkę, to na pewno wysypałoby się wszystko to co tu niepotrzebne, a potrzebne okazałoby się na samym spodzie.
Kiedy Marian zebrał naszą gromadkę w kąciku hali przylotów, było już dobrze po 21.00 wg czasu moskiewskiego. Czekał tam na nas kierowca busa, którego przysłali z budowy. Ale po chwili jego rozmowy z Marianem zorientowałem się, że wieści nie są najlepsze. Wyglądało na to, że hotel, na który liczyło szefostwo (jakie szefostwo – jeszcze nie wiedziałem) odmówił przyjęcia tak licznej grupy nowych (?) budowlańców, bo mają dość problemów z dotychczasowymi. Jacy „dotychczasowi” – nie bardzo pojmowałem, tym bardziej, że Marian starał się dyskutować z kierowcą lekko na uboczu i nie wszystko udawało się zrozumieć. Ale obaj mieli miny wyraźnie zatroskane, więc zacząłem wierzyć, że ta budowa to faktycznie jest realna.
Bo dotychczas to wszystko wyglądało jak we śnie: telefon... moja zgoda... wyślij paszport (bo trzeba załatwić wizę)... telefon... przyjeżdżaj na Okęcie (biletu nie miałem, dostałem na miejscu)... lecimy... a przecież po każdej z tych czynności, a przed wyjazdem do Warszawy, moje życie szło dawno utartym torem, nic się nie zmieniało, więc cóż dziwnego, ze teraz czułem się trochę jak w bajce „z tysiąca i jednej nocy”. Byłem jednak zbyt zmęczony i skacowany, by wtedy dokładnie przyglądać się sytuacji.
Było zimno. Trzeba się w końcu ratować. Wreszcie otwarłem swoje bagaże i... rozpacz! Butelka spirytusu, którą wziąłem ze sobą na czarną godzinę była stłuczona!!! Nie zwróciłem wcześniej uwagi, że dół torby jest wilgotny. Zacząłem wyciągać rzeczy. Ta cholerna butelka była owinięta w papier, więc pękła tak, że nie poczyniła większych szkód wewnątrz torby, ale zawartości nie było!!! Niecenzuralne słowa same wyrwały się z moich ust. Kląłem głośno i treściwie. Marian zainteresował się tym, zapytał co się stało. Odpowiedziałem. Zaczął się okropnie śmiać. Byłem zdezorientowany. Po chwili wyjaśnił mi, że śmieje się z porównania, które przyszło mu do głowy. Nadal nie rozumiałem. Jak już mu trochę przeszło, to wyjaśnił, że z tym porównaniem to chodzi o wożenie drzewa do lasu, albo wlewanie wody do studni. Dalej nie kapowaliśmy o co chodzi, bo obok mnie zebrała się cała grupa i razem przeżywaliśmy taką stratę. Wreszcie Marian powiedział nam, że w Moskwie w każdy kiosku na ulicy można kupić polski spirytus za 20% tej ceny co w Polsce! Zdumienie nasze nie miało granic. Nie bardzo w to chcieliśmy uwierzyć. Ale na roztrząsanie wiadomości nie było czasu. Kazano nam wychodzić, ładować się do busa i pojechaliśmy. Po jakimś czasie przyjechaliśmy do hotelu. To było obok stacji metra Oktiabrskaja. Później się okazało, że to blisko budowy, więc szefostwo dlatego naciskało na tą lokalizację. Niestety, chociaż spędziliśmy w hallu z bagażami ponad dwie godziny (w tym czasie szefostwo cały czas negocjowało z dyrekcją hotelu nasz pobyt) nie udało się nas tam zakwaterować. Ale to czekanie miało też swoje zalety! Mogliśmy wyjść przed hotel i cóż się okazało? Wokół takiego miejsca jak hotel, było kilkadziesiąt otwartych kiosków! Wszystkie czynne całą dobę. Oferowały najbardziej niezbędne do życia artykuły, czyli wódka, papierosy, napoje, guma do żucia (prezerwatywy też), piwo, słodycze, ciastka, soki... Żyć nie umierać! W międzyczasie zorientowaliśmy się jaki jest kurs dolara. Nie było źle, chociaż towary importowane – a takie przeważały w ofercie, nie były dużo tańsze niż u nas. Wyjątek stanowiła wódka i towary miejscowe. Ale ich było maleńko. Rosja ciągle trwała w kryzysie. Pooglądałem to wszystko jak i inni, jednak nic nie kupiłem, bo chociaż za zielone sprzedawano z ochotą, to nie miałem drobnych, a wydawania reszty nie chciałem ryzykować.
W końcu dostaliśmy informację, że z tego hotelu nici. Kazano nam się zapakować do busa i znowu pojechaliśmy gdzieś w dal. Wreszcie dojechaliśmy do celu. Przyjął nas hotel klubu „Lokomotiw” Moskwa. Szczęśliwi dopadliśmy wyrek... chociaż nie, nie tak prędko. Okazało się, że tylko mnie te drgania samolotu(?) doprowadziły do straty spirytusu. Inni zachowali zapasy. A skoro Marian twierdził, że tu jest taniej niż u nas, to po co je trzymać? Zebraliśmy się razem w jednym pokoju i... zlikwidowaliśmy wszystkie zapasy jakie kto z grupy miał. Do tego doszło ciut, ciut już tutejszych zakupów. Tak wreszcie cała grupa zawarła normalną znajomość.
0 UP 0 DOWN
 
