Forum Brzeg
Forum miasta Brzeg. (ISSN 1869-609X)

Nasza twórczość - Twórczość Bursztynowego Anioła

Franco Zarrazzo - 2006-08-05, 20:54
Temat postu: Twórczość Bursztynowego Anioła
Co prawda Bursztynowy Anioł nie jest Brzeżanką, ale ten stan może wkrótce ulec zmianie ;) . Zamieszczam jeden z jej pierwszych wierszy, jaki mi dane było poznać - od tamtej pory minął zaledwie rok z okładem, a jej poezja nabierała coraz większego wiatru w żagle... Póki co:


...Bursztynowy Anioł...

wielkie morze czarnych
pereł
wytopionych w otchłaniach
zimnych piekieł
zzieleniałe zabki zimy
sciskane w zniszczonych
dłoniach niebios
na skraju lasu czekał
zatopiony w bursztynie
Anioł
ktoś go pochował, bo
nie wiedział co z nim
zrobić
zakrwawione opuszki
palców
i skostniałe strugi
deszczy
gdzieś w głębi duszy
skrycie zaplamione
anielskie stajnie
zmysłów
ktoś się schował w garderobie
przymierzył perukę
z marnej melodii
lodowych okruchów
a Anioł wciąż czekał
bo wiedział, że
nadejdzie taki dzień
w którym pęknie świat
jak bańka mydlana
rozłozy niewidzialne
skrzydła
i pofrunie w niebieskie
głębiny

Franco Zarrazzo - 2006-08-06, 11:32

"Ot, tak"


Ulepiłeś mnie z gliny swej niechęci
Ot, tak od niechcenia
Z kaprysu, czy znudzenia, niepamięci.
Uformowałeś piersi kształtne
Usta zlepiłeś skrzywione w pocałunku
Uniosłeś rzęsy by sięgały nieba
I niebem przysłoniły niedoskonałości
Kim jesteś, że Bogiem każesz się
Nazywać, Stwórco mój, niszczycielu.

Ulepiłeś mnie z gliny swej niechęci
Więc kim żeś jest?
I kim jest stojąca przed tobą
Naga niewiasta pełna żalu i pokory?
Kochanką twą? Żoną? Nałożnicą?
Kim żeś jest mój panie,
Że kochać ciebie mi niespieszno
Jakby oczywiste było twe skinienie.
Dłoń przy ciepłym policzku
I głuchy odgłos śmiechu trupa
Powstałego z ludzkiej łaski.

Franco Zarrazzo - 2006-08-06, 11:49


Daj mi poczuć

Nakarm mnie słowami
Do syta
Proszę Cię.
Uderz mnie spojrzeniem.
Pozwól mi.
Ufać.
Kraść muśnięcia czoła
O spocone dłonie.
Ulej trochę wina
Na później.
Niech zrasza nasze
Nagie ciała.
Błagam Cię.
Zwiąż mnie wspomnieniami.
Naturalnie.
Bezwstydem ust
Spijaj nektar
Samouwielbienia.
Pchnij mnie w otchłań.
Bezinteresownej chęci
Odkrywania mórz i lądów
Tego ciała.
Zatańcz ze mną.
Proszę.
Jeszcze jedno tango.

Franco Zarrazzo - 2006-08-07, 08:37

"Drzewo"



Czasami na skraju lęku
Czuję się jak to drzewo
Zasadzone dłońmi przodków
Chronione trudem przeszłych lat.

W skopanej wojną głowie
W pustym, szarym domu
Pozostawionym w ten ostatni dzień.
Czuję, że...

Niczym kora szukam ujścia zła
Jestem jak skóra pełna jadu.
Wypuszczam pąki niepamięci
Nie chcę nienawidzieć.

A kiedy rodzę się do życia
Upadam twarzą w lustro światła
Niepamiętnych wspomnień pożółkłe listy
Zostawiają ślad
Dzisiaj w mej koronie zamieszkały ptaki...


/09.05.2006/

Inez - 2006-08-07, 08:46

Franco Zarrazzo napisał/a:
Co prawda Bursztynowy Anioł nie jest Brzeżanką, ale ten stan może wkrótce ulec zmianie :wink:

Czy to oznacza, że się z Nią chajtniesz :?: :roll: :P

Franco Zarrazzo napisał/a:
od tamtej pory minął zaledwie rok z okładem, a jej poezja nabierała coraz większego wiatru w żagle...

Mało powiedziane, raczej określiłabym to mianem TALENTU :wink:

Zaserwuj nam coś jeszcze :D

Franco Zarrazzo - 2006-08-07, 20:14

Inez napisał/a:
Franco Zarrazzo napisał/a:
Co prawda Bursztynowy Anioł nie jest Brzeżanką, ale ten stan może wkrótce ulec zmianie :wink:

Czy to oznacza, że się z Nią chajtniesz :?: :roll: :P


Nigdy więcej żadnych głupich ślubów. Ale będziemy mieli czworo dzieci, domek pod lasem i do tego nad wodą i takie tam ;P.

Zaserwuję coś jeszcze - spoko. Może i sama autorka zaloguje się u nas - przecież tak jej imponuje nasze miasteczko i to co się dzieje :) .

Franco Zarrazzo - 2006-08-07, 20:32

"Weronika"

Kochałeś tylko Weronikę
Jej płomienno-rude włosy,
Skąpane w blasku
Zachodzącego słońca.
Jej, nie czytałeś poezji.
Nie drażniłeś zmysłów
Dźwiękami gitary.
Z Weroniką budowałeś
Mosty i drugie strony rzek.

