Wygląda na to, że nie może Pan żyć bez koszykówki, ciągnie wilka do lasu?
Kiedyś byłem zawodnikiem i wtedy zaraziłem się miłością koszykówki, którą zajmuję się bez przerwy od zakończenia studiów w 1980 roku. Chłopcy z Piomaru zgłosili się do mnie i chcieli żebym pomógł im realizować ich marzenia związane z koszykówką, a jako że mam teraz dużo czasu, nie widziałem przeciwwskazań do tego, by się nie zgodzić i spożytkować go właśnie dla nich.
Przez długie lata pracował Pan z profesjonalistkami w żeńskiej koszykówce, teraz prowadzi Pan amatorów, czy to trudniejsza praca?
Treningi są łatwiejsze, bo oni chcą dużo się nauczyć i chcą robić postępy. Natomiast o tyle jest trudniej, że tutaj nikt nie musi trenować. Zawodnicy przychodzą kiedy mogą i kiedy chcą, koszykówka musi ustępować ważniejszym sprawom w ich życiu. W profesjonalnej koszykówce tego nie ma, bowiem dla tych zawodniczek to była praca. W ...