Forum Brzeg
Forum miasta Brzeg. (ISSN 1869-609X)

Znani i Lubiani - Antoni Ferdynand Ossendowski

Fundacja K.I.S. - 2018-03-23, 12:23
Temat postu: Antoni Ferdynand Ossendowski
O elearach, czyli straceńcach, pieśń nie zawsze chwalebna.
Przyczynek do studium klątwy. Refleksje nad książką „Lisowczycy” A. F. Ossendowskiego

(z cyklu „Biegnący po kłączu”)

Jacek „Franco” Horęzga


„Nie znał rycerz Polski mądrości starożytnej, że – ubi solitudinem faciunt pacem appelant (gdy kraj obrócą w pustynię, twierdzą, że przynieśli pokój).”
„[...] nie ojczyźnie, lecz dla męstwa Polaków, bo imię polskie, chorągwie i blask oręża w nieznane mieli zanieść krainy, wszystkie ludy i odwagą, i porywem w podziw i zachwyt wprowadzić”

A.F. Ossendowski, „Lisowczycy”

Nieńcy nazywają tę górę Ne-KheKhe. Mansowie - Ne-Pupyg-Nyor. Ma to oznaczać kamiennego „kobietę-idola”, w którego jeden z bogów zamienił nieposłuszną mężowi – żonę. W języku Komi nazwa wskazuje na „gniazdo wiatrów”, gdyż rejon słynie z silnych wichur, spływających z zanurzonego w chmurach szczytu. Ten zaś zamieszkuje bóg północnego wiatru i śniegu – Voipel. Oboje zabraniają ludziom wstępu do swego królestwa. Jeśli znajdzie się śmiałek odważny na tyle, aby złamać boskie nakazy, Ne-Pupyg-Nyor zsyła nań silną burzę i spycha szaleńca ze swych zboczy.

U stóp północnego stoku rozlał swe wody topniejący lodowiec, tworząc małe ale głębokie, pozbawione ryb, jeziorko, otoczone absolutną i magiczną ciszą. Nieliczni świadkowie opowiadają o swego rodzaju doświadczaniu transu i utracie kontaktu z rzeczywistością, co być może przyczyniło się do opisywanych niżej, fatalnych w skutkach wydarzeń.

W napisanej prawie sto lat temu książce góra nosi miano Telpos (Tel’pos), a jej okolice zamieszkują ludy przez Ossendowskiego tytułowane Wagułami, obecnie znane jako Mansowie, lub Mansi. Jeśli wierzyć autorowi, jeden z zagonów legendarnych Lisowczyków, dotarł w te rejony w drugiej dekadzie XVII wieku, w ramach interwencji wojsk Rzeczypospolitej podczas tzw. Wielkiej Smuty w Rosji. Dokonując przy okazji licznych rzezi.

Wspominam o tym, bowiem w przeciwieństwie do większości dotychczasowych recenzentów nie odczytałem „Lisowczyków” w blasku chwały oręża polskiego i Wielkiej Rzeczypospolitej, a raczej przez pryzmat dość jasno artykułowanych refleksji i wątpliwości, dotyczących czy to geopolityki, czy to partykularyzmów wodzów, wikłających państwo i obywateli w sieć destrukcyjnych w skutkach intryg.
Narracja rozpoczyna się w roku 1611. Trwa właśnie werbunek ochotników do chorągwi Lisowskiego. Autor krótko i obrazowo kreśli nastroje panujące podówczas w Wilnie i daje charakterystykę relacji społecznych. Czytelnik ma okazję poznać temperament szlachciców i magnatów oraz oswoić się ze specyfiką używanej naonczas ojczystej mowy, przetykanej nićmi niezrozumiale i obco dziś brzmiących sekwencji łacińskich.

Dla ówczesnych sarmatów tak konstruowane wypowiedzi były chlebem powszednim, czego dowodzą zachowane pamiętniki i narracje sylwiczne. Dzisiejszy odbiorca zmuszony jest jednak korzystać z licznych w książce przypisów, zdominowanych przełożeniem latynik na język mu zrozumiały. Stanowi to o uroku książki, ale i powoduje (o czym nie omieszkali wspomnieć inni recenzenci), że czytelnik zmuszony jest przerywać rytm narracji dość częstym spoglądaniem w dolne partie stronic.