Stoję na szczycie schodów,
Gdzieś między domem
Uciech, a królestwem niebieskim.
To nie serce uderza
W dzwon, nie moje dłonie
Oplatają złote kwiaty
Przebiśniegu.

Nigdy nie byłam Weroniką.
Nie stąpałam po rosie
Nagimi stopami.
- moje stopy są
pokaleczone.
Nie tańczyłam w świetle
Księżyca, ni tanga, ni walca...
- moje nogi leżą bezwładnie
na podłodze.
Nie kochałam nigdy resztką
Sił, bo... nie potrafiłam
Być twoją Weroniką.

19.05.2006
/w przestrzeń/


To mój ulubiony wierszydeł BA...

Franco Zarrazzo - 2006-08-07, 20:35


"Seans spirytystyczny"


(Sobie samej)


Przed snem wącham
Nadgarstki.
Wiesz jak pachnie namiętność?
Jest-
Seansem spirytystycznym.
Czasami
Unosi się zapachem
Tytoniowego dymu.
Pijesz whisky, kiedy
Kocham Cię najbardziej.

Przed snem myję
Stopy.
Zmartwychwstałe stopy.
Otulam nagość ciepłym
Kocem.
Żałuję za winy moje
I całego świata...

/02.05.2006/

Franco Zarrazzo - 2006-08-13, 09:10

Bywa

Bywa
Gdzieś pod powiekami
Między aniołów skrzydła
Cichy jak podmuch wiatru
Widziany
Między kaczeńcami
W uśmiechu zakochanych
Rannym sercem żołnierza
Prowadzony
Jak młody Bóg, bo
Każdy ma przecież swojego Boga
I w każdej nucie
Każdym słowie
Każdym rozumieniu
I potrzebie.
Bywa

09.08.2006

Franco Zarrazzo - 2006-08-13, 09:12

***

Malwina wzbiła się do lotu
rozpostarła złote skrzydła
czuła na nich słodkie
krople potu
czuła,
że ktoś ją obserwuje.
Już znikała za horyzontem,
gdy zatrzymały ją białe pręty
klatki.
Przygładziła pokornie mokre
pióra i pozwoliła mu
na kilka słów krytyki.

Bursztynowa - 2006-08-13, 09:22

Inez dziękuję, za miłe słowa :wink:
Osobiście mam zdrowe podejście do tego co pisze, i gdyby nie upór Franka, raczej nie byłoby tutaj tych moich gryzmołków.
Dobrze, że forum się nie popsuło :evil:

Franco Zarrazzo - 2006-08-28, 22:20

Jestem kobietą
Zapadam w zimowy sen.
Jesteś mężczyzną.
Polujesz na owady.
Mam swoją intymność.
Ty spadasz na cztery łapy.
Rośniemy na gałęziach tego świata
Jak mieniące się barwami tęczy
Szkiełka w kieszeniach aniołów.

Jestem miłością
Otulam ludzkie serca.
Jesteś pożądaniem
Rysujesz pejzaże zmarszczek
Na poszarzałych twarzach.
Uciekam przed burzą
Chowam się między palcami
Twoich stóp.
Ty walczysz na słowa,
Bo zdarzają się reklamacje.
Leżymy w mogiłach swoich
Przodków na białych ścianach domów.

Małe robaki człowieczeństwa.

smooth - 2007-03-04, 11:46
Temat postu: Klika banalnych przymiotników
Kilka banalnych przymiotników

Słońce wyłaniało się zza horyzontu równo ustawionych domów. Wkraczało dumnie na piedestał błękitnego nieba niczym dopiero, co koronowany król, czy nowonarodzone dziecko. Chowało się za chmurami z biało-szarego pierza, jakby chciało się skryć przed upałem wydzielanym przez własne ogromne cielsko. Kiedy znalazło się wystarczająco wysoko, rozłożyło długie promienie. Dotykało drzew wypuszczających drobne, seledynowe liście, rodzących soczyste jabłka i gruszki. Gładziło kaczki i łabędzie pływające monotonnie wzdłuż i wszerz jeziora. Muskało krwistoczerwone maki tańczące wśród zieleni łąk. Pieściło nagie, białe piersi Weroniki leżącej wśród miękkiej trawy i niewielkich kwiatów.

- Zapomniałam. Zapomniałam. Zapomniałam. – powtarzała cicho, gładząc bezmyślnie gęste włosy ułożone na jej miękkim brzuchu.

- Ta skleroza nie wypływa z nieprawidłowości w twojej głowie, ale z czystego w swej formie i pustego egoizmu. – odezwała się burza gęstych włosów leżąca na brzuchu.

- Brednie. Brednie. Brednie.

- A brak dystansu…

- Brak dystansu? I ta próżna nieumiejętność przyznania się do winy? Z czego to wynika?

- Z instynktu samozachowawczego. -

A nie z zimnego jak lód serca? -

Z braku serca.

- Mam serce.

- Masz serce.

Włosy podniosły się. Wyłoniła się zza nich okrągła chłopięca jeszcze buzia młodego mężczyzny. Jego smukła dłoń uniosła się nonszalancko w powietrzu, zatańczyła nadgarstkiem i uleciała w stronę serca Weroniki. Maurycy usiłował całą duszą przeniknąć w jej bijące szybko serce.

- Jesteśmy jednością – uśmiechnął się.

- Byliśmy. Nasze dusze były, a nasze ciała…to tylko ciała. – spojrzała gdzieś ponad nim.

- To tylko uciążliwy dodatek.

- A teraz przyklej sobie do łopatek te śmieszne piórka i wracaj na swoje niebiańskie huśtawki. Chcę tu zostać. Chcę leżeć na tej żyznej ziemi wśród maków i dmuchawców. Chcę zarosnąć trawą i zachować w pamięci najlepsze dni.

