Forum Brzeg on
Regulamin Kalendarz Szukaj Album Rejestracja Zaloguj

MegaExpert

Poprzedni temat :: Następny temat
Ocalić od zapomnienia, czyli po wizycie w Praniu/ Gałczyński
Autor Wiadomość
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2008-07-07, 11:20   Ocalić od zapomnienia, czyli po wizycie w Praniu/ Gałczyński

Podczas rejsu po wyjątkowo w tym roku wzburzonych Jeziorach Mazurskich znaleźliśmy chwilę, aby odwiedzić pewne zaczarowane i magiczne miejsce - oaza ciszy i spokoju nad Jeziorem Nidzkim:


http://www.lesniczowkapranie.art.pl/

Wróciły wspomnienia, zagrało lirycznie, wróciły znane kiedyś na pamięć wiersze i pieśni...

Tedy aby "...ocalić od zapomnienia...":

K.I. Gałczyński:

CHMIEL NA ROGACH JELENICH...

Chmiel na rogach jelenich,
jarzębina w wazonie,
dzikie wino za oknem,
na oknie pelargonie,
a jeszcze blask jeziora
i ta jesienna pora,
i trzciny płowiejące -
ano, lato już przeszło,
trzeba o wczesnym zmierzchu
stawiać lampy świecące.

A teraz jeszcze ranek, daleko do wieczora,
a to jest nędzne biurko, przy którym się poram,
by przemówić jak śnieg najszczerzej.
Ale człowiek nie zawsze struną jest u skrzypiec,
czasem szamoce się i skrzypi
jak sosna, kiedy w sosnę wiatr uderzy.

*
Leśniczówka stoi na wzgórzu
i ja jestem w niej na wzgórzu,
otoczony żółknącą zielenią.
Chmiel z rogów jelenich zwisa,
księżyc chodzi po rękopisach
i słowa przekręca, i zmienia.

*
Skąd mogłem wiedzieć, że tu mnie jesień zastanie,
ze tu mnie zdybie.
Patrzę w okno i ciągle dzikie wino na szybie,
a na stodole ciągle gniazdo bocianie,
a wieczorami ciągle te śmiechy sowie,
jakby mi czytać kazano ciągle tę samą powieść.

*
To zwyczajna podłoga: widać łebki gwoździ,
farba już wyłysiała od wielkiej starości,

za to piec świetny ciągle na chłody jesieni.
Chmiel zwiesza się nad łóżkiem na rogach jelenich.

Żebym tysiąc prób miał zrobić i milion,
będę szukał formy najczystszej,
czas, w którym żyłem, jak twarz lustra,
sportretuję,

tylko trzeba słów wolnych od wszelkiej naleciałości
. . . . . . . . . . oczyszczonych, odnalezionych,
tylko trzeba wielkiego wysiłku.

*
Nad jeziorem Nidzkim, na wzgórzu,
leśniczówka pod nazwą Pranie;
pelargonii tutaj tak dużo!
Dzikie wino pnie się po ścianie.
Nad jeziorem Nidzkim, na wzgórzu,
świeci w słońcu gniazdo bocianie.

===================================================

OJCZYZNĄ MOJĄ JEST MUZYKA

Ojczyzną moją jest muzyka. A ty jesteś jak nuta rzewna,
z którą na ustach, po latach, wraca się w muzykę jak do domu.
Tylko się nie trwóż, Saskia. A możesz mi być jeszcze tak strasznie potrzebna,
że chyba tylko śmierci. Ale już cię nie oddam nikomu.

Jeżeli wszystkie niebiosa i wszystkie w nich serafiny
krzykiem tęsknoty wybłagam, by się spełniła twa chwała,
jeżeli powiem ci więcej: że jesteś ponad rubiny,
O jedno proszę ci, Saskia: - Nie bądź zarozumiała.

Pięć lat milczałem jak głaz stoczony ponad pochyłość,
pięć lat milczałem jak lód - co będzie, gdy lody popłyną?
I nagle na wargi spieczone żywą wodą upadła miłość
i rozwiązała mi język jak wino.

Słuchaj, Saskia, cokolwiek się stanie,
złotą chmurą zostaniesz w legendzie.
Bo wypisane jest ogniem na ścianie:
już cię nikt tak jak ja kochać nie będzie.

Sięgnij po nieśmiertelność, Saskia, tak jak się sięga po szmaragd,
gitarę, wstążkę lub jabłko, wysokie, rumiane ogromnie.
Gitara, jabłko przeminą. Jak komar brzęczy gitara.
Lecz ja to w księgę zamykam. Saskia, uśmiechnij się do mnie.