Oto z Wilna wyrusza około „dwa tysiąca szabel” – ludzi różnego stanu i pochodzenia: „panowie z Litwy, Białej Rusi, Inflant [...] ściągnęło i zbiegło się zewsząd pospólstwo mieszczańskie i wiejskie, zawalidrogi, infamisy, wichrzyciele, podżegacze, łotrzykowie, ścigani przez sądy, i gorące głowy, ogarnięte płomieniem walecznego serca, żadnego uciech bojowych i sławy”. Mieli wesprzeć wojska królewskie i podążyć ku zdobytej w 1609 roku Moskwie, celem objęcia tamtejszego tronu i połączenia go z tronem Rzeczypospolitej.

Wokół tych wydarzeń zbudowana jest fabuła opowieści o „pierwszych komandosach w dziejach”, „Straceńcach”, elearach polskich. Ossendowski prowadzi narrację, spoglądając na pola wielkich bitew tamtego czasu z perspektywy rozmów „gabinetowych”, koncentrując się w miarę rozwoju akcji także na osobie głównego bohatera, silnego młokosa Marcina Lisa, który wraz z kuzynami dołącza do chorągwi swojego dalekiego krewnego. Na obu płaszczyznach, gabinetowej i przygodowej, daje o sobie znać jednak również refleksyjny charakter autora, wskazującego na targające Rzeczpospolitą niepokoje i trawiące ją słabości. Podobnie jak u Sienkiewicza, dowiadujemy się o licznych rokoszach i zdradach. Oraz o braku solidarności w obozach Polskich, co ostatecznie kończy się w 1612 haniebną kapitulacją wojsk okupujących Moskwę.

W tym jednak czasie, bohater książki Marcin Lis, wraz z kilkusetosobowym oddziałem buszuje na dalekiej Syberii, gdzie dociera w okolice opisanej we wstępie góry. Tam, pomimo przyjaznego nastawienia tubylczych Wagułów, dochodzi do zwady i rzezi rdzennych mieszkańców, co sprowadza na oddział i samego Marcina szereg nieszczęść, z wytopieniem się połowy żołnierzy w jeziorze u stóp magicznej góry włącznie. Pozostawieni samemu sobie na dalekiej i mroźnej północy, zagubieni i w sytuacji bez wyjścia, podejmują zagończycy ostatecznie służbę u wysłannika nowego, obranego w międzyczasie cara Romanowa. I tym sposobem przez kolejne pięć lat Lisowczycy... kolonizują w imię Rosji „dzikie” przestrzenie Syberii.

Dulce et decorum est pro patria mori
(Słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę) – głosi jeden z bonmotów, pojawiających się na kartach opowieści. Myślę jednak, że podsumowanie książki Ossendowskiego owym cytatem nie jest z krytycznego punktu widzenia najwłaściwsze i może znajdować jedynie uzasadnienie merkantylne. „Lisowczycy”, i owszem przypominają wiekopomne dokonania Sienkiewicza. Są przygody, akcja gna do przodu niczym opisywane oddziały kawalerii, jest wątek miłosny, jest główny bohater – gorąca głowa. Jednak Marcin Lis, którego hardość prowadzi coraz głębiej w tundry i tajgi dalekiej Rusi, nieco odstaje od sienkiewiczowskich bohaterów. Pędząc przez obce krainy z ogniem i mieczem, rejestruje bacznie wszystko, czego doświadcza, aby z czasem zadumać się, czy to nad ludzką śmiercią, czy też ostatecznie nad służbą obcemu władcy.

Wystarczy bowiem chwila zamysłu i odrobina poszukiwań, aby ze zgrozą stwierdzić, że szlak rzekomej chwały wschodniej wyprawy zagonów Lisowskiego prowadzi przez miejsca znaczone w historiografii najnowszych dziejów Narodu bliznami koncentracji i kaźni żołnierzy AK. A głusze północnej Syberii, cywilizowane w imię carów szablą polskiego rycerza okazują się terenem późniejszych zsyłek rodaków (w tym także jeńców pojmanych podczas Wielkiej Smuty). Tak, jakby przez cztery kolejne stulecia, dzielące czas przedstawiony w książce od czasów współczesnych, bogowie podbitych i wyrżniętych ludów realizowali mroczną klątwę, którą obłożyli kolejne pokolenia potomków rycerstwa Rzeczypospolitej w rewanżu za gwałty i rzezie.