witu 



Wiek: 33
Dołączył: 22 Mar 2006

UP 0 / UP 0



Wysłany: 2009-03-13, 14:58   

<i> typiary w autobusie robią sobie bekę z kolesia
<barbi> ej koleżko może chciałbyś mnie podymać?
<kolezanki> hihihihi
<gostek> a wyglądam na zoofila?
0 UP 0 DOWN
 
krychaj5 

Wiek: 30
Dołączył: 06 Maj 2009

UP 0 / UP 0



Wysłany: 2009-05-06, 19:14   

sklep@gry-online.pl :P
0 UP 0 DOWN
 
owip2001 
śniegu niema,a bałwanów pełno



Wiek: 45
Dołączył: 21 Cze 2006

UP 51 / UP 18


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2009-05-06, 20:21   

-------(--- (---- (--- (
------ () --() -- () - ()
-------|| - || - -||--||
-----*~*~*~*~*~}
-----@@@@@@@@
-----{~*~*~*~*~*}
-----{~*~100lat*~}
-----@@@@@@@@
---------)---------(
---------)---------(
--@@@@@@@@@@@
--{~*~*~*~*~*~*~*}
--{~*~100lat~*~*~*}
--{~*~*~*~*~*~*~*}
--@@@@@@@@@@@
-----------)---------(
-----------)---------(
@@@@@@@@@@@@@@
{~*~*~*~*~*~*~*~*~*~}
{~*~*~*~*~*~*~*~*~*~}
{*~*~*1oo lat~**~*~*~*}
{*~*~*~*~*~*~*~*~*~*}
{*~*~*~*~*~*~*~*~*~*}
@@@@@@@@@@@@@@
-----------)---------(
-----------)---------(
--_____,-----------,____
---________________|
0 UP 0 DOWN
 
colutea 


Wiek: 40
Dołączyła: 20 Mar 2007

UP 3 / UP 0



Wysłany: 2009-05-06, 23:19   

około 5 lat temu ;) szaleństwo! kolorowe sznureczki we włosach itp. :P
0 UP 0 DOWN
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Zobacz posty nieprzeczytane

Skocz do:  

Tagi tematu: co, masz, schowku


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template BMan1Blue v 0.6 modified by Nasedo
Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 35
Nasze Serwisy:









Informator Miejski:

  • Katalog Firm w Brzegu