Maurycy wstał powoli i oparł się o szorstką korę starego drzewa. Uśmiechnął się na wspomnienie huśtawek i niebiańskich łąk. Tak idealnych, ciepłych, pachnących…Schylił się po leżące na kocu papierowe skrzydła.



I tak znieruchomieli w kamieniu rzeźby nieznanego artysty. I słońce i niebo i drzewa i łąki i para kochanków zupełnie innej historii.

______________________
Bursztynowy Anioł

smooth - 2007-03-04, 11:50
Temat postu: Rozmowy z Aniołem
Rozmowy z Aniołem




Na szafce przy łóżku leżały dwie biografie. Romana Wilhelmiego i Zbigniewa Cybulskiego. W obu książkach były ponaznaczanie najciekawsze fragmenty i ulubione zdjęcia. Weronika stała przy oknie i próbowała włożyć duże, tekturowe pudełko do za małej papierowej torebki ze świątecznym wzorem. Na dworze było zimno i szaro. Chociaż zbliżały się święta Bożego Narodzenia, na ziemię nie spadło jeszcze ani odrobinę śniegu. Kobieta próbowała zapakować prezenty dla rodziny, wiedziała, że mogła nie przywozić nic, bo i tak nie trafi w gust ani mamy, ani ojca czy babci. Jedynie starszy brat zawsze dzielnie udawał pełen zachwyt nad czwartym scyzorykiem czy płytą z muzyką, której nigdy nie słuchał. Nie miała ochoty na spotkanie z najbliższymi, obżarstwo, rozmowy na niby- poważne tematy, czy picie alkoholu w najmniej odpowiednich momentach. Owszem, jeszcze w zeszłym roku z niecierpliwością odliczała dni do 22 grudnia, kiedy kończyła zajęcia na uczelni wcześniej niż zwykle i wsiadała w wieczorny pociąg, by tej nocy zasnąć w swoim dawnym łóżku, w pokoju, w którym spędziła tyle niezapomnianych chwil.
- To tam po raz pierwszy się całowałam z chłopakiem, tam odbyłam pierwszą poważną rozmowę, pozwoliłam Karolowi, by oglądał moje piersi…- Weronika roześmiała się głośno, usiadła na podłodze i oparła plecami o ciepły kaloryfer.
- I tam po raz pierwszy chodziłaś po szkle, po raz pierwszy wbiłaś w swoje blade ciało, kawałek porcelanowego słonika.- Powiedział Maurycy. Do tej pory stał cichy w ciemnym kącie. Wyszedł powoli, pokazując się w całej swojej doskonałości. Wyglądał, jakby unosił się pięć centymetrów nad ziemią, miał rozmarzone, lazurowe oczy i długie blond loki.
- To nie jest ważne, liczy się to, co jest teraz. Mam swoje życie, gram w teatrze, mam swoje mieszkanie, kilkoro zaufanych znajomych, ciebie…
- Jego…
- Jego już nie ma, dawno już nie ma.
- Chyba nie miałaś nadziei, że to wszystko potoczy się innym torem? Nie myślałaś, że będziesz z nim szczęśliwa do końca swojego życia?
- Naiwnie mu ufałam i wierzyłam, że jestem wybrana. Sam fakt, że mam ciebie dodawał mi pewności siebie.
Weronika podniosła się powoli z podłogi i włączyła swoją ulubioną płytę. Już po chwili z głośników dobiegały dźwięki argentyńskiego tanga. Chciała zatańczyć. Okręciła się kilka razy wkoło, podeszła do Maurycego, ale znikł.
Jak na swoje marne dwadzieścia dwa lata, mogła już powiedzieć, że coś w życiu osiągnęła. Ciekawa praca, kilka dobrych sztuk na kącie. Była całkiem ładna, miała duże brązowe oczy i śliczne, długie rzęsy. Przyciągała do siebie mężczyzn, kobiety jej zazdrościły. Podobno miała w sobie to „coś”. Maurycego wymyśliła jeszcze w liceum. Była typem samotnika. Siedziała sama w pierwszej ławce, uczyła się średnio, nie chodziła na imprezy towarzyskie, weekendy spędzała w domu czytając książki lub pisząc opowiadania. Miała piękne sny, tak realne, tak rzeczywiste…Maurycy był najdoskonalszym wytworem jej wyobraźni, był dobry, czuły,, opiekuńczy i kochał ją nad wszystko. Był jej Aniołem Stróżem.
- To było takie banalne. – Powiedziała cicho. Maurycy tym razem siedział na wiklinowym, bujanym fotelu i przyciskał do twarzy kostki lodu.
- Opowiedz mi o tym. – Zachęcił ją.
- Skończyliśmy zajęcia wcześniej niż zwykle. Byłam na początku trzeciego roku. Minął ponad rok od tamtej pory. Poszłam na zakupy. Miałam ochotę zrobić sobie prezent. Nie doszłam nawet do sklepu, kiedy zaczął padać deszcz. Wbiegłam do najbliższej kawiarni. Zamówiłam koktajl truskawkowy, którego przecież nie lubię i usiadłam przy oknie. Tak bardzo lubię okna. Mogłam obserwować spadające, duże szare krople i uciekających przed nimi ludzi. Czułam nad nimi wyższość, bo siedziałam w suchym, miłym miejscu i byłam sucha.
Weronika wyjęła z komody, dużą czarną torbę podróżną i zaczęła wrzucać do niej ubrania i prezenty. Próbowała je składać, układać staranie, ale nigdy nie należała do osób o pedantycznym usposobieniu.
- Podszedł do mnie, taki pewny siebie….