Ważkie to refleksje, zwłaszcza w czasie, gdy nad Europę powraca mroczne widmo wojującego Islamizmu, a Polscy „rycerze” ciągle służą na misjach w krajach „niewiernych”. A nadto niezbyt rozgarnięci wodzowie, uwikłani egoizmem w polityczno-gospodarcze rozgrywki mocarstw, wiodą Naród w kolejne otchłanie.

„Jak sobie pościelecie Rodacy, tako i się wyśpicie”, rzecze Ossendowski. I przez taki pryzmat można, a nawet trzeba w dzisiejszym czasie „Lisowczyków” czytać.
Duży plus dla „Zysk i s-ka” za konsekwentną politykę wydawniczą i wyręczanie państwa w kształtowaniu Ojczyzny ludzi świadomych i myślących. Gotowych na krytyczną analizę dziejów własnego Narodu i zdolnych przełożyć bolesne doświadczenia przodków na późniejsze decyzje.

Uwaga od dociekliwego czytelnika: książka prosi się o wnikliwy komentarz historyczny, tropiący rozbieżności pomiędzy faktografią i fikcją literacką. Miłym dodatkiem może się także okazać (w kolejnej edycji) materiał historiozoficzny, dotyczący zasadności działań strony polskiej, czynionych podczas Wielkiej Smuty oraz analizujący poczynania królów i hetmanów, w kontekście „dobra Rzeczypospolitej”.

Styczeń 2015

Informacje uzupełniające (tekst skopiowany z tylnej okładki):

„Lisowczycy - tak nazywano oddziały niezrównanej kawalerii sformowanej na początku XVII wieku przez Aleksandra Józefa Lisowskiego. Na lekkich koniach, uzbrojeni tylko w krzywe szable i rohatyny, łuki lub rusznice, byli wówczas najlepszą lekką jazdą, jaką znał ówczesny świat. Walczyli od Francji, Rosji po Włochy i Finlandię, siejąc grozę i zniszczenie.

Gdy przyszedł czas na służbę Rzeczpospolitej, z podniesionym czołem stanęli u boku syna króla Zygmunta III - królewicza Władysława - który ruszył na Moskwę po tron carski. Ich szlaki znaczyły ruiny i zgliszcza miast. Choć za rozbój i gwałt groziła śmierć, pozostawieni bez należnej im zapłaty sami wypłacali sobie żołd, niosąc za sobą śmierć i łzy.

Czarna legenda lisowczyków inspirowała mistrzów pędzla, takich jak Juliusz Kossak czy Józef Brandt, i pióra - jak Antoni Ferdynand Ossendowski. Autor stworzył powieść z niezwykle sugestywnymi postaciami ludzi dumnych, wolnych, okrutnych i szaleńczo odważnych. Jednocześnie zręcznie poprowadził przez jakże ważną część polskiej historii.”


Tytuł: Lisowczycy
Autor: Antoni Ferdynand Ossendowski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 29 września 2014
Liczba stron: 334
ISBN: 9788377855652

Za książkę dziękuję wydawcy i portalowi "Szortal", na zamówienie którego recenzja została napisana i tamże opublikowana: http://www.szortal.com/node/6846

ASTRON - 2018-03-23, 14:09

Antoni Ferdynand Ossendowski jest także autorem książki, którą z powodzeniem należy uznać za science-fiction lepszej próby: "Zbuntowane i zwyciężone".
Fundacja K.I.S. - 2018-03-24, 13:55

Elementarz dla dorosłych. Refleksje nad książką:
Wacek i jego pies. Opowiadanie dla młodzieży z czasów ostatniej wojny

(wersja skrócona i wyprofilowana pod oczekiwania redakcji)
Jacek „Franco” Horęzga
(Z cyklu: „Biegnący po kłączu”)


Niech nikogo nie zmylą czarujące i sympatyczne akwarele na okładce i we wnętrzu najnowszego wznowienia analizowanej dziś książki - Wacek i jego pies nie był napisany dla dzieci! Nawet podtytuł wskazuje na nieco odmiennego wiekowo adresata, niż mogą to sugerować kolorowe obrazy. Oczywiście, można zredukować jej streszczenie do krótkiej „recki” i napisać kilka zdań w stylu „wzruszająca opowieść o przyjaźni łączącej Wacka i jego psa”, ale czyn takowy niegodzien byłby opowieści, wykuwającej w murze tandety okno do żywych jeszcze kilkanaście lat temu światów mistycznych uniesień, towarzyszących obcowaniu z perełkami popkultury. Które po skonsumowaniu, wzbudzały w części odbiorców potrzebę dalszych wędrówek i poszukiwań. A te wiodły dalej, na przykład w rejony bliższe filozofii kultury.