Od Franka: Ten utwór mogliśmy usłyszeć podczas koncertu zespołu "Bez Jacka" w ramach II SAW "Przylądki Dobrej Nadziei" w ramach Dni Księstwa Brzeskiego - oczy-wiście...

=======================================================



ALE SĄ JESZCZE SPRAWY DROBNE

Ale są jeszcze sprawy drobne: loty ptasie,
chwianie się trzcin w jeziorach, blask gwiazdy wieczornej,
różne barwy owoców o porannym czasie
i wiatr przelatujący w sopranie i basie,
i moja mała lampa, i stół niewytworny.
A nawet za wszystkie obrazy Tycjana
nie oddam tego stołu, bo pracuję przy nim,
to mój wierny przyjaciel od samego rana,
a kiedy noc...

==================================

PROŚBA O WYSPY SZCZĘŚLIWE

A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.

Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.

============================================
PIEŚNI

(I)

Gdy próg domu przestępujesz.
To tak jakby noc sierpniowa
zaszumiala wśród listowia,
a ty przodem postępujesz.

A za tobą cienie ptasie,
szczygieł, gil i inne ptaki.
Świecisz swiatłem wielorakim
od sierpniowej nocy jaśniej.

Bo ty jesteś ornamentem
na gmachu nocy, jej ksieżycem
Przesypujesz światła w ręku
z namaszczeniem jak pszenicę.

U twych ramion płaszcz powisa
krzykliwy, z leśnego ptactwa,
długi przez cały korytarz,
przez podworze, aż gdzie gwiazda

Venus. A tyś lot i górność
chmur, blask wody i kamienia.
Chciałbym oczu twoich chmurność
ocalić od zapomnienia.

(II)

Pochylony nad mym stołem
we wschodzącej zorzy łunie
ręce twoje opisuję,
serce twoje opisuję;

smak twych ust jak morwa cierpki
i głosu pochmurną słodycz,
i uszy twe jak wysepku,
które z dala widział Odys.

Ten obok jest twoją twarzą,
ten horyzont, ta akacja.
Pióro maczam w kałamarzu
i litery wyprowadzam.

Niech staną rządek przy rządku
jak ptaki złote i modre,
by z najprawdziwszego wątku
powstał najprawdziwszy portret.

Minął dzień. Wciąż prędzej, prędzej
szybuje czas bez wytchnienia.
A ja chciałbym twoje rece
ocalić od zapomnienia.

(III)

Ile razem dróg prebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?

Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór żeby powstać
i znów iść, i dojść do celu.

Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebow rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?

Ile lat nad strof tworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Bethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?

Twe oczy jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia.
Więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia.

(IV)

Oto jest nasz dzień codzienny,
nasze małe budowanie,
trud uparty i niezmienny,
nieustanne kształtowanie

Słońce wschodzi i zachodzi,
drzewa kwitną, liście ronią,
my strumień rzeczywistości
kształtujemy naszą dłonią

Jesteśmy cząstką w zespole,
z niego płynie nasza siła -
żeby chleb leżał na stole,
a pracom lampa świeciła;

by czas jak pochodnia płonął
jednako: dzień czy mgła nocna.
Stoimy przy życiu, żono,
jako tkacze przy swych krosnach.

Z dnia na dzień tkaninę tkamy
wzorzystą dla pokolenia.
Chciałbym i blask naszej lampy
ocalić od zapomnienia.

(V)

Garniemy się do muzyki,
muzyka to jest nasz festyn,
kochamy trąbki i smyki,
obój, klarnet i klawesyn.

Jest w domu lichtarz nieduży
z wysoką świecą szkarłatną;
ona do koncertów służy,
do dźwięku dodaje światło

Ty ją zapalasz w godzinie
muzycznej i płomyk świeci
w chwili, gdy z głośnika płynie
Koncert Brandenburski Trzeci.

Radość jak poważny taniec
przesuwa swój cień na ścianach
I pada świecy pełganie
na twarzy Jana Sebastiana

Lipski kantor bardzo mile
uśmiecha się zza oszklenia.
Chciałbym wszystkie takie chwile
ocalić od zapomnienia.

(VI)

Nie jesteśmy, by spożywać
urok świata, ale po to
by go tworzyć i przetaczać
przez czasy jak skalę złotą.

Choćby i po razy tysiąc
osaczyły nas trudności,
my idziemy blaskiem bijąc
w urodę maszyn i roślin.