Kawiarnia miała pomarańczowe ściany i kilka obrazów z kochającymi się aniołami. Pachnące drewnem stoliki porozstawiane były w niewielkiej od siebie odległości. Kilkoro ludzi wpadło na ten sam pomysł, i weszli do środka razem ze mną. Nie wiem, co mi przyszło do głowy, żeby zamawiać napój, którego nigdy nie wypiję. Usiadłam koło okna. Zawsze wybierałam takie miejsca, gdzie mogłam wszystkich obserwować. Wyjęłam z torby notes i zapisywałam w nim luźne skojarzenia. Deszcz pada, deszcz szary, szare ulice puste ulice, puści ludzie, uciekające samochody…
- Pozwoli pani, że się przysiądę? – Wyrwał mnie z zamyślenia, tym swoim podle uprzejmym głosem. Uśmiechną się przebiegle i nie czekając na odpowiedź, usiadł.
- Też uciekł pan przed deszczem? – Uśmiechnęłam się mimo wszystko i zaczęłam mu się przyglądać. Facet, jak facet. Niewysoki, niebrzydki, szczupły. Miał ładne, zielone oczy i zadbane dłonie. Sprawiał dobre wrażenie.
- Nie. Przychodzę tu w każdy czwartek na koktajl czekoladowy.
- Mój ulubiony.
- Naprawdę? Ja go nie znoszę.
- Więc dlaczego go pan zamawia?
- Z przyzwyczajenia. Wolę truskawkowy. – Spojrzał na mnie i zamienił szklanki. Zrobiło mi się głupio. Jakby szukał okazji na przygodny seks bez zobowiązań.
- Więc mamy dzisiaj czwartek? – Mimowolnie zmieniłam temat.
- Nie wiem. Możliwe. Czasami zapominam, że mam tutaj przyjść. Kiedy sobie przypominam, jest już sobota, więc nazywam ją czwartkiem i idę do kawiarni. Wtedy niedziela staje się piątkiem, a poniedziałek sobotą.
- Nie utrudnia to panu życia?
- Ależ utrudnia, oczywiście! Muszą dzwonić do mnie, żebym przyszedł do pracy.
- Powinni pana wylać. Jakiś inteligentny bezrobotny czeka na to stanowisko.
- Byłoby ciężko, bo to moja księgarnia.


- Nie dam rady zapiąć tej walizki. – Zdenerwowała się Weronika i usiadła na poręczy fotela, obok Maurycego, który natychmiast znikł. – Jak ty mnie czasami denerwujesz!
- Spóźnisz się na pociąg. – Oznajmił wychodząc z kuchni. Trzymał w rękach garść obranych mandarynek.
- Która jest godzina?
- 11:18.
- Mamy czas.
Maurycy podszedł do Weroniki i podał jej owoce. Wzięła je natychmiast i szybko zjadła. Była głodna. Nie jadła od dwóch dni. Nie miała na to ochoty.
- Mówisz jedno, a robisz drugie. – Roześmiał się Anioł. – Niby głupio i krępująco, ale dałaś mu swój numer telefonu.
- Oczywiście jestem bezwzględna, podła, okrutna i zła…
- Wystarczy już tych przymiotników.
- Życie jest za krótkie, żeby czasami nie pozwalać sobie na małe szaleństwa, znasz to? I zadzwonił tego samego dnia. Był miły, do niczego mnie nie zmuszał. Nigdy. Poza tym nie chcę o tym rozmawiać. Gdzie jest moja kurtka?


______________________
Bursztynowy Anioł

smooth - 2007-03-07, 23:58

"Przez palce"

Przez palce oglądam świat
Przez palce…

Przez zapatrzenie brnę do przodu
Przez zakochanie…

Motylem na plecach
Śniegiem na przegubach
Złotą obrączką w studzience…

Przez palce przecieka mi życie
Przez palce spływają łzy
Przez palce słyszysz mój oddech.

Ty…


"Jest takie miejsce"

Jest takie miejsce, gdzie
Anioły zatopione są w bursztynie.
Patrzą na świat przez brązowe źrenice
Dotykają uśmiechu końcami języków
Czują zapachy przez płatki tulipanów.

Jest takie miejsce, gdzie
Anioły spadają z nieba.
Mają skrzydła lekkie jak podmuch
Wiosennego wiatru.
Rzęsy długie jak gałęzie płaczących wierzb
A dłonie delikatne jak jedwab.

Jest takie miejsce, gdzie
Anioły nie szukają idealnej miłości.
Cienkim rzemykiem zawieszone na szyi
Pozostają spokojne
Za plecami swoich podopiecznych.

______________________
Bursztynowy Anioł

smooth - 2007-03-10, 14:00
Temat postu: W domu moim
"W domu moim"

W domu moim rodzinnym
Unosił się zapach truskawek.
Matka krzątała się po kuchni
Ścierając kurze z mebli.

Smak kawy już nigdy nie był
Tak słodki,
Zastanawiająco tajemniczy.

W domu moim rodzinnym
Słychać było szepty aniołów.
Ojciec nucił melodie dawnych lat
Naprawiał stare krzesła.

Smak miłości już nigdy nie był
Tak czuły
I niewinnie spokojny.

W domu moim rodzinnym
Promienie słońca
Pieściły szyby wszystkich okien.
W kącie małego pokoju
Siedziała dziewczyna pogrążona
W modlitwie.

Już zawsze będę poruszona
Tęsknotą za domem
Spod przymkniętych powiek.