Jest bowiem wspomniane dzieło narracją wielowarstwową. Przesyconą nie tylko niemal bezpośrednimi odwołaniami do przedwojennego etosu pedagogiczno-dydaktycznego II RP, ale i epizodami o charakterze czy to metaforycznym, czy też wręcz mistycznym. Nadto narracją pełną aluzji do skłóconej Polski dnia dzisiejszego. Tak, jakby u kresu swych dni Autor próbował przestrzec następne pokolenia rodaków przed powielaniem błędów, które umożliwiły działającym w porozumieniu molochom - niemieckiemu i sowieckiemu, odebranie Narodowi Polskiemu z trudem wywalczonej wolności, zagarnięcie odzyskanych ziem i zawłaszczenie budowanego w bólach aparatu państwowego.

Opowieść rozpoczyna spotkanie dwojga nieszczęśników. Do Wacka, młokosa płaczącego nad świeżo usypanym grobem matki, nieco nieufnie podchodzi Mikuś - wynędzniały i poturbowany szczeniak-kundelek, z wyglądu przypominający małego wilczka. W jednej chwili rodzi się wtedy swoiste porozumienie. Zbudowane na nie dających się racjonalnie wytłumaczyć więzach empatii, łączących ze sobą dwa różne gatunkowo, osierocone zrządzeniem losu, stworzenia.

Trwa właśnie wojna. A ściślej, brutalna okupacja Polski, napadniętej przez dwóch najeźdźców. Z retrospekcji dowiadujemy się o bezwzględności i okrucieństwach „odwiecznego wroga Polski – niemców”, w tym także o śmierci zastrzelonego bez pardonu ojca Wacka. Tytułowy bohater znajduje schronienie w gospodarstwie Siwików, gdzie psina zaprzyjaźnia się z obcą mu gatunkowo kotką, a w młokosie powoli zaczyna dojrzewać coś na kształt uczucia do córki gospodarzy – Ceśki. Równolegle cementują się relacje łączące obu bohaterów, którym dni (a i czasami noce) mijają na pracach związanych z utrzymaniem gospodarstwa. Wtedy też Mikuś zmuszony jest coraz częściej „pokazywać kły” i stawać w obronie obejścia. Czy to przed szkodnikami zwierzęcej natury, czy przed żandarmerią niemiecką. Dość szybko dochodzi jednak do kolejnej tragedii. Niemcy bezwzględnie pacyfikują wioskę, paląc domostwa, zagrody i brutalnie mordując większość mieszkańców. Włącznie z protektorami cudem ocalałych z pogromu Wacka i Mikusia.

Od tego miejsca charakter narracji ulega jakby zmianie. Wacek, pośród bezradnego tłumu lamentujących kobiet, musi nagle stać się dorosły. Wziąć na swoje barki odpowiedzialność za życie innych, mniej zaradnych ludzi, w czym pomagają mu... echa z przeszłości. Oto bowiem młody chłopak działa jakby wcześniej został „zaprogramowany” na stawianie czoła trudnościom i przeciwnościom losu. Wie, co i jak należy robić i pomimo fizycznej małoletniości, zostaje tymczasowym liderem ocalałej garstki dorosłych mieszkańców wioski, zapobiegając panice i dalszym ofiarom.

I tak już jest do końca opowieści. Wacek okazuje się chłopcem solidnym, pracowitym i odpowiedzialnym. Znakomicie radzi sobie z szeregiem różnych obowiązków, w tym także z opieką nad chorą żoną gajowego puszczy, w którego gospodarstwie, razem z Mikusiem znajdują zatrudnienie. Potrafi pokonać przeciwności losu, choćby i objawiały się one pod postacią mściwych kłusowników, bezceremonialnie wykorzystujących swoje niemieckie pochodzenie do prób terroryzowania okolicy. Narrator opowieści wielokrotnie nawiązuje także do ogromu szkód we florze i faunie organizmu Matki Ojczyzny, poczynionych przez Niemców podczas obu wojen światowych.

Gdzieś w tym miejscu pojawiają się wątki niemalże mistyczne czy też metaforyczne. Oto w sukurs terroryzowanym Polakom przychodzą z puszczy dzikie wilki. Zaprzyjaźnione w międzyczasie z ich oswojonym pobratymcem – Mikusiem. Scena nabiera walorów symbolicznych. Zwłaszcza w czasach odzierania z zapomnienia czynu Żołnierzy Wyklętych („Żyli prawem wilka, historia o nich głucho milczy”).

Ossendowski, zagorzały antykomunista, nawet w grobie ścigany przez bolszewików, był doskonale zorientowany w tajnikach polityki międzynarodowej. Pisząc jedną z ostatnich opowieści swego życia w trakcie wojny, śledził na bieżąco arenę zmagań mocarstw na Polskiej ziemi. I dlatego zapewne niejako musiał antycypować przyszłość Ojczyzny, bowiem w pierwszej części opowieści pisze jeszcze o dwóch bezwzględnych najeźdźcach. Ale już u jej schyłku, pojawiają się „rosyjscy” partyzanci, lądujący na spadochronach w centrum puszczy.

Tej puszczy, z którą bohaterów opowieści „Wacek i jego pies” łączą jakieś więzy o charakterze organicznym, tajemniczym, niepojętym zapewne orędownikom patriotyzmu mierzonego przyzwoleniem na „tęczogród”. Tej, za którą kochający ją Polacy „umierają cisi”. Tej, której mieszkańcy, doświadczeni dobrodziejstwami europejskich kaganków oświaty, wzniecanymi przez brunatnych żołnierzy za pomocą miotaczy ognia, wolą „żyć z wilkami, niż z niemcami”. Tej, których pracowitość i odpowiedzialność za innych kształtowały niegdyś od małego nauki matek, powracających z zaświatów z pochwałami dla swych synów za ich dobre uczynki i sumienną pracę. Tej Polski, która nie wolna od wad, odradzała się po 123 latach zaborów, dzięki tytanicznej i konsekwentnej pracy przedwojennych pedagogów i skautów (do czego wrócę w innym miejscu i czasie).

Ostatecznie - opowieść o przyjaźni chłopca z oswojonym wilkiem rzeczywiście wzrusza. Im dalej w głąb narracji, tym częściej i bardziej. Mistrzowskie opisy puszczy, po której wędrują jej strażnicy – Wacek i Mikuś, przywołują obrazy najbliższych przyjaciół z dnia dzisiejszego. Oto widzę mosty, łączące wojenną opowieść z dniem dzisiejszym. Widzę starszych, ale i przede wszystkim młodszych ludzi, zmęczonych cywilizacją tłamszącą duchowo-etyczny wymiar Człowieczeństwa, którzy wybierając życie na peryferiach cywilizacji, odtwarzają dawne obyczaje i wbrew unijnym nakazom zaczynają uprawiać owoce i warzywa, stawać ule i sycić miody, hodować zwierzynę. Ludzi, którym coraz bardziej obojętne są szpanerskie hipsterstwa, oświecenia, flashmoby czy też toczenie bek ze staruszków.

A największe, i jednocześnie najbardziej gorzkie łzy wyciska opowieść o mocy etosu II RP w momencie zreflektowania się nad aksjologicznie biegunowo różnym etosem, który wciska się dziś naszym dzieciom w szkołach i przedszkolach. Pokolenie II RP potrafiło sobie poradzić w warunkach ekstremalnych. Znało swoje miejsce w społeczeństwie, wiedziało jak ważne są praca, nauka, szacunek dla tradycji.

Zapytajmy więc samych siebie, co do zaoferowania naszym potomkom ma dzisiejsza „ełropejska” pedagogika? Czy nasze dziatki będą umiały same zrobić ser? Oprawić królika? Zebrać miód, łowić ryby? Śmiem raczej wątpić. Pewne wydaje się tylko jedno. Na pewno będą wiedziały, jak zgodnie z dyrektywami unijnymi oraz innymi wytycznymi, wdrażanymi przez „nowoczesną literaturę”, znaleźć tajemniczy punkt „G”, czy też rozpylać pod drzewkiem nasiona oświecenia.

Zatem niech książka Ossendowskiego zagości w naszych domach i niech skłoni nas do refleksji nad sensem poczynań współczesnych orędowników „postępu”. Zbliżająca się Gwiazdka jest dobrą okazją, aby spróbować zapobiec procesom, które za następne 50 lat, jakiś nowy Ziemkiewicz nazwie słusznie „Kolejnym, pięknym samobójstwem!”. Bowiem „Wacek i jego pies” nie jest opowieścią dla dzieci. To książka dla dorosłego, który być może drzemie gdzieś jeszcze w każdym z nas.

Obudźmy się, tedy. „Jest jeszcze czas, Bracia i Siostry!”

28 XI – 3 XII 2014

Autor refleksji dziękuje za egzemplarz książki wydawcy - firmie "ZYSK i s-ka", oraz portalowi Szortal (a szczególnie Alkowi Kuszowi), na zamówienie których recenzja została napisana. I opublikowana: http://szortal.com/node/6667

Tytuł: Wacek i jego pies. Opowiadanie dla młodzieży z czasów ostatniej wojny
Autor: Antoni Ferdynand Ossendowski
Ilustracje: Marcin Laszczak
Wydawca: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Strony: 340
Oprawa: twarda (format "kwadratowy" 160x190)
ISBN: 978-83-7785-560-7

Dziedzic_Pruski - 2018-03-24, 19:50

Fundacja K.I.S. napisał/a:
Czy nasze dziatki będą umiały same zrobić ser?
A czy będą umiały łupać kamień?

Boję się pomyśleć, co by się stało, gdyby "awtor" tej fantastycznej recenzji nie daj Boże złapał wilka i zaczął się uważać za wojaka wygiętego.

ASTRON - 2018-03-24, 20:00

Dziedzic_Pruski napisał/a:
A czy będą umiały łupać kamień?

Jedyne, czego ty ich możesz nauczyć, to:
Dziedzic_Pruski napisał/a:
Środa, dzień loda.

ASTRON - 2018-03-24, 20:02

Dziedzic_Pruski napisał/a:
A czy będą umiały...

albo
Dziedzic_Pruski napisał/a:
W Tworkach bardzo ciepło

Dziedzic_Pruski - 2018-03-24, 20:09

Uwielbiam te momenty, kiedy np. Fundacja K.I.S. zagaja jakiś wątek, a następnie ASTRON czy Eurorealiści pięknie go rozwijają.
Francotango - 2018-03-24, 20:35

Dziedzic_Pruski napisał/a:
A czy będą umiały łupać kamień?

Jedyne, czego ty ich możesz nauczyć, to:
Dziedzic_Pruski napisał/a:
Środa, dzień loda.

Dziedzic_Pruski - 2018-03-24, 20:47

O, i jeszcze Francotango, ale ten to przynudza.
Eurorealiści - 2018-03-24, 20:48

Fundacja K.I.S. napisał/a:
wolą „żyć z wilkami, niż z niemcami
Fundacja K.I.S. napisał/a:
Ossendowski, zagorzały antykomunista, nawet w grobie ścigany przez bolszewików
Fundacja K.I.S. napisał/a:
Narrator opowieści wielokrotnie nawiązuje także do ogromu szkód we florze i faunie organizmu Matki Ojczyzny, poczynionych przez niemców podczas obu wojen światowych.
Fundacja K.I.S. napisał/a:
dowiadujemy się o bezwzględności i okrucieństwach „odwiecznego wroga Polski – niemców


I jak to zwykle bywa, każdy post, w którym coś jest nie tak albo o "niemiaszkach" albo o bolszewikach, zostaje tradycyjnie zasrany i zaspamowany przez filogermańskich lodołamaczy....

Dziedzic_Pruski - 2018-03-24, 20:55

Nazwy narodowości pisze się dużą literą, rybeńku, a przymiotniki małą - Niemcy i polski.
ASTRON - 2018-03-25, 10:07

Fundacja K.I.S. napisał/a:
Cytat:
wolą „żyć z wilkami, niż z niemcami”
Fundacja K.I.S. napisał/a:
Cytat:
Ossendowski, zagorzały antykomunista, nawet w grobie ścigany przez bolszewików

Fundacja K.I.S. napisał/a:
Cytat:
Narrator opowieści wielokrotnie nawiązuje także do ogromu szkód we florze i faunie organizmu Matki Ojczyzny, poczynionych przez niemców podczas obu wojen światowych.
Fundacja K.I.S. napisał/a:
Cytat:
dowiadujemy się o bezwzględności i okrucieństwach „odwiecznego wroga Polski – niemców”

I jak to zwykle bywa, każdy post, w którym coś jest nie tak albo o "niemiaszkach" albo o bolszewikach, zostaje tradycyjnie zasrany i zaspamowany przez filogermańskich lodołamaczy....

Dziedzic_Pruski - 2018-03-25, 10:38

Widzę, rybeńku, że wyjątkowy z ciebie idiota.
ASTRON - 2018-03-25, 10:43

Jest nam niezmiernie przykro, że nie będziemy razem z tobą świętowali dnia cwela, czy też dnia loda. Daremne żale, próżny trud. Zrób to sam :) . Lodziku. Cweliku.
Dziedzic_Pruski - 2018-03-25, 10:47

Ale to twoje święto, rybeńku.
Francotango - 2018-03-25, 10:51

Dziedzic_Pruski napisał/a:
Ale to twoje święto, rybeńku.

Nie. Nie świętujemy. Ale miło, że pamiętasz o sobie, o swoich i swoich upodobaniach. Tak BTW - wszyscy tzw. historycy tak macie? Interesujące.

yoorek - 2018-03-25, 20:12

Kazik napisał świetną frazę-,,wszyscy artyści itd",nie że Francotango to artysta w formułowaniu dziwacznych,o seksualnych podtekstach opinii.Może w ten sposób pracuje na miano bezkompromisowego twardziela?Ale to słownictwo nie ma nic wspólnego z animacją kultury,chyba że do uszka szepcze tancerkom świństewka i to je cieszy.
Francotango - 2018-03-25, 21:07

yoorek napisał/a:
chyba że do uszka szepcze tancerkom świństewka i to je cieszy.

Zapomniałeś yooura, że:
yoorek napisał/a:
do psychiatry dostęp jest za free.

Oszczędzisz.

yoorek - 2018-03-25, 22:26

Ja nie muszę dziadować tak jak ty.Fraza ,,psychiatra za free" dotyczy tylko i wyłącznie ciebie.Również Tworki ,Branice i inne pokoje bez klamek i Facebooka .
ASTRON - 2018-03-26, 09:34

yoorek napisał/a:
chyba że do uszka szepcze tancerkom świństewka i to je cieszy.

Zazdrosny, zawistny, sfrustrowany stary pierdziel. Nie daje, czy nie dajesz?

yoorek - 2018-03-26, 20:35

Szczególnie zazdrosny o urodę,zawistny o intelekt .Co tak sapiesz młodzieńcze,żyłka ci pęknie i kto będzie tańcował na rynku,kogo Indianie będą podziwiali? <rwie>
Eurorealiści - 2018-03-27, 09:39

Nie daje i nie dajesz. A do tego pantoflarz. Pobity i poniżony, musi wyżyć się na forum.
yoorek - 2018-03-27, 13:48

Co mam ci odpowiedzieć?Żeś wsiowy głupek?-to obrażę tych ze wsi,więc ci tego nie powiem.Powtórzę za Dziedzicem Pruskim,,...jesteś wyjątkowy idiota".
ASTRON - 2018-03-27, 14:43

Pomodlę się za ciebie i twoją żonę, biedny, stetryczały, sfrustrowany, zazdrosny, zawistny, złośliwy i zagubiony w swoim pałacu, nieszczęśniku. Bywaj zdrów.
yoorek - 2018-03-27, 14:56

Pomódl się lepiej o swoje zdrowie,bo na modlitwę o rozum to za póżno. :mlotek:
ASTRON - 2018-03-27, 15:07

Pomodlę i pomodlimy się również w intencji sąsiadów, którym smród z twojego trawnika zatruwa codzienność.
yoorek - 2018-03-27, 15:20

W modlitwach też cienki jesteś,więc nieudaczniku rób co chcesz.A na jesień nie chcesz startować w wyborach?Przypomnę ci wynik z 2010-całe 50 głosów.Pomódl się może w tej intencji!Bo ,na rozum za póżno.
ASTRON - 2018-03-27, 15:23

yoorek napisał/a:
Pomódl się może w tej intencji!Bo ,na rozum za póżno.
Że o modlitwy za twój rozum za poźno i daremne żale - wiemy nie od dziś. Sąsiadom jednak współczuję. Swoją drogą - ponoć odżyło w okolicy Kościerzyc dawne powiedzenie: Nie da ci ojciec nie da ci matka, tego co może dać ci....

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group