W poczekalniach kin srebrzystych,
gdy zadymka śnieżna bredzi,
nieraz siadamy strudzeni,
strudzonych ludzi sąsiedzi.

Dni i noce nami biegną,
a my z nimi ku przodowi,
w trudzie tworząc piękno, piękno,
które znów służy trudowi.

Z chmury zwisa śnieg z ukosa,
twarz twoją w srebro przemienia.
Chciałbym śnieg na twych włosach
ocalić od zapomnienia.

(VII)

Cząstka pracy wykonana
i znów cząstka, i znów ciastka,
i znów noc, i znów od rana
do cząstki dodana cząstka

Słońce serca nam przeszywa
i biją, wdzięczne blaskowi.
Rękami pchamy tworzywa
od bezksztaltu ku kształtowi.

Kształtami świat zaludniają
do prac przyłożone dłonie
Tętnią prace. Tak powstają
wiersze, domy i symfonie.

Znów noc. Jak ludzie wysocy
stoją świerki. Śnieg się sypie.
Gwiazdy świecą w głębi nocy
jakby w głębi wielkich skrzypiec.

A za oknem migotliwie
Wenus gałąź opromienia.
Chciałbym i ten błysk na szybie
ocalić od zapomnienia.

(VIII)

Na moście Poniatowskiego
wiatr śnieg ukośnie rozkłada
Na moście Poniatowskiego
śniegiem kurzy balustrada.

Latarnia w oczy nas razi,
ośnieżona do polowy,
Niewiele ludzi zgromadził
przystanek autobusowy:

Tylko nas dwoje. Stoimy
przy tym przystanku nad rzeką -
dwoje ludzi w głębi zimy
jak w głębi lasu białego

Parę by tu wron postawić,
tak ze trzy, pośrodku jezdni,
poobracać je dziobami
ku sobie, na śniegu gwiezdnym.

Niechby stały. Wiatr niech wionie
wzdłuż i chmurom twarze zmienia.
Chciałbym i te trzy łby wronie
ocalić od zapomnienia.

(IX)

Piszę ten list, moja droga,
z leśniczówki, w chwili takiej,
gdy stoi lampa naftowa
na pudle od kostek maggi

W pokoju nie ma nikogo.
Zmierzch. Zegarek tyka lekko.
Drzwi się otwarły. Na progu
staje matka leśniczego.

Zatroskana, zatroskana,
cała w cieniach od zgryzoty.
Mówi: "Znowu prośże pana,
słychać w chmurach samoloty.

Ja się, proszę pana, nie znam,
ale to wielka maszyna.
Ja wiem, ze to nic, a jednak
groźny czas się przypomina."

Matko, podnieś pięść do góry,
miliard tych pięści ma ziemia.
Chciałbym na czole twym chmury
ocalić od zapomnienia

(X)

Wybaczcie mi, ludzie, jeśli
w tych pieśniach dałem tak mało,
ze nie takie niosę pieśni,
jakie by nieść należało;

że tyle tu tych piękności,
ptaków, rożnych pobrzękadeł,
złocistości, srebrzystości,
księżyców, Bachów i świateł.

Cóż, kocham światło. Promieniem,
jak umiem, wiersze obdzielam.
O gdym mógł, obym zmienił
cały świat w jeden kandelabr.

Myślę, że po to są wiersze,
ich ruch ku sercu człowieka,
by szerzej szła, coraz szerzej
przez kontynenty jutrzenka.

światłami po wszystkich placach,
światłami w każdej ulicy,
ta Eos różanopalca
z dumną twarzą robotnicy.

Jesteśmy wpół drogi. Droga
pędzi z nami bez wytchnienia.
Chciałbym i mój ślad na drogach
ocalić od zapomnienia.

================================================

Więcej wierszy np tu: http://www.ipiran.ru/~shorgin/gal-sum.htm

Z wyprawy przywiozłem tomik poezyj KIG-a, wydany przez Biliotekę Narodową, opatrzony stosowynymi pieczęciami pamiątkowymi. Właśnie napadła go Matula i wzięła sobie pode nocną lampkę...
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2008-07-07, 12:27, w całości zmieniany 6 razy  
0 UP 0 DOWN
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Zobacz posty nieprzeczytane

Skocz do:  

Tagi tematu: czyli, galczynski, ocalic, od, po, praniu, wizycie, zapomnienia


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template BMan1Blue v 0.6 modified by Nasedo
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 19
Nasze Serwisy:









Informator Miejski:

  • Katalog Firm w Brzegu