______________________
Bursztynowy Anioł

Komentarze i dyskusja TUTAJ zapraszam.

smooth - 2007-03-12, 15:13

„Rozmowa z Utopią”

Może jutro
Już nas tutaj nie będzie?
Nie zaparzymy kawy w dzbanku.
Pamiętasz ten zielony dzbanek?
Zanim się zjawiłeś
Wkładałam do niego tulipany.

Może już nigdy nie będziemy marzyć?
Zapach świeżego szczypioru
Nie będzie nas wprawiał w euforię.
Pamiętasz ogród
W domu Twojej babki?

Może nigdy nie obudzimy się
Z tego snu?
Daj Boże…

Komentarze i dyskusja TUTAJ


_____________________
Bursztynowy Anioł

smooth - 2007-03-13, 17:43

„List do Utopii”

Słowami witam cię każdego dnia
Dzień dobry kochany.
Tak pięknie świecą ci się oczy,
Gdy mrużysz powieki, by ukraść
Jeszcze odrobinę nocy.
Wstawaj kochany, zaparzyłam kawę.
Zakładasz niebieską koszulę
I wychodzisz do pracy w tym
Niemodnym garniturze.
Zrobiłam ci kanapki. Kochany.

Zapalam papierosa.
Kładę się na wznak wśród
Zieleni młodej wiosny.
Myślę o kaczeńcach we włosach,
Tulipanach w wazonach
I zapachu bzu.

Słowami witam cię, gdy stajesz w progu.
Serwus kochany!
Rozkładasz bezradnie ręce
I przygarniasz moje ciało, by zatopiło
Się w twych ramionach.
To boli kochany.
Duszę się od nawału twej miłości.
Ale nie uciekam, a ty nie przestajesz kochać.

Wyjmuję z szafki dwa kieliszki.
Nalewam czerwonego jak krew wina.
Siadamy tuż przy kominku.
Widzimy ogień igrający z drewnem.
Czujemy zapach czekolady,
Świeżo ściętej sosny,
I twojego zmęczonego ciała.

Słowami żegnam cię co wieczór.
Dobranoc mój kochany,
Spij dobrze.
I gładzę pustą poduszkę o zapachu
Lawendowego marzenia.

13.03.2007


--------------------
Bursztynowy Anioł

Komentarze i dyskusja TUTAJ

smooth - 2007-03-14, 09:54

„Wybawca”
/Dla Niej/


-Przysięgam wam, że płynie czas
i zabija rany…-
Odchodzę w dal
I trwam.
Biję sercem zdrajcy.
Oddycham powietrzem przebaczającego.
Na horyzoncie morderca emocji.
Mój wybawca
W białej szacie.

Ciało to zimna rosa.
Oczy- światło w tunelu ostatniego tchnienia.
Chłonę…


13/14 III 2007

---------------------------
Burszytnowy Anioł

Komentarze i dyskusja TUTAJ

smooth - 2007-03-16, 00:42

Maurycy

- Maurycy jesteś tutaj?- Szepnęła Iga. – Gdzie byłeś? Znowu u tego swojego Boga? Nie zostawiaj mnie nawet na chwilę! Jesteś mój. Musisz się mną opiekować. Od tego są Anioły. Stań bliżej okna! Nie widzę Cię dobrze. Jesteś smutny? Przecież nic złego nie zrobiłam! Nie bij mnie! To boli...Maurycy! Dokąd idziesz? Zaczekaj! Zabierz mnie ze sobą! Chcę zobaczyć twojego Boga! Jak to jest z wiarą? Jeśli jest to jest źle, a jeśli jej nie ma to jest jeszcze gorzej? Powiedz coś! Słyszysz mnie? Maurycy...
- Jestem tylko marnym pyłem.- Szepnął Maurycy.
- Jesteś moim pyłem! Czy tak trudno jest dobrać odpowiednie słowa? Istnienie boli. Chęć bytu mnie przytłacza.
- Jestem tylko marnym pyłem.- Powtórzył Maurycy.
- Znowu odchodzisz? Uciekasz? Widziałeś wczorajszy zachód słońca? Niebo było piękne. Inne niż zwykle. Wyjątkowe. Maurycy! Gdzie jesteś? Nie będę się modlić! Maurycy!
- Z kim ty znowu rozmawiasz?- do pokoju weszła Dorota, siostra Igi. Mieszkały razem od dwudziestu lat, ale jedna drugiej nigdy nie potrafiła zrozumieć.
- Mam zły dzień. Nic mi dzisiaj nie wychodzi. Gdzie jest oko? Muszę namalować oko. Nawet nie wiem, jakiego ma być koloru? Niebieskie? Nie to chyba zbyt banalne.- Iga przechodziła się nerwowo po pokoju, zaglądając przy tym do wszystkich szafek.
- Malujesz obraz? Mogę ci pozować? – Wtrąciła nagle Dorota. – Pamiętasz? Kiedyś siadałam na schodach a ty mnie rysowałaś. Kazałaś mi się nie ruszać, a ja ciągle poprawiałam włosy opadające na czoło. Chciałam wyglądać jak najlepiej, ale i tak nigdy nie pokazałaś mi tej pracy. Nawet nie wiem czy ją skończyłaś.
- Nie skończyłam. Pamiętam doskonale.- Iga stanęła w miejscu i zaczęła uważniej przyglądać się swojej starszej siostrze.- Chcesz? Naprawdę? Usiadłabyś na schodach i byłoby jak kiedyś? Siedziałabym na ciepłej trawie, a ty posłusznie kładłabyś rękę na kolano, tak, żeby było dobrze? I śmiałybyśmy się bez pamięci z każdego słowa wypowiedzianego bezwstydnie?
- Tak.- Uśmiechnęła się Dorota. – Usiadłabym na schodach i nie ruszałabym się, jeśli mi rozkażesz. Będę opowiadała głupie żarty i sama się z nich śmiała. Będę patrzyła uważnie na każdy ruch twoich ramion i każdy gest twoich dłoni. Będę ci pozowała, żeby tylko, choć przez chwilę było tak jak kiedyś.


Był ciepły letni wieczór. Słońce walczyło z księżycem o władzę nad niebem, które z minuty na minutę przybierało wszystkie odcienie tęczy. Nie było wiatru, a para unosiła się ze spragnionej deszczu trawy. Kwiaty zamknęły już kielichy, aby odpocząć chwilę od nieznośnego słońca, które dotykało je swoimi promieniami jak najdłużej i jak najmocniej to było możliwe. Dziewczyny wyszły na podwórze i stały koło siebie w milczeniu. Żadna nie miała odwagi psuć atmosfery narastającej w napięciu chwili. Żadna nie chciała wypowiedzieć słowa, aby nie przerwać kojącej zmysły ciszy. Stały, milczały i patrzyły namiętnie na zachodzącą za korony drzew ognistą kulę. Było im tak dobrze.
- Kiedy byłam mała, zastanawiałam się gdzie ono ucieka w nocy. Co się z nim dzieje.-Szepnęła nagle Iga.
- Pamiętam jak siedziałaś pod naszym starym dębem i płakałaś. Każdego wieczoru.- Uśmiechnęła się Dorota. Usiadła na schodach, kiedy jej siostra przygotowywała narzędzia potrzebne do wykonania szkicu.
- Bałam się, że nie wróci. Bałam się, że już zawsze będzie noc i gwiazdy. Bałam się tych wszystkich duchów, które mnie wtedy otaczały. Nie mogłam sobie z nimi poradzić. Walczyłam, ale były silniejsze ode mnie.
- A teraz sobie radzisz? Ja nadal widzę w tobie zagubioną, malutką dziewczynkę, która nie wie, do czego służy życie i po co właściwie jest, skoro i tak przeminie.
- Teraz jest inaczej. Ta bezbronna istotka ma swoich sprzymierzeńców, ale już nie walczy. Zrozumiała, że nie musi starać się być rozumianą. Ta mała dziewczynka wie, że chociaż stanie się kiedyś garstką pyłu, będzie. Zawsze pozostanie w czyimś sercu. I być może ktoś będzie po niej płakał.
- A jeśli nie będzie? Jeśli wszyscy pozwolą, abyś stała się tylko i wyłącznie okruchem i nic nieznaczącym wspomnieniem, które warto szybko wymazać z pamięci?
- Wtedy jeszcze tu wrócę. Nie kręć się. Połóż rękę na szyi i zamknij oczy.
Iga zaczęła cicho, delikatnie przesuwać ołówkiem po zżółkniętej kartce. Na dworze było cicho, nawet ptaki na chwilę ucichły, by spokojnie przyjrzeć się spotkaniu dwóch sióstr. Niektóre drzewa pamiętały jeszcze ich wspólne zabawy na łące, poganianie spłoszonych kur i rozdeptywanie pięknych kwiatów, hodowanych całe lata przez schorowaną babcię.
Ołówek spokojnie sunął po kartonie wykonując, co chwile zamaszyste ruchy, idealnie odzwierciedlając ostre rysy twarzy roześmianej Doroty.
- Kiedyś próbowałam cię naśladować. – Szepnęła nagle Dorota
- Naśladować? – Zdziwiła się Iga.
- Przyglądałam ci się godzinami. Próbowałam nawet mrugać równie nerwowo jak ty. Nigdy mi nie wychodziło delikatne stąpanie, po skrzypiącej drewnianej podłodze. Zawsze musiałam odwrócić twarz w inną stronę. Rozmawiałam nawet czasami z twoim wymyślonym kolegą, ale nigdy mi nie odpowiadał.
- Maurycy rozmawia tylko ze mną, ale to nie jest ważne. Nie odzywaj się. Przechyl głowę w prawo i zamknij oczy!
Robiło się coraz ciemniej. Słońce właściwie nie chciało odchodzić, ale wielki Pan Nocy wygrał walkę z Królową Dnia i zepchnął ją z oblicza życia. Gwiazdy otoczyły ciemne chmury trzymając się za ręce ze złotego pyłu. Robiło się coraz ciemniej, i smutniej, aż w końcu zapadła noc. Kwiaty zamknęły swe kielichy zmęczone kilkugodzinnym udawaniem. Udowadnianiem głupim, ludzkim istotom, że są piękne. Lepsze od wszystkiego, co je otaczało.
Drzewa skuliły się ze strachu przed przemijającym życiem. Skuliły się z trwogi przed zakończeniem swojego istnienia.
Siostry siedziały jeszcze chwile na cementowych schodach udając zainteresowanie dla zagubionego wróbla poszukującego zapewne rodziców, którzy tak naprawdę odepchnęli go z powodu wrodzonej ułomności, jaką było za krótkie skrzydło.
- To straszne.- Szepnęła Iga
- Co jest straszne? – Zdziwiła się Dorota. Nie mogła znieść złośliwości siostry, która zawsze przerywała ciszę, swoimi głupimi poglądami, niewnoszącymi nic sensownego w jej nudne życie. Próbowała czasem udawać zainteresowanie, ale po tak długiej grze, wymianie tylu zdań i pozowaniu do portretu, nie miała na to po prostu siły.
- Wyobraziłam sobie właśnie jakby to było, gdyby mnie nagle zabrakło. Gdybyś się jutro obudziła, spytała o mnie i nikt by nie wiedział o moim istnieniu. Umarłabym. Jakby to było? Świat beze mnie byłby taki pusty, beznadziejnie przykry, żadne słowo nie miałoby znaczenia i z pod palców żadnego mężczyzny nie wypłynęłaby już żadna nuta głosząca przepych ziemi, niby stworzonej przez tego waszego Boga....
- Tak, to byłoby przerażające. Na pewno. – Roześmiała się Dorota i uciekła do domu, przed wiatrem rozpoczynającym swój niebezpieczny taniec


