Polcia, szesnastoletnia babcia z naszego Przytuliska w Brzegu, szukała domu stałego. Znalazła tymczasowe miejsce, a wkrótce stało się ono jej domem. Wiodła szczęśliwe życie wśród kotów i psów, którymi niepodzielnie rządziła, a szczególnie wielkim dogiem niemieckim, który omijał ją na ogrodzie szerokim łukiem. Staruszka doświadczyła w swoim życiu wielu przeżyć i bólu, a u jego schyłku okazało się, że zaatakował ją nowotwór. Operacja guza na brzuchu w tym wieku nie wchodziła w grę. Jedyna decyzja, zanim szybko nabierający nowotwór pęknie, to ulżyć w cierpieniu. 17 września przyjechał do mnie dr Banachowski z Brzegu. Polcia, ufna do końca, głaskana i tulona, zasnęła zanim lekarz podjął się wszelkich czynności. Przeczuwająca wydarzenie gromada psów, zachowywała się cicho, jak nigdy. Zastrzyki zaczęły oddziaływać na jej organizm dość szybko i Polcia odeszła spokojnie podczas snu. Wiele zwierzat umierało na moich rękach, a zawsze towarzyszyła temu myśl, że ich śmierć jest równie tajemnicza jak ludzka. Może nawet bardziej.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum