O dobrym Królu Macieju i inaczej krasnych ludkach.
Pewnego pięknego październikowego dnia obudził się Maciuś i spojrzał w okno.
„Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to jeszcze dziś stanie się to, na co czekałem od dawna- pomyślał- Walka skończona, wrogowie pokonani i skłóceni. Twierdza zdobyta. Nadchodzi mój czas!” I rozmarzył się Maciuś, a oczyma wyobraźni widział koronę na swej głowie i poddanych bijących pokłony i przyjaciół swych wiernych, towarzyszy walki po prawicy i lewicy swojej. I ciepło mu się zrobiło na sercu i dobrze jakoś...
Wyskoczył z łóżka, wyjrzał przez okno i spojrzał na tę ziemię, która- nie wątpił- wkrótce będzie jego królestwem. I widział Maciuś dziury w drogach i tynk na budynkach odrapany i pana Zenka z sąsiedztwa, który nie wytrzeźwiawszy jeszcze po wczorajszej biesiadzie, niekompletnie ubrany psa brudnego na spacer wyprowadzał. A pies ten czynił na trawniku rzeczy nieestetyczne... Odwrócił Maciuś wzrok ...