---------------------
Bursztynowy Anioł

smooth - 2007-03-18, 11:31

Podobno miłość jest banalna...:)

A co najzabawniejsze - nigdy nie zdarzyło mi się napisać czegokolwiek o miłości, będąc z kimś w związku - ciekawe z czego to wynika. :)


***
/Z dedykacją aktualnym fascynacjom/


Kocham Twoje usta
Spierzchnięte od krzyku i słów.
Zamarłe w niemym śpiewie
I drżące z zimna w listopadową noc.

Kocham Twoje dłonie
Którymi gładzisz moje drżące ciało
Oplatasz nimi ludzkie serca
I rozkładasz w bezradnym geście.

Kocham Twoje oczy
Zamknięte ze strachu przed słońcem
Otwarte symbolem pełnym skupienia
Te dwa księżyce wtopione w lazurową tęczówkę.

Kocham Twoje stopy
Którymi błądzisz po bezkresach
Układasz kroki kolejnego tańca
I idziesz przed siebie gdzieś w Bieszczady.

Kocham Twoją duszę
Liryczną nutę nakreśloną na pustej karcie
Złoty klucz do bramy niebios
I światło świecy w ciemną noc.

Bo żyć nie mogę
Bez Twych ust, których szukam w cierpieniu
Bez dłoni, którymi karmię pokryte szronem piersi
Bez oczu, które patrzą w oczy i poza nie
Bez stóp, które jak kamienie, zostawiają ślady do opoki
Bez Twej duszy, którą mi podarowałeś, zawieszoną
Na złotym łańcuszku.

15.03.2006


-------------------------
Bursztynowy Anioł



Komentarze i dyskusja TUTAJ

smooth - 2007-03-20, 18:01
Temat postu: Pogarda
Pogarda

Pogarda – Mówisz.
I odwracasz się plecami.
I mija sto dni.
A brama wciąż stoi otworem.
Wciąż pusta…


-----------------------
Bursztynowy Anioł


Komentarze i dyskusja TUTAJ

smooth - 2008-01-21, 23:43

*****

Silę się na wielkie słowa,
Odrobinę romantyzmu, coś na znak ponadprzeciętności.
Próbuję zgłębić się w tajemnicę Twoich oczu.
Może ją odkryję?

Budzę się o świcie i widzę szron na szybie.
I słońce.
To samo słońce, które widzisz Ty za swoim oknem.
Tylko kolor nieba jakby trochę inny.

Próbuję uwierzyć w marzenia.
Przekonać się, że to, co robię ma sens,
Robić to bez względu na to czy będziesz obok.
Bo któregoś dnia nie położysz dłoni na moim sercu.
Nie dotkniesz mnie, kiedy uklęknę przy Tobie.

Kiedyś nadejdzie taki dzień, że słońce wzejdzie dla Ciebie
W zupełnie innej czasoprzestrzeni.
Kiedy ja będę już zupełnie inna.
Dlatego dzisiaj silę się na wielkie słowa,
Odrobinę romantyzmu…

__________________________________________________________________


Do Maurycego


Mam magiczną moc
Od kiedy wiem, że jesteś tu.

I zawsze bądź.
Przy mnie trwaj.

___________________________________________________________________

***

Dałeś mi karmazynowy obłok
I nocy tysiące.
Ani jedna do drugiej nie podobna.
Noce pełne gwiazd, zieleni
I zapachu pomarańczy.

Dałeś mi błyskawice w oczach
I grzmoty gdzieś w okolicach
Serca czy żołądka.
Każde uderzenie niepowtarzalne.
Bo to Ty trzymałeś moją dłoń
Chroniąc od upadku.
Ty nuciłeś ballady
Na dobranoc.
Byłeś tym, którego nazywają
- poczucie bezpieczeństwa.

To nie wyznanie miłości.
Nie pragnę żebyś wrócił
I znów głaskał mnie po plecach.
Ja Ci dziękuję.

Kimkolwiek jesteś teraz.


Komentarze i dyskusje Tutaj

smooth - 2008-01-21, 23:55

SAMOTNOŚĆ NOCĄ


Chciałabym
Żebyś przykrył mnie skrzydłami.
Czekam na to każdego wieczora.
Minuty
Sączą się jak krew z otwartej rany.
Stoję naga w nadziei,
Że zapukasz do drzwi.
Ale nie przychodzisz.
A może skradasz się gdzieś tylko?
Bo słyszę szelest piór.
Zasypiam
Samotnie ze szronem na ustach.
Pejzażem zimnym i bezlitosnym.
To już nie bajka.
To moje łzy wzburzyły morze.
Szykuj Arkę.
Nadchodzi czas Apokalipsy.
Cierpienia ostatecznego.



----------------------------
Bursztynowy Anioł

Komentarze i dyskusja Tutaj

smooth - 2008-01-24, 21:11

2008-01-23 19:00:05 >>
Szpak na parapecie



Czy szpaki zostają w kraju na zimę?

A za oknem tylko odrobina śniegu. Wyglądam pełna nadziei, w poszukiwaniu natchnienia. Kilku chwil ulotnych, dzięki którym poczuję szczęście nieograniczone. Za oknem linia wysokiego napięcia. Telekomunikacyjna. I słup. A na linii siedzi szpak. Wpatruje się w moje okno z ciekawością. Myśli pewnie, że powinno mnie tu nie być. Powinnam teraz znajdować się w zupełnie innym miejscu. A ja pisze powolutku, nie zachłannie, żeby nie wzbudzać sensacji. Cichutko stukam w klawiaturę komputera. Szlag by trafił te wszystkie nowe wynalazki, te laptopy od siedmiu boleści! Ale siedzę powyginana, w pozycji niewygodnej i pisze odrobinkę, aby ulżyć strudzonemu sercu.

Za oknem linia, sznur czy kabel. A na linii szpak. Wpatruje się w brudną szybę i moją pochyloną nad klawiaturą głowę. Nie ma sprawy, mogę przecież wstać. Mogę zrobić sobie chwilę odpoczynku. Otwieram okno, choć na dworze mróz niemalże jak na Syberii, szron natychmiast pokrywa moje usta.

- Cześć Szpaku! – uśmiecham się radośnie. Nie mogę się przecież poddać. Chciałam natchnienia, o wenie myślałam, to teraz mam.

- Ćwir! Ćwir! – odpowiedział Szpak.

- Oszalałeś? Szpaki nie ćwierkają!

- A co robią szpaki? – zainteresował się ów szpak.

- Nie wiem! Kraczą!

- Kraczą wrony!

- Szpaki też! I kawki chyba…

- Ale ja nie jest szpakiem.

- Wyglądasz zupełnie jak szpak.

- Ja jestem bocianem!

- Hmmm…bociany odlatują na zimę do ciepłych krajów. Dlaczego więc ty zostałeś?

- To już jest zima?

- Nie czujesz?

- Niedawno wróciłem z Afryki. Bo wiesz, ja dużo podróżuję. Faktycznie. Wydawało mi się, że jest tu trochę chłodniej niż w takim Egipcie na przykład.

- Ale tylko troszeczkę?

- Troszeczkę.

Zamykam okno i pędzę w szaleńczym pędzie do łazienki. Usta bolą. Zamarzły i popękały a krew sączy się cienką stróżką po szyi, z szyi po dekolcie i piersiach. Niemożliwością staje się ta pasja twórcza. Obmywam zabrudzone ciało i wracam do pokoju. Siadam przy komputerze, garbię się, pochylam kark a wraz z karkiem głowę i widzę pusta kartkę. Nic nie napisałam? Ani jednego słowa? Twarz kieruję w stronę okna. Za oknem nadal linia, a na linii tylko mróz. Po szpaku ani śladu. Szpak siada na parapecie i puka swoim dziobem w szybę. Patrzymy sobie prosto w oczy. Moje niebieskie i jego czarne jak smoła. Błyszczą. A szpak puka i puka.
– Przestań pukać! Szybę przepukasz! Kim teraz jesteś? Dzięciołem?- krzyczę zdenerwowana.

- Wpuść mnie! Zimno mi! – odkrzykuje szpak i puka w szybę.

Już widzę tę rysę na szkle, już widzę jak pęka, już chce mi się płakać, już nie wierzę, już nie chcę pisać! Otwieram okno, a ptak wlatuje do pokoju jakby nigdy nic. W dziobie trzyma zeschnięty listek.

- Chyba nie zamierzasz sobie tutaj gniazda wić? – zdziwiłam się

- To dla ciebie – uśmiechnął się ptak, jeżeli to możliwe by ptaki się uśmiechały.

- Dla mnie?

- W ramach podziękowań. Za nocleg.

- To nie hotel! Co ty sobie myślisz!

- Ale przez ciebie jest mi zimno. Do tej pory myślałem, że jestem bocianem. Latałem w dalekie podróże, byłem szczęśliwy. Czy ty wiesz ile krajów zwiedziłem? Ale ty uświadomiłaś mi, że jestem zwykłym szpakiem. I musze tu zostać. Nie przywykłem do takiego klimatu. Jest mi strasznie zimno. Przygarnij mnie na jedną noc.

- Ale…

- Jest mi smutno.

- Dlaczego?

- Bo ja lubiłem być bocianem.

I już zaczynam rozumieć. Nasuwa mi się myśl. Dlaczego nie mielibyśmy być tym, kim być chcemy? Jeżeli to nas uszczęśliwia? Jeżeli to pozwala nam spełniać marzenia?

- Wiesz co? – siadam koło szpaka i biorę od niego uschnięty listek lipy – Dla mnie możesz być nawet rajskim ptakiem. Chcesz?

- Nie. Wolę zostać bocianem.

- Dobrze bocianie. Przenocujesz u mnie.

Chowam listek między karty ulubionej książki i idę poszukać czegoś do jedzenia. Przecież bociany muszą coś jeść, prawda?





--------------------------------------
Bursztynowy Anioł

Dyskusja i komentarze Tutaj

smooth - 2008-02-14, 13:43

***

Budzić się w twoim
westchnieniu mogłabym po kres,
zasypiać między
uderzeniem strudzonego serca
a przelotną myślą samotności.

Bądź moim ramieniem
w czasie letniej burzy
i wskazówką zegara
pierwszej wspólnej nocy.

Tak niewiele
i cały ogrom świata zarazem
gdy słyszę Twój oddech za ścianą.
Jeszcze tylko nadgarstki skrop
sokiem pomarańczowych perfum
i usta splam
krwistą czerwienią pożądania.

Trwać w półmroku,
noca mglistą.
Trwać przy Tobie,
z Tobą
we mnie ciężarną ułudą.

------------------------------
Bursztynowy Anioł
Luty 2008

Komentarze i dyskusja Tutaj


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group